Eksperta naszego powszedniego daj nam telewizjo
Dziennikarz. Podaję nową polską definicję: omnibus, intelektualne kombo, zna się na wszystkim, wyręczy każdego eksperta.
Są dziennikarze, którzy uważają się za mistrzów gry na dziesięciu fortepianach, w telewizji i radiu mogliby w jeden dzień obskoczyć kilka programów. W jednym studiu uchodźcy i walka z terroryzmem, w drugim reforma sądownictwa i konstytucja, w trzecim ekshumacje, w czwartym ocena planów Morawieckiego, a w piątym z rozpędu debata nad kondycją polskiego teatru i pal sześć, że po raz ostatni w teatrze byli w 1986 na Tomciu Paluchu, przecież teatr to teatr, łatwizna.
Wszystko to do kupy wygląda mniej więcej tak, jak w jednej z ostatnich dyskusji o kryzysie migracyjnym. Prowadzący nieprzygotowany, goście walą gimnazjalnymi ogólnikami, ale się kręci. Kluczowy argument: jeden powiada, że był w Aarhus w Danii i pyta, czy jego interlokutorzy też tam byli i czyli widzieli dzielnicę muzułmańskich imigrantów. Nie byli. No to on mówi, że to strefa no-go, porażka multi-kulti i Europa musi się obudzić. Decydujący cios zadany. Zawsze podziwiałem reporterów, którzy po dwóch dniach pobytu w jednym miejscu są w stanie skonstruować twarde wnioski dotyczące zastanej sytuacji społeczno-politycznej, a potem tłumaczyć nimi znaczenie szersze zjawiska. Ja w tym czasie nie zdążyłbym nawet liznąć tematu przez szybę.
Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że dziś do uważania się za fachowca od sytuacji w Zatoce Perskiej upoważnia lot liniami Emirates, a doświadczenie urlopu w Abu Zabi staje się równe naukowemu dorobkowi profesora od stosunków bliskowschodnich.
Umówmy się oczywiście, że opinie na temat izolacji Kataru może wypowiadać każdy, niechaj supermarkety i place budowy skrzą się dyskusją o dwulicowości Arabii Saudyjskiej, źródłach terroryzmu, itd., itp. Niekoniecznie jednak trzeba je traktować jak prawdy objawione, tymczasem dziennikarze - och, to nienasycone ego - pragną być opiniotwórczy i własne werdykty ferują głosem nieznoszącym sprzeciwu. Może jednak nie powinno to dziwić, skoro w Polsce za głównego eksperta na temat polityki Szwecji robi piosenkarz Jerzy Grunwald. Mnie jednak wciąż dziwi.
Producentom programów podpowiadam, bo może tego nie wiedzą, że istnieją na polskich uczelniach ośrodki badań nad migracjami, nad terroryzmem, instytuty Bliskiego Wschodu, są socjologie globalnych procesów społecznych, stosunki międzynarodowe i inne różności. Tak, naukowiec potrafi czasem rozmydlić temat, nie to co sprawdzony w boju publicysta, ale przynajmniej wie, o czym mówi.
Może to staromodne podejście do zawodu, ale jednak dziennikarze powinni być od zadawania pytań, a nie od wymyślania odpowiedzi.