Dzwoni, pisze, śledzi całymi dniami. Stalker może zatruć życie
Wysyłają smsy, obserwują, wydzwaniają po nocach, czatują pod domem. Stalkerzy potrafią szybko zmienić komuś życie w piekło. Często to osoby, które w przeszłości były ze swoimi ofiarami związane. Czasami kieruje nimi chęć odwetu, a niekiedy „tylko” chora ciekawość. Dlaczego zainteresowanie życiem innych zmienia się w obsesję?
Zaczęło się jeszcze podczas ubiegłorocznych wakacji. Młoda bełchatowianka wyszła na spacer z psem. Przed blokiem zobaczyła jego - mężczyznę, który zmienił jej życie w koszmar. Kilka lat temu spotykała się z nim. Znajomość była raczej z tych przelotnych. Teraz żałowała, że kiedykolwiek los ją z nim zetknął, bo choć ułożyła sobie życie z kimś innym, to właśnie ten dawny znajomy zatruł jej życie. Teraz mężczyzna blokował jej przejście, szedł za nią i dopytywał, dlaczego nie przyszła na jego urodziny. Kobieta nie odpowiadała, jak najszybciej chciała znaleźć się w zasięgu osiedlowego monitoringu. Wtedy wezwała policję.
Gdy 1 września szła z synem na rozpoczęcie roku szkolnego, jej prześladowca czekał na ławce. Zaczął zaczepiać dziecko, mówił chłopcu, że zabierze go na ryby i wszystkiego nauczy. Chłopak przestraszył się, matka zaczęła się obawiać, że mężczyzna pójdzie za nimi aż do szkoły i tam dopiero narobi wstydu. Znów wezwała policję. Były też takie dni, gdy krzyczał przed ich blokiem i wydzwaniał domofonem tak często, że w końcu bali się wyjść z domu. Głośno wołał, że jest ojcem dziecka kobiety. Na facebooku też się podawał za „tatusia” i wypisywał niewybredne teksty na temat dojrzałości seksualnej chłopca.
Sprawa trafiła na prokuraturę, 31-latek został oskarżony o uporczywe nękanie beł-chatowianki i jej rodziny i wzbudzenie u nich uzasadnionego poczucia zagrożenia. Okazało się, że jest uzależniony od substancji psychoaktywnych. Właśnie wtedy, gdy coś brał, nękał kobietę i jej dziecko. Przed sądem 31-latek przyznał się do zarzucanego mu czynu. Twierdził, że to wszystko dlatego, że jest biologicznym ojcem dziecka kobiety i chciałby z nim utrzymywać kontakt. Sąd Rejonowy w Bełchatowie skazał go na pół roku pozbawienia wolności. Dodatkowo, żeby chronić kobietę i jej rodzinę, 31-latek ma zakaz kontaktowania się z nimi oraz zbliżania się do nich na odległość mniejszą niż 25 metrów przez dwa lata. Wyrok nie jest jeszcze prawomocny, obrońca oskarżonego odwołał się od niego.
Stalkera spotkasz na ulicy
Ci, którzy myślą, że historia bełchatowianki jest ewenementem, mocno się mylą. Co roku policjanci z komend na terenie województwa łódzkiego zajmują się ponad dwustu zgłoszeniami przypadków stalkingu. Średnio połowa kończy się postawieniem komuś zarzutów. Co najlepsze - spraw tego typy przybywa.
Dowód? W 2015 roku na terenie województwa łódzkiego stwierdzono 213 przestępstw z artykułu 190a Kodeksu karnego. To ten przepis, który w prawie karnym określa sankcje za stalking - uporczywe nękanie określonej osoby albo podszywanie się pod nią. Owe 213 stwierdzonych przestępstw zaowocowało 110 przypadkami osób, którym w związku z tym postawiono zarzuty. Rok później było gorzej -- 271 stwierdzonych przestępstw, 138 podejrzanych. A tylko przez pierwsze miesiące 2017 roku policjanci z komend garnizonu łódzkiego badali już 102 przestępstwa związane ze stalkingiem, 59 osobom postawiono zarzuty.
Joanna Kącka, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi podkreśla, że te liczby nie oddają jeszcze całej skali problemu.
- Czasami sprawcami są nieletni i wówczas nie są oni objęci aktem oskarżenia, a sprawa trafia do sądu rodzinnego - mówi policjantka.
Ci dorośli stalkerzy to często osoby, które w przeszłości były jakoś związane ze swoimi ofiarami. Czasami chcą się odegrać, często nie mogą się pogodzić z tym, że były partner ułożył sobie życie z kimś innym. Bywa i tak, że w grę wchodzi zawiedzione uczucie. Efekty? Mieszkaniec Sieradza przez pół roku w różnych porach dnia i nocy przynajmniej kilka razy w tygodniu bywał w okolicach miejsca zamieszkania kobiety, którą nękał. Pojawiał się na klatce schodowej bloku, na korytarzu prowadzącym do jej mieszkania, w pobliżu przedszkola, do którego uczęszczało jej dziecko. Zaczepiał ją na ulicy, w trakcie zakupów, na parkingu, wykrzykiwał obelgi pod jej oknami. W tym czasie próbował nawiązać z nią aż 403 połączenia telefoniczne, wysłał do niej 220 smsów - to daje średnio niemal 5 połączeń dziennie. A do tego jeszcze podrzucał jej listy, a mężowi groził pobiciem i uszkodzeniem samochodu. Sąd Rejonowy w Sieradzu skazał go na 14 miesięcy więzienia.
Z kolei Sąd Rejonowy dla Łodzi - Śródmieścia niedawno zajmował się sprawą mężczyzny, który prześladował byłą konkubinę - nachodził ją w pracy, jeździł za nią samochodem i chodził za nią oraz groził jej, choć miał wcześnie orzeczony zakaz zbliżania się. Skazano go na półtora roku prac społecznych, ma też zakaz zbliżania się do pokrzywdzonej na mniej niż 100 metrów. Inny łodzianin nękał kobietę wysyłając do niej smsy, wydzwaniając na jej numer, wysyłając do niej e-maile. Obserwował ją, gdy była w pracy, uderzał w parapet i okna jej mieszkania. 10 miesięcy pozbawienia wolności z rocznym okresem próby - to kara dla niego. Plus zakaz kontaktowania się z pokrzywdzoną.
W Radomsku stalker prześladował rodzinę, której członkowie wcześniej zeznawali przeciwko niemu, gdy był oskarżony w innej sprawie. Wysyłał wulgarne i obraźliwe listy, rozwieszał w mieście kartki, na których wypisywał obraźliwe dla nich rzeczy, obserwował ich z ukrycia, a czasami zjawiał się u nich i ubliżał im. Skazano go na trzy lata więzienia, a przez 10 lat nie może się do nich zbliżać.
Czasami kończy się inaczej - Sąd Rejonowy w Skierniewicach uniewinnił kobietę oskarżoną o nękanie znajomej przez wysyłanie jej kilkudziesięciu sms-ów i telefonowanie do niej. Oskarżona tłumaczyła, że nie zdawała sobie sprawy, że adresatka wiadomości nie życzy ich sobie, choć same sms-y, jak twierdziła pokrzywdzona, naruszały jej prywatność.
Ciekawość czy obsesja?
To, co z czasem staje się stalkingiem, potrafi zacząć się całkiem niewinnie. Bezustanne obserwowanie czyjegoś profilu na face-booku, sprawdzanie, czym się zajmuje, co robi - to jeszcze nic złego. Ale jeśli ktoś zaczyna sprawdzać, czy dana osoba jest w domu, albo kto u niej bywa - to może już wzbudzać podejrzenia. Granica między (czasami nadmierną) ciekawością, a rodzącą się obsesją, która może skutkować stalkingiem, jest płynna. Psychologowie podkreślają, że zwykłe „podpatrywanie co on/ona robi” może się wymknąć spod kontroli.
- Jeśli odkrywanie czy śledzenie czyichś poczynań np. na facebooku nie pochłania większości naszego czasu, nie jest głównym motorem naszego działania, nie ma jeszcze powodów do niepokoju - mówi dr n. med. Sławomir Wolniak, psychiatra i psycholog, ordynator Kliniki Psychiatrycznej i Terapii Uzależnień w Dubiu. - Ale jeśli to daje nam stymulację do życia, jeśli notorycznie wchodzimy w sferę intymności innych ludzi i tylko to pozwala nam rozładować emocje i odczuć satysfakcję, to jest już sytuacja, w której należy zwrócić się o pomoc.
Bo, jak podkreśla Sławomir Wolniak, w przypadku takich zachowań fundamentalne znaczenie ma określenie ich przyczyny. - Elementy tego zjawiska są bardzo różne, zachowania takie mogą równie dobrze wynikać np. z depresji czy nerwicy, jak i niskiej samooceny - przyznaje specjalista. - Tylko praca z psychologiem pozwoli na określenie ich przyczyn i wdrożenie odpowiedniej terapii - dodaje.