Dziś Polska jest atrakcyjna dla Wielkiej Brytanii [rozmowa]
Rozmowa „Gazety Pomorskiej“ z gen. Stanisławem Koziejem, b. szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego, o strategicznym sojuszu polsko-brytyjskim.
- Wczorajsza wizyta premiera Davida Camerona przypieczętowała podobno strategiczny sojusz polsko-brytyjski. Jesteśmy poważnym partnerem Wielkiej Brytanii?
- Czy Polska jest strategicznym partnerem dla Brytyjczyków - trudno dziś mówić. Wielka Brytania od wieków hołduje zasadzie, że nie ma przyjaciół, tylko interesy. Jeśli one są zbieżne z polskimi interesami, to możemy być dobrym sojusznikiem.
Wideo: David Cameron: Nasze cele są zbieżne
Źródło: AIP/Agencja Informacyjna Polskapresse
- A jeśli w przyszłości ich zabraknie?
- Akurat dziś Polska jest dość atrakcyjna dla Anglików w dwóch wymiarach. Pierwszy to bezpieczeństwo w ramach NATO. Brytyjczycy są zainteresowani silnym sojuszem na wschodniej flance i twardą polityką wobec Rosji. Tu nadajemy na tych samych falach. Zatem w sferze bezpieczeństwa jesteśmy jednomyślni i partnerscy.
- Niemcy są w NATO, tymczasem kilka dni temu niemiecki generał Hans Domröse oświadczył, że z wojskowego punktu widzenia wzmocnienie wschodniej flanki nie jest konieczne.
- Niemcy od dłuższego czasu są powściągliwi wobec Rosji, ale z przyczyn czysto polityczno-biznesowych. A gen. Domröse wpisał się w tę retorykę. Natomiast jako wojskowy pomylił taktykę ze strategią. Uznał, że nie warto mieć rozwiniętych oddziałów blisko potencjalnego wroga, tylko w drugiej linii. Po to, by one szybko mogły przyjść z pomocą. Od strony taktycznej on ma rację, ale nam chodzi o strategiczne odstraszanie. Jeśli potencjalny wróg będzie wiedział, że tu są żołnierze np. amerykańscy czy niemieccy, którzy mogą zginąć, to nie zaryzykuje konfliktu. Wówczas, niejako z automatu, musi się liczyć z działaniami wojennymi żołnierzy mocarstw. Dlatego gen. Domröse wspiera racje wojskowe argumentami czysto politycznymi, z którymi trudno się zgodzić.
- Na pewno w Polsce dobrze przyjmujemy ten wojskowy aspekt brytyjskiego partnerstwa. Ale oprócz tego jesteśmy też w Unii Europejskiej, a silna gospodarka to silna armia, i koło się zamyka...
- Tu już jest dużo gorzej. Gołym okiem widać, że u obecnych polskich władz zaczyna dominować eurosceptyczne podejście, zwłaszcza do unijnych instytucji. Dlatego rząd znalazł wspólny język z rządem Wielkiej Brytanii. Ale to wcale nie znaczy, że w tej sferze mamy wspólne interesy. Dziś mamy chwilowy alians w sprawach taktycznych, natomiast w interesach strategicznych nasze partnerstwo wcale nie jest oczywiste.
- Dlaczego?
- Dla Polski sprawą niezwykle ważną jest silna Unia Europejska, która mówiłaby jednym głosem w sprawach politycznych i gospodarczych. Natomiast Brytyjczycy nie są tym zbyt zainteresowani, są związani silnymi euroatlantyckimi więzami ze Stanami Zjednoczonymi.
- Te interesy mogą się szybko rozminąć?
- W krótkim dystansie - nie. Natomiast Polska musi wypracować długofalowy, ponadpartyjny plan strategiczny wobec Unii Europejskiej. A już widać, że jesteśmy na kolizyjnych torach z Wielką Brytanią np. w sprawie świadczeń dla polskich imigrantów i w paru innych sprawach. Wprawdzie wczorajsze rozmowy premier Beaty Szydło i Davida Camerona zakończyły się pozytywnie, ale jak powiedziałem - to problemy krótkodystansowe.
- Wczorajszą wizytę władze komentowały tak, że jesteśmy liczącym się państwem w Europie, a nie lennikami Zachodu. Czy pani premier wyrasta na europejską liderkę?
- Tak się mówi tylko na użytek propagandowy. Ani poprzedni prezydent, ani rząd Platformy nie był na kolanach wobec Zachodu. Tak też i rząd PiS z panią premier nie rozdaje kart w Unii Europejskiej. Trochę dziwią mnie takie oceny, ponieważ ten rząd musi sobie solidnie zapracować na autorytet w Europie, a w trzy miesiące to się jeszcze żadnemu nie udało.