Dziś tak... walentynkowo. Historia naszego regionu obfitowała w romanse. Niektóre były wielkie, o których plotkowano w całej Europie, inne były równie gorące, ale ich bohaterowie mieli mniejsze „szczęście” .
Od czego by tu zacząć? Pewnie tradycyjnie, od Mieszka I. Jak chcą niektórzy historycy jedna z pogańskich żon Mieszka I miała pochodzić z okolic Pszczewa. Jak chce ta opowieść, była rzekomo córką lokalnego władcy, zaś jej ślub z księciem przypieczętował sojusz włodarza z Piastami. Podobno dlatego archeolodzy w miejscowym grodzie, w przeciwieństwie do innych z tego okresu, nie znaleźli śladów walki i pogorzeliska. Po małżeństwie z Dobrawką w 965 r. Mieszko miał odprawić ją wprawdzie ze swojego dworu, ale kontaktów jakoby nie zerwali. To ci romans. Zdradzał żonę z byłą żoną...
Ale zacznijmy może od tych romansów najgłośniejszych...
Księżna Dino
Była jedną z najznamienitszych dam ówczesnej Europy. I bohaterką salonowych plotek. Zaprzyjaźniona z władcami i tuzami świata artystycznego, ale to także kochanka jednego z najpotężniejszych ludzi epoki.
Wiosną 1846 r. Dorota Talleyrand-Perigord zamieszkała na stałe w pałacu Żaganiu, który dostała w spadku po ojcu. No, tak dokładnie, w 1844 r., po długich sądowych sporach ze starszą siostrą Pauliną, odkupiła były majątek jej ojca, księstwo żagańskie. Jej letnią rezydencją stało się zielonogórskie Zatonie.
Właśnie zmarł jej protektor i tak dama światowa, bywalczyni salonów europejskich stolic i właścicielka pięknego, położonego nad Loarą zamku Rochecotte trafiła na peryferie. W książce Jana Piotra Majchrzaka czytamy cytat napisany jej ręką: „Nareszcie jestem u siebie. Przenika mnie dziwne uczucie spokoju i zadowolenia, jakbym tu od lat przebywała”.
Księżna kurlandzka urodziła się 21 sierpnia 1793 r. w podberlińskim Friedrichsfelde, jako najmłodsza córka księżnej kurlandzkiej Doroty Biron. Już na starcie jej życie było związane z romansem. Oficjalnie bowiem rodzicami Doroty był Piotr Biron i Dorota von Medem. Jednak publiczną tajemnicą było, że jej prawdziwym ojcem jest polski dyplomata Aleksander Batowski, z którym Dorota Biron miała wieloletni romans.
Jej pierwszą miłością był książę Adam Czartoryski. Jednak 22 kwietnia 1809 roku we Frankfurcie nad Menem odbył się jej ślub z Edmundem Talleyrand-Perigordem, bratankiem słynnego francuskiego ministra. O tym mariażu zadecydowali rodzice pod namową wuja oblubieńca. Zresztą nosiło ono także znamię wielkiej polityki europejskiej.
To stadło nie mogło być szczęśliwe, opierało się raczej na pozorach. Nie pasowali do siebie i podobno już na starcie związku powiedzieli sobie otwarcie, że to jedynie matrymonialny układ. Edmund był hulaką, salonowym lwem i kochał hazard. Bez wzajemności. Tymczasem Dorota, wykształcona, inteligentna, atrakcyjna pełniła obowiązki damy dworu cesarzowej Marii Ludwiki. Po urodzeniu syna Ludwika Napoleona w 1811 roku, Dorota nie mieszkała już w domu męża, a krótkotrwałe pojednania małżonków kończyły się z reguły ciążą Doroty. Tak było w 1813, kiedy urodził się drugi syn, Aleksander; tak było też w 1820, gdy na świat przyszło trzecie dziecko, córka Paulina.. Również w 1811 r. porzuciła wiarę protestancką i przeszła na katolicyzm.
Zaprzyjaźniona z władcami i tuzami świata artystycznego, ale to także kochanka jednego z najpotężniej¬szych ludzi epoki
To, czego nie znalazła u boku jednego Talleyranda... Została wieloletnią towarzyszką stryja jej męża - Karola de Talleyrand-Périgord, księcia Benewentu, ministra spraw zagranicznych Francji. Prawdziwego intelektualnego tuza epoki, który wprowadził ją i to z przytupem na salony Europy. Nawiasem mówiąc podobno to on był ojcem jej córki. Dorota szybko stała się ozdobą salonów i prawą ręką francuskiego polityka. Do tego stopnia, że aktywnie uczestniczyła nawet w Kongresie Wiedeńskim.
I pewnie nigdy nie zawitałaby do Żagania, a tym bardziej do podzielonogórskiego Zatonia gdyby nie śmierć protektora, który uczynił ją zresztą generalną spadkobierczynią swoich dóbr. Wówczas także odkryła dla siebie majątek jej ojca na Dolnym Śląsku.
To jednak nie koniec jej sercowych kłopotów. Księżna zmarła, mając 69 lat, w wyniku powikłań po urazach, których doznała w wypadku powozu w drodze z Zatonia do Żagania. Żegnały ją tłumy, była kochana przez ludzi.
I dziś historię księżnej można zresztą opowiadać jako tajemniczą. W 1836 r. w kościele św. Krzyża spoczęły zwłoki Wilhelminy, a w 1862 Doroty Tayllerand. Serca obu sióstr zanurzono w formalinie w hermetycznych metalowych pojemnikach. Ten, w którym znajdowało się serce Doroty, wykonany był w formie ozdobnego kielicha. Niestety, pod koniec lat 70. minionego stulecia wpadł on w oko złodziejowi.
Rzezimieszka interesował tylko kielich i serce księżnej wyrzucił na podłogę. Przez kilka lat trzymano je w słoiku, w pałacowym sejfie. Niestety, zaczęło się kurczyć. Po latach ktoś wrzucił do kościoła skradziony wcześniej kielich, do którego wróciła zawartość i wraz z pojemnikiem z sercem siostry trafił do sejfu. Tam leżały długie lata. Później serca przekazano do muzeum. Kiedy zmarł ówczesny dyrektor muzeum, okazało się, że zostało serce Wilhelminy. Kielich zniknął raz na zawsze.
Z tajemnicą związane są także losy jej archiwum, które zniknęło z żagańskiego pałacu. Zresztą rozmaitych legend i historii jest znacznie więcej. Na przykład niektórzy twierdzą, że nieślubnym dzieckiem którejś z pań de Biron jest słynna czeska pisarka Bożena Nemcowa. Wiadomo bowiem, że nie była biologiczną córką swoich rodziców, a jej rodzice służyli na żagańskim dworze. Ojciec był stangretem służącym u trzeciego męża księżnej żagańskiej Katarzyny Wilhelminy. Jednym z dowodów ma być nadzwyczajne podobieństwo pisarki do naszej księżnej Dino.
Czytaj także: Czy mapa skarbu Szalonego Barona jest ukryta w Zatoniu?
Hermina von Reuss
7 stycznia 1907 roku 20-letnia Hermina von Reuss wyszła za mąż za o 10 lat starszego od niej Johanna Georga Ludwika Ferdynanda Augusta von Schönaich-Carolath. Honorowym gościem weseliska był cesarz Wilhelm. Władca nadskakiwał pięknej pannie młodej, ale nikt się nie spodziewał, że był to początek jednego z najgłośniejszych romansów epoki.
Po abdykacji w 1918 roku Wilhelm II von Hohenzollern schronił się w Holandii. Prośbę o azyl w neutralnej Holandii przyjęto bez zachwytów. Przede wszystkim dlatego, że cesarz był obwiniany o wybuch I wojny światowej i zapowiadano, że spotkają go za to konsekwencje. Po sześciu godzinach obrad i dyskusji rząd Holandii powiedział „tak”. Dopiero w latach 20. rząd Niemiec zgodził się na przekazanie byłemu cesarzowi rodzinnych pamiątek. Wówczas do Doorn przyjechało 59 wagonów kolejowych, mebli, książek, obrazów, zdjęć rodzinnych... W Doorn Hermina mieszkała wraz ze swoimi dziećmi.
Hermine, która urodziła się w Turyngii, bywała w Trze¬biechowie, gdzie mieszkał jej opiekun prawny, wuj Heinricha XXVI von Reuss. Wszystko dlatego, że była sierotą od chwili, gdy zmarł jej ojciec Heinrich XXII von Reuss. Jej mąż był sąsiadem wuja - władał w pobliskim Zaborze... I jeszcze jeden szczegół ważny w tej opowieści. Johann Georg Schönaich-Carolath był zagorzałym monarchistą, a ostatni z Hohenzollernów cesarz Wilhelm II zagorzałym... kobieciarzem.
Na dworze cesarz w sposób niemal manifestacyjny emablował panią na Zaborze. Na tyle skutecznie, że podobno piąte z dzieci Herminy i Johnna - Henrietta - było tak naprawdę owocem jej związku z cesarzem. Schönaich-Carolath nie był ani ślepy, ani głupi. Jednak miłość do monarchy była silniejsza niż poczucie honoru. Nigdy także nie podważał swojego ojcostwa Henrietty.
W 1920 roku Hermina, dość niespodziewanie, została wdową. Majątek ojciec przekazał pierworodnemu synowi, którego Hermina została opiekunką prawną. W tym czasie Wilhelm był już byłym cesarzem - abdykował dwa lata wcześniej i wyjechał do Holandii. I wówczas stała się rzecz niesłychana. Schorowana cesarzowa Augusta Wiktoria, na łożu śmierci, nakazała mężowi ponowny ożenek. I zasugerowała, że wdowa z Zaboru, księżna Carolath byłaby najlepszym wyborem. Ona także doskonale wiedziała o romansie męża. Był rok 1921.
Rok później w prasie, jakbyśmy to dziś powiedzieli bulwarowej, pojawiły się plotki o romansie i zaręczynach. Jednak narzeczeni strzegli swojej prywatności. Szczęśliwcem, któremu udało się sforsować mur milczenia, okazał się korespondent „International News Service”, który najpierw przeprowadził z Herminą wywiad w uzdrowisku w Wildbad, a później pojawił się, w dramatycznych okolicznościach, w Zaborze. Przyleciał samolotem, który rozbił się podczas lądowania. Jak chce inna wersja wydarzeń, podobno katastrofa została sfingowana tylko po to, aby dotrzeć przed oblicze księżnej, która opiekowała się rannym żurnalistą...
Cesarz emablował panią na Zaborze. Na tyle skutecznie, że podobno piąte z dzieci Herminy i Johnna było owocem romansu
W październiku 1922 roku, w holenderskim miasteczku Doorn, Hermina została małżonką byłego cesarza. Zielonogórski historyk, Jerzy Piotr Majchrzak, przewertował gazety z tamtej epoki. W prasie zielonogórskiej ukazały się rozmowy z mieszkańcami okolicy, w których dziennikarze wydobyć próbowali rozmaite pikantne szczegóły pierwszego małżeństwa nowej żony cesarza. A w holenderskim piśmie dla kobiet ukazał się artykuł przedstawiający Wilhelma II jako ogrodnika i drwala, a Herminę jako idealną żonę kultywującą pamięć po swojej poprzedniczce. Jednak dzieci Wilhelma II nie przepadały za macochą i odmawiały tytułowania jej „cesarzową”, dodając, że przecież wyszła za mąż za eks-cesarza.
Do Zaboru powróciła w czerwcu 1941 roku, już po śmierci Wilhelma. Jej trzej synowie, oficerowie Wehrmachtu, służyli na froncie wschodnim. Mimo że miała opinię zagorzałej zwolenniczki Hitlera, jej wojenne życie w Zaborze było pełne problemów natury politycznej. Bogate kontakty z arystokratami na całym świecie i tytuł „cesarzowej”, którym wszyscy ją obdarzali, irytował władze. Stąd jej korespondencja była cenzurowana, a goście musieli uzyskać specjalną zgodę na widzenie.
Samotna i chora niemal nie opuszczała pałacu. W połowie lutego na dziedziniec przed rezydencją wjechali radzieccy żołnierze. Ze względu na osobę gospodyni żandarmeria nie dopuściła do grabieży i gwałtów. Najpierw trafiła do sulechowskiego szpitala, a później zamieszkała w willi na przedmieściach Frankfurtu nad Odrą. Zmarła 12 sierpnia 1947 roku. Miała 60 lat...
Według innych relacji - głównie niemieckich - cesarzowa dostała się do rosyjskiego obozu jenieckiego, gdzie umarła z wycieńczenia. Po latach pochowano ją w Poczdamie w rodzinnym grobie Hohenzollernów.
Czytaj także: Szok. Jak zmienił się park w Zatoniu. To propozycja na świąteczny spacer
Hermann vov Puckler
Miejscowe podanie głosi, że wędrując przez Park Mużakowski o księcia Hermanna Ludwiga Heinricha von Pückler potykamy się na każdym kroku. I o jego niebanalną biografię. Aby jednak tego kobieciarza i lwa salonowego poznać bliżej, warto odwiedzić ekspozycję muzeum w Nowym Zamku. Tam czeka na nas stała wystawa poświęcona twórcy parku. Poznajemy wystrój zamkowych wnętrz, gabinet, w którym pisał, ale przede wszystkim kobiety jego życia, a było ich sporo. Ale po kolei...
Panem na Muskau stał się w 1811 r., gdy odziedziczył po ojcu miasto wraz z 45 wsiami. Jednak nie zapowiadało się, że kraina nad Nysą zyskała dobrego gospodarza. Już wówczas 26-letni arystokrata miał ugruntowaną sławę utracjusza, miłośnika hazardu, pojedynków i kobiet. Zresztą latorośl znamienitego rodu problemy sprawiała od zawsze, na tyle poważne, że trafił do ośrodka wychowawczego dla trudnych arystokratycznych dzieci. Według biografów prawdziwej miłości w dzieciństwie nie zaznał. Zawsze lubił, ba, kochał zwracać na siebie uwagę i bardzo odpowiadała ma sława oryginała, na którą szybko sobie zapracował. Nieco zmienić miała go wyprawa w Alpy, gdzie usłyszał o modzie na... odtwarzanie raju. Budowanie świata idealnego. I do kolekcji przymiotników, jakim obdarzali go współcześni, doszedł jeszcze jeden - romantyczny. Jak pisał później „Arystokraci znajdowali mnie zbyt liberalnym, liberałowie zbyt arystokratycznym, pobożnisie bezbożnym, niewierzący religijnym obłudnikiem, biurokraci jako półrewolucjonistę, inni orzekli, iż władzy czasami schlebiam. Zdaje się, że nikomu dogodzić nie zdołałbym”.
Ta opinia nie odstraszyła starszej o dziewięć lat rozwódki Lucie Anny Wilhelminy von Pappenheim, z domu baronowej von Hardenberg-Reventlow, córki kanclerza Niemiec, którą poślubił w 1817 roku. Zresztą, starając się o jej rękę, książę potrafił przejechać główną aleję Berlina powozem zaprzężonym w... jelenie. W ten sposób znalazł kobietę dla niego idealną - piękną, bogatą i mądrą. Na czym polegała owa „mądrość”? Cóż, „wiedziały gały, co brały” i od początku trwania tego związku najważniejszą cnotą młodej żony była daleko posunięta tolerancja. Tak wielka, że Hermann miał opowiadać małżonce o swoich kolejnych podbojach, a nawet radzić się miał, jak sięgnąć po kolejną zdobycz. Nawiasem mówiąc, nowa pani Pueckler miała piękne - córkę Adelajdę i wychowanicę Helminę, co podobno w tej historii nie było bez znaczenia. Już na starcie związku doszło do zgrzytu. Pueckler wpadł na pomysł sprowadzenia do Muskau Helminy, by, jak to było przyjęte, rozpocząć życie we troje. Jednak, jak na arystokratę przystało, starał się być taktowny. Gdy jedna z jego licznych przyjaciółek przyjechała, o zgrozo, do Muskau, zdecydowanie ją wyprosił.
Wędrując po parku co i rusz potykamy się o biografię księcia, którego życiorys - estety, poety, podróżnika i... kobieciarza - może posłużyć za kanwę powieści. Oto ścieżka Cary... Książę Pückler w latach 1834-1840 podróżował po Oriencie. Tam na jednym z targów niewolników, w stolicy Sudanu, kupił młodą dziewczynę, której imię brzmiało Machbuba. Urodziła się prawdopodobnie w Etiopii, miała 10 - 12 lat i kosztowała... sto talarów. Razem podróżowali po Oriencie wzdłuż rzeki Jordan do Damaszku. Przez Konstantynopol i Budapeszt dotarli do Wiednia, gdzie Machbuba uczyła się manier prawdziwej damy. Nawiasem mówiąc w każdym z miejsc ich wspólny pobyt był źródłem skandalu.
Jeszcze przed przybyciem do Muskau Machbuba, nieprzyzwyczajona do panującego w Europie klimatu, zaczęłą chorować. Choroba niewolnicy byla dla księcia, który planował wspólną przyszłość z Machbubą, szokiem. Po powrocie do Muskau stchórzył i wyjechał do Berlina, do swojej żony, która na wiadomość o przyjeździe niewolnicy uciekła do rodzinnego domu. Hermann poświęcił się interesom. Do umierającej Machbuby wysłał jedynie czekoladki i kilka listów. Każdy list zaczynał od sformułowania „Cara mia Machbuba” czyli „moja kochana Machbubo”.
Mieszkańcy Muskau pochowali dziewczynę na jednym z cmentarzy w Muskau. Pückler nie mógł sobie podobno wybaczyć, że nie było go przy Machbubie, gdy go potrzebowała. Po powrocie do Muskau udał się na cmentarz i podczas pełni księżyca płakał nad usłanym kwiatami grobem kochanki... Po czasie żalu i rozpaczy postanowił serce Machbuby pogrzebać w spokojnym, pięknym miejscu w Parku. Być może pogrzebał go na jednej ze ścieżek parkowych...
W 1845 roku Pückler był zmuszony sprzedać posiadłość w Mużakowie i przenieść się z byłą żoną Lucie do Branitz koło Chociebuża, gdzie rozpoczął tworzenie kolejnego parku. Dbał o to, aby utrwalać swój wizerunek. Jako 60-latek nawiązuje głośny romans z żoną francuskiego dyplomaty. Jedna z jego ówczesnych przyjaciółek nie bez cienia złośliwości stwierdza, iż liczba jego ofiar miłosnych przekracza zapewne zdobycze Jowisza i Don Juana razem wziętych. Lucie zmarła w 1854 roku, a Pückler powrócił do romansowego stylu życia, które trwało do roku 1871. Zabiła go grypa.
Polecamy także: Ogłoszenia matrymonialne z dawnych lat
wideo: Dzień Dobry TVN
[promo]1339;1;Polub nas na fb[/promo]