Dzieci zginęły w pożarze w Rajczy. Rodzice byli pijani. Ruszył proces
Przed Sądem Rejonowym w Żywcu stanęli wczoraj Karolina K. oraz Damian M. Są oskarżeni o narażenie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu trójki dzieci i nieumyślne spowodowanie śmierci dwójki, która poniosła śmierć w pożarze. Tragedia wydarzyła się 2 lipca 2016 r. w Rajczy Nickulinie. Rodzice dzieci byli pijani.
- To był najgorszy dzień w moim życiu – powiedział wczoraj przed Sądem Rejonowym w Żywcu Damian M., który zasiadł na ławie oskarżonych wraz ze swoją partnerką Karoliną K.
Czytajcie też:
Matka się przyznała
– Oboje są oskarżeni o narażenie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu trójki dzieci i nieumyślne spowodowanie śmierci dwójki, która poniosła śmierć w pożarze – mówił prokurator Piotr Sowa z Prokuratury Rejonowej w Żywcu. W rozmowie z dziennikarzami podkreślił, że główną winą oskarżonych jest to, iż nie zabrali dzieci z domu objętego pożarem, a – według śledczych – mieli taką możliwość, bo sami (podobnie jak 4-letni Oskar) praktycznie nie odnieśli żadnych obrażeń.
Tragicznej nocy stwierdzono u nich obecność alkoholu. Oboje mieli po około 3 promile.
– To był główny czynnik, który spowodował, że nie byli w stanie racjonalnie myśleć – mówił prokurator Sowa.
Czytajcie też:
Rodzice byli pijani
Z zeznań jakie złożyli przed rozprawą wynika, że w ciągu dnia Damian M. wypił 7-8 piw, a Karolina K. 4,5 butelki piwa. Tego dnia oskarżony wspólnie z dziadkiem robił przyłącze wody, bo po awarii rodzina miała problem z wodą.
Karolina K. w śledztwie nie przyznała się do zarzuconych jej czynów, ale wczoraj przed sądem zmieniła zdanie i przyznała się, choć odmówiła składania wyjaśnień. Sąd dopytywał skąd ta zmiana.
– Powiedziałam tak jak było – odpowiedziała krótko Karolina K. Dodała, że wszystko szybko się działo.
Sąd odczytał więc złożone przez nią wcześniej wyjaśnienia, w których stwierdziła m.in. „Nie potrafię powiedzieć, dlaczego nie zabrałam dzieci, które spały ze mną w pokoju”.
CZYTAJCIE DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Damian M. nie potrafił odpowiedzieć, czy przyznaje się do zarzucanych mu czynów.
– Nie wiem, co mam o tym myśleć. Nie wiem, co się w ten dzień stało. Mogę się przyznać, że w ten dzień wypiłem, ale nie byłem tak pijany żeby się przewracać i zataczać – mówił ze łzami w oczach odpowiadając na pytania prokuratora.
Zeznał, że w chwili pożaru spał w innym pokoju niż jego partnerka oraz dzieci i obudził go zapach spalenizny.
– Jak wszedłem do kuchni, to wołałem wniebogłosy: Karolina, Oskar, obudźcie się! Pali się dom! Musimy się ratować – mówił.
Tej trójce udało się uratować, ale w domu pozostali 2-letni Patryk i 11-miesięczny Krystian. Mężczyzna próbował wrócić po nich, ale ogień i dym były już zbyt silne.
– Udało mi się dostać tylko do kuchni, może na początek korytarza. Dalej już było gorąco i czarno od dymu. Nie byłem w stanie oddychać, musiałem zawrócić, nie było żadnych szans, aby dostać się do środka– wyjaśniał mężczyzna podczas śledztwa.
Tragedia w Nickulinie:
W pożarze zginęły dzieci
Będzie proces
Do pożaru doszło w nocy z 1 na 2 lipca ub. roku. W opinii biegłego przyczyną pojawienia się ognia było zwarcie w instalacji elektrycznej. Sekcja zwłok wykazała, że chłopcy zmarli z powodu zatrucia tlenkiem węgla. Kolejna rozprawa odbędzie się 21 marca. Oskarżonym grozi do 5 lat więzienia.