Działalność w kolorze indygo
16 marca oficjalnie, po dwóch latach likwidacji, przestała działać miejska spółka APR Ziemia Słupska. Była ona jednym z fundatorów Fundacji Indygo, która otrzymuje z kasy miasta dziesiątki tysięcy złotych.
Za samą obsługę sztucznego lodowiska Fundacja Indygo dostaje od dwóch lat po niemal 50 tys. zł. O przekazywane jej przez ratusz pieniądze na zadania dla miasta pojawiły więc interpelacje radnych oraz liczne pytania w Biuletynie Informacji Publicznej. Widać, że fundacja założona przez dwóch byłych bliskich współpracowników prezydenta Macieja Kobylińskiego teraz budzi zainteresowanie, bo nowe władze miasta przyznają jej środki na kolejne zadania.
W marcu miasto podało wyniki części konkursów na zadania kulturalne na ten rok. Wysoko zostały w nich ocenione liczne projekty Indygo, np. na ten rok na organizację i oprawę artystyczną świąt państwowych i rocznic historycznych. Tu Indygo dostanie 30 tys. zł. Na rewitalizację kulturalną centrum miasta i animację społeczną poprzez działania kulturalne we współpracy z mieszkańcami - 40 tys. zł na trzy zadania, w tym SALWA. W ramach konkursu na działalność kulturalną prowadzoną na rzecz mieszkańców - 6,5 tys. zł (na wiosnę portugalską wraz z Rondem).
- Startujemy w konkursach ogłaszanych przez miasto dla wszystkich. Zatrudniamy dobrych fachowców, szkolimy się i piszemy dobre programy. Mamy interesujące pomysły. W efekcie prężnie działamy i to jest dla wielu solą w oku. Stąd te pytania do ratusza - uważa Jacek Szuba, prezes Indygo, a wcześniej prezes miejskiej spółki APR Ziemia Słupska.
Fundacja miejska spółka
W odpowiedzi na jedno z pytań ratusz oficjalnie przyznał, że jednym z fundatorów Indygo obok osób prywatnych, w tym Jacka Szuby i Wojciecha Szulca (dyrektora gabinetu prezydenta UM w Słupsku za poprzedniej władzy) była miejska spółka APR Ziemia Słupska.
- Zapytałem prezydenta, czy jako właścicielowej spółki zgodził się, aby została fundatorem fundacji. Jaki wkład został przeznaczony z APR podczas zakładania fundacji? - napisał do ratusza Aleksander Jacek, działacz społeczny.
W imieniu prezydenta Roberta Biedronia odpisała Iwona Wójcik, sekretarz miasta, tłumacząc, że spółka nie przekazała fundacji żadnego majątku, a jej zdaniem w kompetencjach właściciela spółki nie leżało udzielanie zgody na działanie prezesa w tym zakresie.
Ta odpowiedź mocno zdziwiła słupszczanina, który uznał ją za wymijająca, bowiem właścicielem APR Ziemia Słupska było miasto, a w praktyce wszystkie jej działania były w kompetencji prezydenta. Najlepiej tego dowodzi cała historia APR.
Spółka wymyślona przez radnych
Spółkę, która miała zajmować się promocją miasta, powołano w lipcu 2011 roku. W praktyce był to pomysł radnych opozycji wobec Macieja Kobylińskiego. Chcieli oni wydatki na promocję wyprowadzić z gestii podległych bezpośrednio prezydentowi urzędników, by było bardziej transparentnie. Liczono na nowe konkursy i powiew świeżości w promocji miasta, która wtedy mocno kulała. Prezydent się zgodził.
W czasie gdy w mieście trwała koalicja Platformy Obywatelskiej z klubem prezydenta Kobylińskiego, w radzie nadzorczej APR zasiedli ludzie związani z PO. Początek działalności APR Ziemia Słupska przyniósł spółce kłopoty, szybko skończył się kapitał. Błyskawicznie zmieniono prezesa i głośno krzyczano o nieprawidłowościach. Spółką zaczął kierować urzędnik od promocji z otoczenia prezydenta Kobylińskiego - Dariusz Poręba, który pozostał w pracy w ratuszu do dziś.
Potem był nowy prezes APR, już z SLD, gdy po koalicji w Słupsku pozostały wspomnienia. Na koniec na stołku szefa w spółce wylądował Jacek Szuba, wcześniej asystent prezydenta Kobylińskiego. Radnym z PO nie podobała się działalność APR, bo zobaczyli, że na tak organizowaną promocję nie mają żadnego wpływu. Z wnioskiem o jej likwidację wystąpiła radna, obecnie szefowa rady miejskiej Beata Chrzanowska. Stało się tak w lutym 2013 roku.
Spółka w likwidacji
Radni uchwalili likwidację spółki, ale prezydent Kobyliński postawił na swoim. Po prostu nie wykonał ich woli. I tak Jacek Szuba został prezesem. Na marginesie, podczas jego zarządzania poprawiły się finanse spółki, a i skonsolidowała się załoga, wcześniej krytykowana, bo młodzi ludzie zajęli miejsca doświadczonej załogi zbierającego nagrody Centrum Informacji Turystycznej, a pozbawionej pracy po powołaniu spółki i musiało upłynąć trochę czasu, żeby nowa załoga zaczęła działać dobrze.
Robert Biedroń zapowiedział w kampanii, że jak wygra wybory, to wykona wolę radnych i APR zlikwiduje. Obietnicę spełnił. W grudniu 2014 roku jego prawa ręka w ratuszu - Marcin Anaszewicz zapewniał, że APR przestanie istnieć przede wszystkim ze względu na koszty, które miasto ponosiło na promocję. Promocją miasta miał zająć się osobiście Robert Biedroń.
Formalnie spółkę zlikwidowano na początku 2015 r., ale proces likwidacji zakończył się dopiero teraz, 16 marca br. Do tego czasu przez spółkę szły jeszcze pieniądze, wykonywano zobowiązania, pracował likwidator.
Ratusz wybrał operatora CIT-u. A o pieniądzach na promocję miasta decydują teraz współpracownicy prezydenta. Historia w tym aspekcie pracy słupskiego samorządu zatoczyła koło. Z promocją jest tak, jak było za poprzedniej władzy. Poza tym, że wtedy prezydent nie mówił, że nic na nią nie wydaje, a obecny tylko... mówi, że nie wydaje.
Zaznaczmy, że jeszcze za poprzedniej władzy Jacek Szuba z kolegami powołali Fundację Indygo. - Ale zarzuty co do fundatorów Indygo są jak strzał kulą w płot. Na początku Indygo miało działać inaczej, przyciągać pieniądze z zewnątrz, które miały iść na promocję przez APR. Gdy było jasne, że spółka będzie likwidowana, ja wycofałem udziały w fundacji APR i przejąłem je osobiście. Właśnie po to, by nie było takich zarzutów w przyszłości - zapewnia Jacek Szuba. - Potem Indygo zaczęło działać na innym polu, kulturalnym i nie tylko w Słupsku.
Fundacja Indygo obok byłego prezesa APR to czwórka innych pracowników byłej spółki. Imprezy organizowane przez nich dla miasta są chwalone przez mieszkańców i turystów.