Duże problemy małych szkół
Kłopoty ze stworzeniem pracowni, ściągnięciem kadry a nawet... lekcjami wuefu. Reforma edukacji uderzy szczególnie w małe szkoły.
Na Lubelszczyźnie nie brakuje szkół, gdzie w klasach uczy się po kilku uczniów. Od września także one mają utworzyć siódme, a za rok - ósme klasy.
Wójtowie już przewidują problemy: z nauczycielami przedmiotów, jak fizyka czy chemia (kto dojedzie na kilka lekcji do małej szkółki na obrzeżach gminy, jeśli za transport nikt nie zapłaci?), z wyposażeniem pracowni (skąd wziąć na nie pieniądze w budżecie?), z uczniami (czy rodzice w ogóle zechcą posłać do nich swoje dzieci?).
- Nie wykluczam, że część zdecyduje się w tej sytuacji od razu zapisać dzieci do większych szkół, także tych położonych poza gminą, np. w mieście Biłgoraj - mówi Wiesław Różyński, wójt gminy Biłgoraj.
Agnieszka Rozwałka, dyrektor prowadzonej przez stowa-rzyszenie SP w Mariance (gmina Niedrzwica Duża) podkreśla, że niewielkie placówki mają sporo zalet. - U nas jest od 4 do 8 uczniów w klasie. A to oznacza możliwość indywidualnego podejścia do każdego z nich. To stereotyp, że większa szkoła ma np. bogatszą ofertę zajęć pozalekcyjnych. U nas też jest ona szeroka - zapewnia Rozwałka, ale przyznaje, że te atuty mogą nie wystarczyć w konkurencji z większymi gminnymi szkołami.
- Wyobraźmy sobie np. ósmą klasę, gdzie jest pięcioro uczniów. Jak zorganizować w tych warunkach lekcję wuefu, kiedy trudno nawet podzielić młodzież na grupy? - dodaje Adam Kuna, wójt Niedrzwicy Dużej.
Niektóre gminy problem małych szkół chcą rozwiązać ograniczając ich funkcjonowanie do czterech pierwszych klas.
- Taką wstępną decyzję radni podjęli w stosunku do trzech naszych placówek - tłumaczy Grażyna Pyl, sekretarz gminy Kłoczew. - Od V klasy uczniowie kontynuowaliby naukę w większych szkołach - wyjaśnia.
W innych samorządach pod uwagę brane są również bardziej radykalne kroki. - Prawdopodobnie co najmniej dwie z naszych najmniejszych szkół w perspektywie kilku lat będę musiał zamknąć - mówi nam nieoficjalnie wójt 12-tysięcznej gminy na południu regionu.
Oddzielny problem to fakt, że razem z gimnazjami zniknie ich rola wyrównująca szanse dzieci z malutkich szkół i tych z dużych placówek. Np. w gminie Ryki jest pięć małych podstawówek. Do tej pory ich absolwenci trafiali np. do Gimnazjum w Zespole Szkół Ogólnokształcących nr 2 w Rykach.
- Poziomy kształcenia w podstawówkach są różne, u nas to się trochę ujednolica, zanim dzieci pójdą dalej - zaznacza Hanna Majek, dyr. ZSO nr 2. - Poza tym uczniom kameralnych, wiejskich placówek często trudno się odnaleźć w dużej miejskiej szkole, niektórzy czują się zagubieni. Dlatego pierwsza klasa gimnazjum jest okresem, kiedy duży nacisk kładziemy na działania wychowawcze związane z integracją zespołów klasowych. Gimnazjum także w tym sensie jest pomostem. Po reformie dzieci trafią od razu do szkół ponadpodstawowych w miastach. To, jak się w nich odnajdą, będzie zależało od tego, jak przygotują ich nauczyciele w podstawówce - podkreśla Majek.