Duże brawa za sukces i organizację imprezy
Krzysztof Gontarewicz nie dopuścił, by tytuł wyjechał z miasta i wygrał sobotnie mistrzostwa Zielonej Góry oraz rundę Pucharu Polski w steel darcie.
Lubuskie Stowarzyszenie Steel Darta stanęło na wysokości zadania. Do zielonogórskiego Snooker Clubu przyjechało w sobotę wielu spragnionych rywalizacji zawodników. Jedni pojawili się dla zabawy i po kilku godzinach częściej stali przy barze niż przed tarczą, a inni zaciekle rywalizowali. Niby panował luz i festyn, ale wystarczyło zamienić słowo z tym czy z tamtym, żeby wyczuć napięcie. Jeśli ktoś wpadł z zewnątrz i na chwilę, pewnie wiele z tego nie rozumiał, ale gracze dokładnie kalkulowali i każdy pamiętał statystyki ze swej rundy zmagań. Większość darterów po zaliczeniu swej kolejki zamieniali się w sędziów, którzy stali bokiem przy tarczy i zliczali ręcznie uzyskane wyniki.
- Ryzykowne zajęcie! - rzuciłem do gościa, kiedy kilkanaście centymetrów od jego skroni przelatywały ostre groty lotek. - To kwestia zaufania - odparł z uśmiechem.
Za to późniejszy triumfator i główny organizator imprezy ledwo mówił, bo dopadła go dusząca infekcja. - Przyjechało 71 osób, a to chyba rekord frekwencji w tegorocznej edycji Pucharu Polski. Mamy konkurencyjną imprezę w Środzie Wielkopolskiej i tam walczy tylko 30 zawodników. Do nas przyjechała praktycznie cała zachodnia Polska. Pojawili się też przedstawiciele żużlowych miast, ale w naszym środowisku nie ma żadnych antagonizmów - przyznał z dumą Gontarewicz. - Sportowo też jest okej, bo rywalizuje wielu bardzo dobrych graczy: Tytus Kanik, Krzysztof Wojciechowski, Krzysztof Osiński... Mistrzem Zielonej Góry na pewno zostanie solidny zawodnik.
Prezes zapowiedział, że postara się wyjść z grupy, a później zobaczymy. No to zobaczyliśmy go na najwyższym podium.
Do tarczy trafiali nie tylko panowie, ale też grupa kobiet. - Rywalizujemy osobno, jak w każdej innej dyscyplinie. Jest nas znacznie mniej, bo na 100 zawodników przypada zwykle dziesięć zawodniczek. Dysproporcje są bardzo duże, ale dla nas to taki sam sport jak dla mężczyzn. Traktujemy go bardzo poważnie, choć czasem z lekkim przymrużeniem oka. Wiadomo, umalowane paznokcie, ładne fryzury - oceniła Małgorzata Zielińska, która nie tylko walczyła, ale też współorganizowała sobotnią imprezę. - Sam turniej bardzo udany. Mieliśmy dwuletnią przerwę w organizowaniu ogólnopolskich pojedynków. Połączyliśmy indywidualne mistrzostwa Zielonej Góry i rundę Pucharu Polski. Zawodnicy zbierają punkty w różnych turniejach i miastach przez cały rok, a później najlepsi walczą w finałach. Zielonogórzanie są prawie zawsze w czołówce.
Skorzystałem z okazji i zapytałem o kondycję uczestników imprezy i graczy w ogóle, bo rywalizacja zaczęła się około 14.00 i potrwała do późnej nocy. - Sama gram w lotki już jakieś 10 lat i zdarzały się zawody zaczynające się w południe i trwające do drugiej, trzeciej w nocy. Tężyzna fizyczna jest ważna - przyznała Zielińska i choć bar był otwarty dodała, że wszyscy dotrwają do końca.
Wyniki turnieju
Czołówka w turnieju kobiet: 1. Magdalena Rapa (Nowa Sól), 2. Aleksandra Boniecka (Poznań), 3.-4. Iza Langner, Małgorzata Zielińska (obie Zielona Góra).
Czołówka wśród mężczyzn: 1. Krzysztof Gontarewicz, 2 Tytus Kanik (Poznań), 3.-4. Roman Tomczak (Koszalin), Krzysztof Osiński (Gorzów).