
W Będzinie-Łagiszy z wyrobiska po dawnej cegielni wydobywał się duszący dym. Interweniowali strażacy - w skafandrach i maskach. Wykryli obecność amoniaku.
Duszący fetor zohydził mieszkańcom Będzina-Łagiszy środowy wieczór. Później było już tylko gorzej. Pierwsza wizja lokalna odbyła się jeszcze tego samego wieczoru, kolejna następnego dnia. Strażacy w specjalnych skafandrach i maskach pobierali próbki dymiącego pyłu, który unosi się nad wyrobiskiem po dawnej cegielni w Łagiszy.
- Najwcześniej w poniedziałek będziemy mogli mówić o jakichkolwiek ustaleniach w tej sprawie - poinformowała Małgorzata Zielonka-Alker, rzeczniczka Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Katowicach.
W przyszłym tygodniu mają być także znane wyniki badań próbek pobranych przez WIOŚ.
- W tej chwili nie unosi się już cuchnący pył, niemniej jednak teren firmy jest zamknięty. Wykopana została także pryzma, by nikt na teren wyrobiska nie mógł wjechać - mówiła wczoraj Kinga Wesołowska-Bodzek, rzeczniczka Urzędu Miejskiego w Będzinie.
W środowy wieczór okropny fetor zaczął się wdzierać do domów mieszkańców w Łagiszy.
- To było straszne, w życiu nie czułem takiego smrodu - mówi pan Krzysztof, który mieszka w pobliżu wyrobiska po dawnej cegielni.
Wieczorem strażacy zalecili mieszkańcom zamknięcie okien i pozostanie w domu. Na miejscu pojawiły się policja i straż miejska, a także przedstawiciele miasta oraz prezes firmy, która zasypuje wyrobisko po dawnej cegielni.
- Jeszcze w środę jeden zastęp zabezpieczył teren działań i dokonał pomiarów detektorem wielogazowym Dräger X-am 5000, który wskazał obecność amoniaku - mówi kpt. Szymon Gwóźdź, rzecznik Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Będzinie.
Właśnie ze względu na amoniak strażacy zdecydowali o powiadomieniu przedstawicieli Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. Nic zatem dziwnego, że od rana w czwartek na miejscu odbywała się kolejna wizja lokalna z udziałem inspektorów WIOŚ. Na miejscu próbki zostały pobrane zarówno przez WIOŚ, jak i przez strażaków ubranych w specjalistyczne skafandry i maski. Właściciel posesji także pobrał próbki z tego terenu. Póki co, teren firmy jest zamknięty.
- W tym momencie nasze działania ograniczają się do zabezpieczenia miejsca zdarzenia i kontroli stężenia tej substancji, która unosiła się w czwartek. W stosunku do wczorajszego wieczora wynik dzisiejszego pomiaru jest trzy razy mniejszy. Wygląda więc na to, że sytuacja jest opanowana - tłumaczy kpt. Gwóźdź.
Smród jeszcze w czwartek było jednak czuć z odległości kilkuset metrów od samego wyrobiska.
- Poinformowaliśmy mieszkańców, by pozamykali okna i pozostali w swoich domach - mówi Kinga Wesołowska-Bodzek, rzeczniczka Urzędu Miejskiego w Będzinie.
Jak ustaliliśmy, na terenie wyrobiska - na obszarze dwudziestu metrów - znajduje się popiół i to z niego wydobywał się duszący dym o drażniącym zapachu.
- Powiadomiliśmy wszystkie instytucje, które mają prawo do kontroli w takich sytuacjach - dodaje rzecznik.
W czwartek po południu sytuacja ustabilizowała się na tyle, że mieszkańcy Łagiszy mogli być już spokojni. Największe stężenie duszącego dymu występowało w obrębie samego wyrobiska.
Prezes firmy, która prowadzi na tym terenie działalność, skontaktował się z Urzędem Miejskim w Będzinie. Jak ustaliliśmy, firma uzyskała decyzję, która pozwala na „niwelowanie terenu”, czyli wypełnienie tego wyrobiska. Pozwolenie na tę działalność firmy wydał Wydział Ochrony Środowiska w Urzędzie Marszałkowskim w Katowicach.
Sprawą zajmuje się także Komenda Powiatowa Policji w Będzinie.
- Policjanci byli na tym terenie razem z przedstawicielami ochrony środowiska. Strażacy pobrali próbki, które zostaną poddane badaniom, a wtedy będziemy wiedzieć, z jaką substancją mamy do czynienia i czy ta substancja zagraża życiu i zdrowiu - mówi podkom. Paweł Łotocki, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Będzinie.
- Mogę tylko potwierdzić, że wykonywane były czynności związane z decyzją, czy zostanie wszczęte postępowanie, ale nie chcę teraz tego komentować. Mamy kontakt z właścicielem firmy, z pewnością będziemy z nim wyjaśniać całą sytuację - dodaje Łotocki.
Teren firmy w dalszym ciągu jest zabezpieczony i zamknięty łańcuchem i taśmą. Dodatkowo uniemożliwiono tam wjazd. Dopiero w przyszłym tygodniu będą znane wyniki badań pobranych próbek.
POŻAR FOSFORU W CHORZOWIE
Nie milkną echa pożaru fosforu w Chorzowie. Pełnomocnik terenowy Rzecznika Praw Obywatelskich zwróci się do wojewody śląskiego i komendanta wojewódzkiej straży pożarnej w Katowicach o wyjaśnienie, dlaczego mieszkańcy nie otrzymali m.in. powiadomienia o możliwym skażeniu powietrza za pośrednictwem Regionalnego Systemu Ostrzegania. Przypomnijmy: do pożaru doszło w nocy z sobotę na niedzielę 19-20 sierpnia w zakładzie przy ul. Narutowicza w Chorzowie.
Mieszkańców obudziły policyjne komunikaty nadawane z megafonów, zalecające zamknięcie okien i pozostanie w domach. - Informacja ograniczyła się do wybudzenia ludzi ze snu. Zdecydowanie zabrakło komunikatu, czy to poważne zagrożenie, czy zamknięcie okien wystarczy. Mam wrażenie, że do ok. godz. 2.00 nikt nie wiedział, jaka jest skala zagrożenia - oceniał jeden z mieszkańców Bytkowa.
Jak zapewniają strażacy, którzy pracowali podczas tamtej akcji, na żadnym etapie akcji nie doszło do przekroczenia stężeń tej toksycznej substancji. Również rzecznik z biura prasowego wojewody tłumaczył, że z informacji przekazanych przez PSP wynikało, że nie doszło do przekroczenia poziomów zanieczyszczeń powietrza, a zagrożenie ma zasięg lokalny, dlatego też ostrzeżenia nie były publikowane przez WCZK na stronie internetowej i w RSO.