Drobiazgi kultury. Bez powiek
Szanowni Państwo, chcę dzisiaj poruszyć temat, o którym już z Państwem kiedyś rozmawiałam, ale o tym nigdy za dużo. Chodzi mi o hałas, który męczy nas w różnych miejscach i o różnych porach.
Zacznę od miasta. Przez ostatni rok cieszyliśmy się ciszą panującą na naszej ulicy, czyli na Bronowickiej. Oprócz chwilowych hałasów generowanych przez prace remontowe, nie męczyły naszych uszu odgłosy ruchu samochodowego, motocykli, a przede wszystkim niewiarygodne wprost dudnienie tramwajów poruszających się po starym, zniszczonym torowisku. Mamy nadzieję, że po zakończeniu remontu tramwaje pojadą cicho i latem będzie można otwierać okna.
Cieszyła nas ta perspektywa oraz ta cisza. Mówiliśmy: „Jak na wsi”. Do tego wrócę za chwilę. Ale któregoś dnia okazało się, że dwa piętra niżej ktoś wypożyczył mieszkanie grupie młodzieży, na weekend. No i dla nas był to weekend stracony, włącznie z nocami. Przez otwarte okna (upał) dochodziły głośne śmiechy, piski, wrzaski, śpiewy, a przede wszystkim muzyka „na pełny regulator”. Te alkoholowe libacje, dzięki Bogu, minęły, ale pomyślałam, że może faktycznie należałoby w Krakowie stworzyć stanowisko nocnego burmistrza, o czym niedawno pisał w „Dzienniku” Piotr Ogórek.
Tamta impreza się skończyła, ale pozostał ujadający piesek sąsiadów, bardzo późną porą. Przypomina mi się dziwaczna reklama radiowa, która sugeruje, że zażycie przez kłócące się panie z reklamy specyfiku „na nerwy” automatycznie zlikwiduje nieustanne szczekanie psa. Myślę wtedy: co też te kobiety temu psu zrobiły? Uśpiły go czy co?
Od czasu do czasu włącza się też przeraźliwy alarm w jednym z zaparkowanych samochodów oraz w zakładzie usługowym na parterze.
Dobrze jest czasem uciec od miejskich hałasów i przy okazji odetchnąć dobrym powietrzem, popatrzeć na zieleń. Z radością wybrałam się więc na wieś. Typowe wiejskie odgłosy mi nie przeszkadzają, przeciwnie: mamy nieraz piękne koncerty różnych ptaków. Sobota wieczór, dobra pogoda, wsłuchujemy się w szum drzew, cichutkie kumkanie kumaków w oczku wodnym, czasem w oddali krzyknie bażant. I nagle… z jakiegoś domu huknęła muzyka „na full”, na całą dolinę! Żeby to jeszcze była naprawdę muzyka, ale to żenujące dźwięki z syntezatora, wspomagane amatorskimi śpiewami. Jedno i drugie paskudnie fałszujące, lecz „za to” potwornie głośne. I tak aż do późnej nocy. Zgroza!
I gdzie tu uciec? Ktoś słusznie stwierdził, że nie da się zamknąć uszu tak jak oczu. Nie mamy na uszach powiek, ale przecież mamy kulturę! Gdzie ona?!