Dramat na molo w Ustce. Wskoczyłem jak stałem
3,5-miesięczna Oliwka wciąż walczy o życie w szpitalu. Ma poważny uraz główki.
- Do wody wskoczyłem tak jak stałem i zacząłem szukać dzieciaczka - mówi „Głosowi” Dariusz Przybysz, 55-letni słupszczanin, na co dzień pracownik marketu budowlanego Fimal. To on w sobotę ratował niemowlę, które wpadło do kanału portowego w Ustce. - Zauważyłem jak tonie. Znajdowało się poza wózkiem. Udało mi się je wyciągnąć. Odebrał je ktoś na brzegu. Później przypłynął też skuter. To był chyba ratownik, który zaczął reanimować dziewczynkę.
Pan Dariusz razem z żoną i przyjaciółmi spacerował kilka metrów przed wózkiem i rodzicami dziecka. Odwrócił się, kiedy usłyszał krzyk. Widział ten moment, jak wózek wpadał do wody. Relacjonuje, że 3,5-miesięczna Oliwka wypadła z gondoli i znajdowała się już pod wodą.
Dziewczynka, tonąc, nie ruszała się i nie dawała oznak życia. Mężczyźnie szczęśliwie udało się ją wydostać i przekazać innej osobie - komuś na brzegu. Dariusz Przybysz nie czuje się bohaterem. Twierdzi, że jego zachowanie było normalne.
W miejscu, gdzie wskoczył na ratunek, nie ma żadnych barierek, drabinek czy łańcuchów. Słupszczanin miał trudności, aby się wydostać. Ostatecznie pomógł mu ratownik WOPR ze skutera, który feralnego dnia był w pobliżu. Ratownicy zabezpieczali regaty klubu żeglarskiego. Ich skutery z pełną obsadą znajdowały się w gotowości po drugiej stronie awanportu. Przepłynięcie basenu zajęło im dosłownie chwilę.
- Zareagowaliśmy jak zobaczyliśmy wózek w wodzie - mówi Piotr Dąbrowski, prezes Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego w Słupsku, który również był na miejscu. - Niemowlę leżało już na betonie. Po podanych trzech wdechach sztucznej wentylacji odzyskało oddech. Dziecko miało z tyłu głowy guza dużych rozmiarów. Najpewniej uderzyło główką o beton. Nie jestem w stanie powiedzieć, jak do tego doszło, czy też jak duża była siła uderzenia. Żaden z ratowników nie był również bezpośrednim świadkiem tego, co się tam stało. Mogę za to śmiało zaryzykować stwierdzenie, że szybka reakcja tego pana uratowała życie dziecka - mówi Dąbrowski.
Oliwia wprost z Ustki trafiła karetką do szpitala w Słupsku. Jeszcze w sobotę została przetransportowana helikopterem do Gdańska. Z informacji przekazanych nam wczoraj przez Katarzynę Brożek, rzeczniczkę szpitala wojewódzkiego w Gdańsku, stan zdrowia Oliwii pozostaje bez zmian. Lekarze określają go jako ciężki i walczą o jej życie. Dziecko zostało wprowadzone w stan śpiączki farmakologicznej.
Wczoraj ustecka policja, która bada ten tragiczny wypadek, przekazała pierwszą dokumentację prokuraturze. Zabezpieczono też nagranie z monitoringu należącego do Kapitanatu Portu w Ustce. Jak nas zapewniono, film do ustaleń wniesie niewiele. Powód to słaba jakość obrazu. Z przekazanych nam ustaleń wynika, że czteroosobowa rodzina z Krakowa nad morzem spędzała wakacje. Na usteckie molo przyjechała na spacer. - Starszy chłopiec znajdował się pod opieką ojca. Wózek z dziewczynką prowadziła matka - mówi prokurator Renata Krzaczek-Śniegocka, słupski prokurator rejonowy. - W momencie, kiedy robiła bądź zamierzała zrobić zdjęcie mężowi i drugiemu dziecku, straciła na chwilę z uwagi wózek dziecięcy.
Dlaczego wózek zjechał w kierunku krawędzi? Bezpośredni świadek zeznał policjantom, że zaczął się staczać w momencie silniejszego podmuchu wiatru. Przechodzień relacjonujący zdarzenie miał też podnieść krzyk. Wówczas matka odwróciła się w stronę wózka, którego, niestety, nie udało się już zatrzymać.
Policja pod nadzorem prokuratury prowadzi swoje postępowanie w sprawie i pod kątem narażenia małoletniego dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Rodzice niemowlęcia, z uwagi na swój stan psychiczny, nie zostali jeszcze przesłuchani, choć to na ich wyjaśnienia najbardziej liczą śledczy. Zamartwiają się o zdrowie dziecka.