Dr Mateusz Grzesiak: Lęk pozbawia nas kreatywnych możliwości
Jeśli zamienimy słowo lęk na stres – będzie łatwiej, bo możemy wtedy porozmawiać o dwóch rodzajach stresu. Jeden nazywa się eustres, a drugi – dystres. Eustres jest pozytywny. Dystres jest negatywny – mówi dr Mateusz Grzesiak, psycholog i wykładowca Akademii WSB.
W którym zakamarku człowieka skrywa się lęk - w głowie, sercu, w brzuchu? Skąd właściwie się bierze?"
Lęk to złożone zjawisko mentalne, emocjonalne, somatyczne, behawioralne. Znajduje się w głowie, bo tworzy nam określonego rodzaju obrazy, albo dialogi wewnętrzne i wtedy wyobrażamy sobie na przykład negatywne scenariusze. Odczuwamy go w ciele, w postaci emocji, a z drugiej strony jako zestaw odczuć. Na przykład mamy odczucie gula w gardle, albo ścisku w żołądku, zaciskamy zęby. Lęk istnieje też na trzecim poziomie, behawioralnym, czyli takim, gdzie zmienia nam sposób zachowania. Na przykład zamyka nas w sobie. Zmienia posturę. Powoduje chowanie się.
Kiedy lęk może przejąć nad nami kontrolę?
Lęk bierze górę w sytuacji, w której stresor go wywołujący, destabilizuje nasz układ nerwowy na tyle, że przekracza to nasze indywidualne możliwości radzenia sobie z nim. W takim momencie nie mamy kontroli nad zjawiskami, które przeżywamy. Przyspieszenie akcji serca lub trudności w kontrolowaniu oddechu są charakterystyczne dla zjawiska paniki. Innymi objawami mogą być uczucie ścisku w żołądku, chaotyczne myśli i wyobrażenie sobie katastroficznych scenariuszy, które mogą prowadzić do utraty kontroli nad zachowaniami, takimi jak krzyk czy panika. Lęk jest odczuwany subiektywnie, a reakcja na niego zależy od indywidualnego poziomu jego tolerancji - tego, jak organizm jest przyzwyczajony do radzenia sobie ze stresem. Na przykład żołnierz, który był narażony na wiele stresorów, będzie miał większą tolerancję lęku niż osoba, która przez całe życie unikała sytuacji stresujących.
W jaki sposób lęk wpływa na nasze relacje z innymi ludźmi oraz na naszą zdolność do podejmowania ryzyka i osiągania celów? Krótko mówiąc, jakie są konsekwencje poddawania się lękowi i czego możemy być pozbawieni, gdy to robimy?
Lęk pozbawia nas kreatywnych możliwości i proaktywnych aktywności, dlatego, że zmusza nas do prewencji i podejmowania takich działań, które mają na celu jedynie ochronę. Jeżeli ktoś, na przykład w biznesie boi się, że mu inwestycja nie wyjdzie, to nie podejmie ryzyka. Nawet nie spróbuje. A tym automatycznie ogranicza sobie możliwości zarobienia pieniędzy, które są związane ze zwrotem z tej inwestycji. Jeżeli ktoś się boi, że pójdzie na randkę i ta będzie ona nieudana, to może w ogóle na taką randkę nie pójść. Co więcej, może do końca życia będzie singlem, chociaż wcale nie chce. Jeżeli ktoś się boi pójść do szefa po podwyżkę, to będzie mniej zarabiał.
O, to kiedyś była historia o mnie.
Nie tylko o pani. Jest to też historia o 33 procentach Polaków, którzy nigdy nie poprosili szefa o podwyżkę. To niebywale, horrendalnie zły wynik. W Polsce zdiagnozowane zaburzenia lękowe ma co szósty Polak. Proszę sobie wyobrazić, ile osób ma to zaburzenie, mimo że nie jest ono zdiagnozowane. Jednym z przejawów tego zaburzenia lękowego jest katastrofizm, czyli błąd w myśleniu. To słynne polskie czarnowidztwo.
Czyli: „Szkoda, że…”, albo: „Na pewno się nie uda”?
To wymyślanie niekończących się scenariuszy tego, co pójdzie źle. A następnie podejmowanie działań prewencyjnych, czyli zabezpieczanie się przed tym. Kłopot polega na tym, że 99,9 procent rzeczy z tych, które sobie wyobrażamy, nigdy się nie wydarzy. Podam przykład. Grupie rodziców – załóżmy, że jest to sto osób – przedstawiamy sytuację: „Twoje dziecko nie wraca ze szkoły do domu. Dzwonisz, nie odbiera telefonu. Co się stało?” Ciekawostka polega na tym, że pewien procent rodziców powie: „Dziecko zostało porwane”. Statystycznie porwanie jest bardzo mało prawdopodobne. O wiele bardziej prawdopodobne jest to, że dziecku rozładował się telefon. Może go zgubiło, albo – w ferworze budowania relacji z przyjaciółmi – nie zwracało na niego uwagi. Ten przykład myślenia: „Zostało porwane”, albo „Miało wypadek” mimo znacznie mniejszego prawdopodobieństwa tego rodzaju negatywnych zdarzeń w stosunku do innych, które akurat są pozytywne, jest przykładem błędu w myśleniu. To się nazywa katastrofizm. Ten katastrofizm z czegoś wynika. Jako społeczeństwo, Polacy mają bardzo wysoki poziom lęku.
Skąd się w nas bierze?
Wynika on z powodu traumy kolektywnej, przekazywanej z pokolenia na pokolenia. Istnieją badania wskazujące, że traumę dziedziczymy do piątego pokolenia. W tej chwili szacuje się już, że może nawet do siódmego. Wobec tego każdy z nas nosi w sobie na przykład II wojnę światową, komunizm i inne rzeczy, które były fatalne pod wieloma kątami i doprowadziły do zaburzenia społeczeństwa na wielu poziomach. Ponad 30 procent Polaków urodzonych w latach 1946-1964 ma zdiagnozowany zespół stresu pourazowego. Jednym z jego cech jest to, że występuje w nich irracjonalny lęk, mają napady paniki i bardzo wysoki poziom stresu. Jeśli znajdzie się pani w niebezpiecznej sytuacji, ktoś panią będzie gonić i będzie pani uciekać, to pani poziom stresu w skali od 0 do 10 wskaże pewnie na 8. Ale gdy zagrożenie minie, wróci pani do domu, uspokoi się, to poziom stresu spadnie do zera i idzie pani spać. Tak działa normalny uregulowany organizm. Natomiast jedna trzecia naszych rodziców – bo to jest to pokolenie – budzi się rano i ich poziom stresu od razu jest na poziomie na przykład 6. W związku z tym, kiedy się stresują, to nawet wychodzą poza skalę.
Znam ludzi, którzy chorują na nadciśnienie i denerwują się nawet wtedy, gdy ktoś zadzwoni do nich z miłą wiadomością. Stresem jest już sam telefon. Od razu skacze im ciśnienie.
To efekt tego, że mamy zaburzone całe pokolenia. Dodajmy do tego fakt, że 16 procent polskich dzieci kaleczy się przez cięcie sobie nadgarstków, 9 procent dzieci między 13 a 18 lat ma za sobą próby samobójcze, a 40 procent nastolatków miało takie myśli. Jesteśmy na drugim miejscu w Europie jeśli chodzi o samobójstwa nastolatków. Powinniśmy się uczyć, w jaki sposób wychowywać pokolenia, które będą szczęśliwsze od naszego. Ale tego nikt nie robi. Mamy więc do czynienia z pokoleniem, które po pierwsze ma mniejszy współczynnik IQ od poprzednich pokoleń, a po drugie jest to pokolenie zdecydowanie nieszczęśliwsze. Wiele wskazuje na to, że w 2030 roku depresja będzie chorobą numer jeden na świecie.
Lęk obniża naszą inteligencję?
W chwili, kiedy odczuwamy lęk, to aktywujemy przede wszystkim mózg gadzi. To najbardziej prymitywna część mózgu, która daje trzy możliwości: walczyć, uciekać, albo się zamrażać, czyli dysocjować. W chwili, gdy odczuwamy lęk, fizycznie nie jesteśmy w stanie analizować, prawidłowo się komunikować, dedukować, wnioskować, odczuwać empatii, a to są te wszystkie wyższe czynności mózgu powiązane z tak zwaną korą nową, która odpowiedzialna jest za matematykę czy za myślenie. My teraz rozmawiamy w korze nowej, ale wszystkie te czynności są dezaktywowane w momencie, kiedy odczuwamy lęk. Wtedy po prostu nie ma myślenia. Jedyne, co organizm wówczas robi, to prewencja. W taki sposób żyje jakaś część Polaków. Permanentnie uprawiają prewencje. „Nie pójdę po podwyżkę, bo się boję, że jej nie dostanę”. „Nie wyjadę za granicę, bo mnie okradną”. „Nie pójdę na studia moich marzeń, bo się to nie spodoba moim rodzicom”. „Nie otworzę własnego biznesu, bo co, jak mi nie wyjdzie”. „Nie podejdę do dziewczyny, która mi się podoba, żeby z nią zagadać, bo co, jak da mi kosza?”.
Dlaczego boimy się porażek? Jak z nich czerpać dobre lekcje? Dlaczego myśl o porażce nas paraliżuje?
Zależy kogo i zależy, czy rozmawiamy o poziomie indywidualnym czy społecznym. Jeśli rozmawiamy o Polakach, to sama porażka jako taka nas nie paraliżuje. Paraliżują nas konsekwencje porażki. Mam 43 lata. W moim pokoleniu, w szkole, w chwili, gdy popełnialiśmy błąd, nazywano nas debilami. Na czerwono podkreślano, co zrobiliśmy źle w dyktandach, a nie to, co napisaliśmy dobrze. Wyzywano nas. Wsadzano do oślej ławki. Pokolenie mojego ojca było bite, w związku z czym nic dziwnego, że dzisiaj ludzie boją się zjawiska porażek. Nie dlatego, że się boją porażki jako takiej. Boją się tego, z czym mają, często nieświadomie, skojarzoną tę porażkę. Z tym, że uderzy to ich w ich poczucie wartości. Z tym, że będą pobici. Przypominam, że 40 procent polskich rodziców uważa bicie dzieci za dobrą metodę wychowawczą. Zamiast słowa porażka o wiele lepiej jest użyć słowo błąd; jego źródłosłów jest ciekawszy. Błądzić oznacza, że próbuję. Udowodniono, że w momencie, gdy podejmujemy określone działanie, to musimy najpierw eksplorować, żeby dowiedzieć się, co nie działa, zanim znajdziemy adekwatny wynik. Przykładem jest sprzedaż. Szacuje się standardowo, że kiedy próbujemy coś sprzedać klientowi, to musimy siedem razy się od niego odbić, zanim się zgodzi. Naukowcy zmierzyli też, jaki jest optymalny moment podejmowania decyzji. Załóżmy, że kupuje pani mieszkanie. W którym momencie powinna się pani zdecydować, które wybierze? Naukowcy po badaniach doszli do wniosku, że najlepszym momentem jest tak zwane 37 procent puli. Polega to na tym, że jeżeli ma pani do obejrzenia 10 mieszkań, to 37 procent puli to będą 4 mieszkania. Czyli wybierze pani najlepsze po tych czterech, na przykład piąte albo szóste. Dlatego, że to jest optymalny moment podejmowania decyzji. Obejrzała pani cztery, więc już wiedziała, czego potrzebuje. Z tego punktu widzenia wymyślono model, który znajduje wyjście z dylematu pod tytułem, na ile eksplorować, a na ile decydować. Naukowo jesteśmy w stanie powiedzieć, że zanim człowiek się czegoś nauczy, musi popełnić błędy. To jest warunek sine qua non, na takiej samej zasadzie, że jak ktoś chce mieć tęczę, to musi zaakceptować deszcz. Nie ma jednego bez drugiego. Jeśli ktoś chce mieć atrakcyjnego partnera, to musi się liczyć z tym, że będą spojrzenia na ulicy. Tak to działa. Jeżeli ktoś chce się czegokolwiek nauczyć, musi zaakceptować popełnianie błędów. Niestety w Polsce do popełniania błędów mamy podpięte uderzenie w poczucie własnej wartości. W chwili, gdy ktoś ma podjąć określone działanie, ale pomyśli, że jak mu nie wyjdzie, to zrobi z siebie pośmiewisko, to prewencyjnie tych działań nie podejmie.
Jak wyglądają badania dotyczące poczucia własnej wartości Polaków?
Pokazują bardzo słabe wyniki. W 2010 roku wykazano, że w Europie najbardziej Polaków nie lubią Polacy. To przykład pierwszy z brzegu. 65 procent polskich nastolatków – i to chyba najsmutniejsza wiadomość – chciałoby odczuwać więcej szacunku dla siebie. 25 procent czuje się jak śmieci. Gdzie my, jako rodzice tak zawiedliśmy? Jakim cudem 60 procent młodych Polaków, wychowanych w dobie Tik-Toka, bezpieczeństwa, kapitalizmu, chodzenia po ulicach bez lęku, że zatrzyma ich milicja, narzeka na samotność? Wiele wskazuje, że poczucie wartości Polaków jest na horrendalnie niskim poziomie. Powinniśmy się temu mocno przyjrzeć, żeby zobaczyć, jakie są tego powody i z czym to jest związane. Po to, żeby zdecydowanie łatwiej i lepiej tym zarządzać. 46 procent młodych Polaków to osoby o skrajnie niskiej samoocenie. 70 procent dzieci nigdy nie korzystało ze wsparcia psychologa w szkole i poza szkołą. To nie jest tylko kwestia lęku. Jest też ogromny wzrost przemocy. W Zamościu nastolatki skatowały nastolatka i wrzuciły nagranie na media społecznościowe, by zbierać polubienia, bo to się mocno „sprzedaje”. Tego jest coraz więcej.
Czy możliwe jest całkowite uniknięcie lęku w życiu ?
Nie jest możliwe. Gdyby tak było, to by oznaczało, że żyjemy w warunkach, w których niczego się nie boimy. Musimy się bać. Gdybyśmy tego nie robili, to robilibyśmy rzeczy, które są zagrożeniem dla życia albo zdrowia. Jeśli ktoś nie będzie się bał tego, że jak wyskoczy przez okno z 10 piętra, to się zabije – to może wyskoczy. Powinniśmy się bać, to reakcja fizjologiczna i bardzo dobrze, że ją mamy.
Lęk może być też naszym zasobem? Może dostarczać nam motywacji, pomagać w podejmowaniu rozsądnych decyzji?
Owszem. Jeśli zamienimy słowo lęk na stres – będzie łatwiej, bo możemy wtedy porozmawiać o dwóch rodzajach stresu. Jeden nazywa się eustres, a drugi – dystres. Eustres jest pozytywny. Dystres jest negatywny. Eustres to sytuacja, jaką mamy w tej chwili: rozmawiamy ze sobą pierwszy raz w życiu i wiadomo, że na początku, jak się poznajemy, będziemy bardziej zmobilizowani, bardziej uważni, nasz mózg będzie wyostrzał nasze zmysły, bo to jest coś nowego. Eustres zatem jest pozytywny, mobilizujący. Idziemy na nową imprezę, nie wiemy, jak się zachować, więc jesteśmy uważniejsi. Rozglądamy się, uczymy, badamy środowisko. To jest mobilizujący poziom stresu albo lęku. Natomiast wszystko, co się staje dystresem, zaczyna nam przeszkadzać. Łatwo byłoby pokazać to na skali. Załóżmy, że mamy skalę lęku od 0 do 10, gdzie zero oznacza, że nie boję niczego, wszystko jest w porządku, a 10 oznacza, że mam stan paniki, tracę kontrolę nad sobą. Eustres byłby maksymalnie do 3. Potem zaczynamy się już trochę destabilizować. Od 6 jesteśmy na równi pochyłej.
Jakich używać narzędzi, aby po pierwsze kontrolować lęk, osiągać sukcesy, które sobie wyznaczyliśmy, by budować dobre relacje i spełniać swoje marzenia?
Dzięki psychologii czy psychoterapii mamy masę różnego rodzaju narzędzi. Możemy zacząć od tego, żeby zarządzać swoimi myślami. Kiedy pojawia się nam myśl, że coś złego się wydarzy, to zadajemy sobie pytanie, czy ta myśl jest oparta na faktach? Na przykład, boję się, że pójdę do szkoły i nauczyciel postawi mi złą ocenę. Czy ta myśl jest oparta na faktach? Nauczyciel może postawić złą ocenę, ale jest mało prawdopodobne, bo do tej pory miałem dobre oceny, a poza tym kartkówka była wczoraj. To przykład, kiedy zaczynamy kwestionować pojawiające się w naszej głowie myśli, które wywołują lęk. Inną metodą jest skupienie się na źródle lęku. Zadajemy sobie pytanie, co tak naprawdę wywołało ten lęk? To ciekawy moment, w którym zaczynamy odróżniać rzeczywistość od projekcji. Jeżeli idę ulicą i ktoś podchodzi do mnie z nożem, a ja się boję – to jest to rzeczywisty lęk. Dobrze, że go mam, bo on będzie mnie mobilizował do ucieczki. Ale jeżeli idę ulicą i wyobrażam sobie, że spadnie na mnie meteoryt, to nie jest to rzeczywisty lęk. To lęk zaprojektowany. Inny przykład: idzie ktoś ulicą i boi się, że zostanie pobity. Jeśli sięgnie do przeszłości, to może się okazać, że faktycznie, jak miał 15 lat, został pobity na podwórku. Jego mózg projektuje mu nieprzerobione doświadczenia z przeszłości na teraźniejszość. To, co jest kluczowe w kontekście zarządzania lękiem to zadanie sobie pytania, czy lęk jest rzeczywisty, czyli pochodzi z teraz? Czy to jest lęk, który jest wywoływany przez wspomnienie z przeszłości, który już się kiedyś wydarzył. No i wtedy trzeba przerobić wspomnienia. Mózg nie odróżnia, czy to jest wspomnienie sprzed 30 lat, czy dzieje się to teraz. On po prostu wydobywa z twardego dysku pamięci doświadczenia więc reagujemy przez to tak, jakbyśmy znów mieli 15 bądź 10 lat. Mam wrażenie, że 99,9 procent naszych życiowych problemów pochodzi z nieprzerobionej przeszłości. A najwięcej tego widać w relacjach, w małżeństwach.
Wiele ludzi ma marzenia, ale z powodu lęku boją się nawet myśleć o tym, że mogliby się zabrać za ich spełnianie. Jak je realizować mimo lęku?
Nie wiem, czy mimo lęku, bo to tak, jakbyśmy się zapytali, jak się przemieszczać z miasta do miasta mimo braku środków transportu? Możemy chodzić pieszo, ale po co? Po co mielibyśmy robić coś mimo lęku, jeżeli możemy go zaadresować? Będzie nam nieporównywalnie łatwiej. To pierwsza kwestia. Druga, to aspekt związany z planowaniem swojego życia w kontekście osobistym i zawodowym; korzystania z nauk psychologii i przede wszystkim zarządzania po to, żeby wiedzieć, jaki kierunek w życiu chcemy obrać. Warto podzielić życie na określone konteksty czyli obszary, następnie te obszary pod kątem celów adresować i w nich wyznaczać sobie cele, jakie chcemy osiągnąć. Możemy mieć obszary takie jak sport, zdrowie, relacje z dziećmi, relacje z partnerem, pieniądze, psychikę, podróże, doświadczenia i wiele innych, w których wyznaczamy sobie życie i nasze życiowe cele. Większość ludzi tego nie robi. Te osoby mają bardzo krótkie linie czasu. Planują to, co się wydarzy na miesiąc, może dwa, do przodu. Mało kogo spotkamy w naszym społeczeństwie, kto będzie miał plan w młodym wieku na to kim będzie, mając lat 60. Dlatego ludzie też nie odkładają pieniędzy. Dlatego nie myślą o długoterminowych konsekwencjach tego, co robią. Dlatego nie planują swojego życia z punktu widzenia dłuższej linii czasu, w której w gruncie rzeczy jak się coś zaplanuje, to następnie długie lata poświęca się na realizację. Są badania, które mówią o tym, że gdyby ktoś grał 4 godziny dziennie przez kilkanaście lat, to stałby się muzykiem na poziomie światowym. Większość ludzi tego nie zrobi. Dlatego między innymi jest mało muzyków na światowym poziomie. W odpowiednim czasie większość rzeczy jest osiągalna.
Osiągamy pewien komfort, mamy uporządkowane życie, dom, pracę i nagle coś się wydarza. Przychodzi zmiana. Dziś taką zmianą, a wraz z nią lęk, który za nią idzie, wydaje się sztuczna inteligencja. Jak sobie radzić z lękiem przed zmianą i jakie Pana zdaniem zagrożenia niesie sztuczna inteligencja?
Odpowiedź na to pytanie zajęłaby mnóstwo czasu; to cała wielka historia związana z tym, na co powinniśmy zwrócić uwagę. Sztuczna inteligencja jest wyraźnym zagrożeniem czy to dla finansów, czy dla zdrowia. Większość ludzi zostanie zastąpiona w praktycznie wszystkich zawodach i to na niespotykaną dotąd skalę. Blisko 50 procent zawodów jest zagrożone wymarciem ze względu na roboty. Sztuczna inteligencja będzie prowadzić do samotności, do zniszczenia kontaktów międzyludzkich. Istnieje ogromne ryzyko marginalizacji seksu, w momencie gdy lalki, roboty, zostaną podpięte pod sztuczną inteligencję. Sztuczna inteligencja może prowadzić do pełnego uzależnienia się od tego, co powie maszyna. Krótko mówiąc ludzie, zamiast zapytać się siebie, zamiast myśleć, zanalizować, wybrać, gdzie chcą pójść do restauracji, zadadzą pytanie i sztuczna inteligencja zdecyduje za nich. Ludzie z niej korzystający mogą być całkiem bezsilni, bo nie będą potrafili zdecydować o niczym; nie będą po prostu myśleli. Przestaną się rozwijać i staną się bezmyślnym konsumentem treści podawanych przez sztuczną inteligencję. Możemy mieć do czynienia z absolutną demoralizacją wszystkiego. Mógłbym tak dalej kontynuować ten temat. Jest on ogromny i zupełnie inny niż to, o czym rozmawialiśmy.
Czy to znaczy, że powinniśmy zakazać używania chata GPT?
Nie. To propozycja pójścia w drugie ekstremum. To tak, jakbyśmy w latach 80. zadali sobie pytanie, czy powinniśmy zakazać internetu? Albo później – zakazać mediów społecznościowych. Oto pojawia się określonego rodzaju zjawisko, którym nie umiemy zarządzać; system prawny, ludzka mentalność, społeczeństwo nie są na to przygotowane i to zjawisko będzie prowadziło do określonych konsekwencji. Zarówno dobrych, jak i złych. To oczywiste, że w momencie, gdy jakiś student powie chatowi GPT: „Poproszę przygotować wszystkie materiały do mojej pracy”, dostanie odpowiedź od sztucznej inteligencji w przeciągu kilkunastu minut czy może kilkunastu sekund. Szybkość zdobywania informacji na niespotykaną skalę jest niezwykle korzystna. Ale nie rozmawiamy tu o problemie, który da się określić w kategoriach zabronić, albo pozwolić. Rozmawiamy o czymś, co zrewolucjonizuje rasę ludzką. A jeśli jeszcze połączymy się z robotami i podłączymy mózg do internetu, nad czym w tej chwili również się pracuje, będziemy mieli do czynienia z końcem jednostki ludzkiej, jaką znamy w tej chwili.