Dr Materska-Sosnowska: Frekwencja oznacza absolutne obudzenie się społeczeństwa, świadomość, jak ważne to były wybory
Polska będzie taka sama jaka jest dzisiaj, nie ma co się łudzić. Skończy się pierwszy etap, ale to nie znaczy, że nagle świat będzie zupełnie inny. Trzeba się nastawić na to, że rozpoczną się długie negocjacje. – mówi politolożka dr Anna Materska-Sosnowska z UW.
PiS zdobył 200 mandatów, Koalicja Obywatelska 163, Trzecia droga 55, Nowa Lewica 30, a Konfederacja 12. Co teraz będzie?
Prezes Prawa i Sprawiedliwości powiedział „wygramy”. Można to rozumieć, że „Dzisiaj przegraliśmy, kiedyś wygramy”. A to znaczy, że w drugim kroku rząd będzie tworzony przez Koalicję Obywatelską.
Ale to znaczy, że w tym pierwszym kroku prezydent powierzył misję tworzenia rządu Prawu i Sprawiedliwości?
Tak, ale myślę, że to dla PiS będzie jeszcze bardziej destrukcyjne, bo pokaże, że ta partia nie jest w stanie stworzyć rządu. Z jednej strony korzystne dla PiS jest to, że Konfederacja weszła z tak słabym wynikiem do Sejmu, ale z drugiej strony jest to niekorzystne, bo nie mają z kim tego rządu stworzyć.
A jeśli PiS porozumie się z Trzecią Drogą?
Myślę, że nie jest to możliwe. To jeszcze zależy, kto z Trzeciej Drogi wszedł do parlamentu, ale zakładam, że weszło tam sporo ludzi z PSL. A jeśli tak, to weszli kosztem PiS-u i nie po to, żeby PiS-owi oddać władzę. Nie wydaje mi się, żeby PiS był w jakiejkolwiek zdolności koalicyjnej. Jeśli wyniki się potwierdzą, to dużo łatwiej będzie stworzyć dużą, trójelementową koalicję opozycji demokratycznej.
Co oznacza tak wysoka frekwencja w tych wyborach?
Frekwencja – rewelacja! Moje marzenie! Oznacza absolutne obudzenie się społeczeństwa, świadomość, jak ważne to były wybory, że nie pozostawiliśmy ich przypadkowi. To zresztą potwierdza nasze badania przeprowadzone przez Fundację Batorego, że jest potencjał na zmianę.
Co zapamiętamy z tej kampanii wyborczej? Na ile różniła się ona od poprzedniej?
W moim przekonaniu to była całkowicie inna kampania. Wyróżniała ją brutalność, bezpardonowe ataki. Nie przypominam sobie, aby w jakiejkolwiek kampanii wcześniej wróg była tak bardzo spersonalizowany, określony imieniem i nazwiskiem, jak działo się to w tej ostatniej. PiS przyzwyczaiło nas wcześniej do tego, że w swoich kampaniach proponowało nowe rozwiązania, miało coś, co nazywało jeszcze na początku kampanii „ulem programowym”. W tej kampanii nawet to zniknęło. Partia rządząca odnosiła się do poprzedników i to nie sprzed roku czy dwóch lat, ale sprzed 8 lat i niewiele proponowała. Mobilizowała tylko własny elektorat. Zapamiętamy też tę kampanię z fatalnych wydarzeń, które obnażały niemoc rządzących: afera z uchodźcami, dymisja generałów czy to, co działo się na stacjach Orlen. Ostatni punkt, bardzo negatywny, dotyczący tej kampanii to oczywiście jednostronne zaangażowanie państwowej telewizji. To coś bez precedensu i to niestety będzie opisywane w podręcznikach, jak z publicznych mediów stworzyć propagandową tubę. Do tego należy dołączyć całą kampanię referendalną, udział spółek państwowych i łączenie tego z wyborami.
Dało się zaobserwować w kampanii momenty przełomowe?
Myślę że takiego „gamechangera” jakby niektórzy chcieli, nie było. Powiedziałabym, że przełomowe są krople drążące skałę. A z drugiej strony nie pamiętam też takiej kampanii, w której partie opozycyjne, które powinny między sobą walczyć, a szły w jednym froncie, nie atakując siebie przeciwko rządzącym. To również będzie opisywane w podręcznikach.
Co Pani zdaniem jest stawką tych wyborów?
Wschód albo Zachód. I mówię to z całkowitą odpowiedzialnością – stawką tych wyborów jest to, czy pozostaniemy w kręgu europejskich państw demokracji liberalnej, czy też nastąpi kolejny krok odsuwania się od tego kręgu. Jeżeli PiS pozostanie przy władzy, to z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że nasze stosunki z Unią Europejską się nie poprawią, a wręcz przeciwnie. Mamy problemy finansowe, problemy z bezpieczeństwem; można założyć, że będzie jak na Węgrzech. Tam Orban zmienił ordynację, więc co z tego, że są wybory, kiedy przestają one być wyborami rywalizacyjnymi, a stają się wyborami czysto fikcyjnymi, tak jak w reżimach niedemokratycznych. W związku z tym, albo zostaniemy tutaj w tym kręgu z aspiracjami do poprawiania demokracji, albo też nie.
PiS wygrał wybory. Co teraz?
PiS ma większość, ale to jest pyrrusowe zwycięstwo, dlatego, że przy tak przekrzywionym boisku, niesprawiedliwych regułach gry i z własnym sędzią, to prawdopodobieństwo wygrania przez PiS wyborów było oczywiście bardzo duże. Ale nie mają większości bezwzględnej, będą musieli stworzyć koalicję. Z kim, jak duża to musi być koalicja, czy wystarczy dobranie kilku posłów i posłanek i czy faktycznie Konfederacja wejdzie z nimi do parlamentu – na te pytania odpowiedź będziemy znać we wtorek, najpóźniej w środę rano. To z kolei pociąga za sobą pytanie, jak silna Konfederacja wejdzie do Sejmu i jakie warunki w związku z tym będzie mogła stawiać. To układanie się potrwa do listopada i będzie to, moim zdaniem, nerwowa układanka. A nawet jeśli PiS stworzy rząd, to jest pytanie, czy będzie to rząd rozwojowy, dający poczucie bezpieczeństwa i stabilny, i już wiemy, że nie będzie.
Jakie inne partie poza głównymi mają szansę zdobyć dodatkowe głosy i wpłynąć na skład przyszłego rządu? Jakie są ich szanse na sukces?
To są przede wszystkim Nowa Lewica i Trzecia Droga – ich kampania odbywała się bez agresji; to była kampania programowa. Co charakterystyczne ta kampania była też aktywna nie tylko dla tych dwóch partii, ale w ogóle wszystkie partie pracowały bardzo intensywnie. Ale właśnie dla tych wymienionych przeze mnie dwóch partii widzę szansę. Myślę, że szansę na odbudowę ma PSL-u szczególnie na wsi, bo dobry wynik Trzeciej Drogi mogą oznaczać silni kandydaci PSL-u na wsi właśnie. A to z kolei oznacza utratę tych bastionów przez Prawo i Sprawiedliwość.
Pis nie będzie tworzyć rządu. Prezydent powierzy misję opozycji. Co dalej?
Jeżeli Koalicja Obywatelska będzie tworzyła rząd, a ma doświadczenie w tworzeniu rządu stabilnego, pełnego, bez awantur. Te wszystkie trzy partie – KO z Nową Lewicą i Trzecią Drogą są w stanie się porozumieć i stworzyć stabilną większość rządową. Dlatego, że obszary, którymi trzeba się natychmiast zaopiekować, jak przywrócenie ładu demokratycznego, są wspólne dla tych wszystkich trzech partii. I to jest absolutnie do zrobienia. Nie wyobrażam sobie, że wtedy prezydent mógłby wetować czy zachowywać się tak, jak do tej pory. Rozumiem też, że w tym przypadku nastąpi dość szybkie uruchomienie środków europejskich, co da nam, jako Polsce, pewien oddech gospodarczy. Zacznie się walka z drożyzną, z inflacją, a w tym wszystkie trzy partie są spójne.
Przed jakimi wyzwaniami stanie lider, który będzie tworzył rząd?
Dla opozycji te wyzwania są większe niż te stojące przed PiS-em. Destrukcja zawsze jest łatwiejsza od budowania, a opozycja będzie musiała wiele odbudowywać.
Jaka będzie Polska w poniedziałek 16 października? Gdzie się obudzimy?
Polska będzie taka sama jaka jest dzisiaj, nie ma co się łudzić. Skończy się pierwszy etap, ale to nie znaczy, że nagle świat będzie zupełnie inny. Po pierwsze nie będziemy jeszcze znali dokładnych wyników. Po drugie, trzeba się nastawić na to i mieć świadomość, że rozpoczną się długie negocjacje. A po trzecie – powtórzę, co już powiedziałam – odbudowa jest zawsze trudniejsza niż destrukcja, niemniej może być piękniej.