Dr hab. Andrzej Cieśla: zaczniemy zdobywać przewagę nad koronawirusem
O roku życia z koronawirusem rozmawiamy z doktorem hab. n. med. Andrzejem Cieślą, kierownikiem Klinicznego Oddziału Chorób Zakaźnych z pododdziałem hepatologicznym w Łańcucie.
Cofnijmy się do końcówki roku 2019 r. Z Chin napływały do nas informacje o zakażonych koronawirusem i o ekspresowo budowanych szpitalach, ale w Europie życie toczy się raczej normalnie. Gdyby ktoś nam wtedy powiedział, że za kilka miesięcy będziemy chodzić w maseczkach, nikt by w to nie uwierzyłby. A pan, jako zakaźnik, co wtedy myślał?
Pierwsze informacje dotyczące zapalenia płuc o nieustalonej etiologii zostały przekazane władze chińskie 30 grudnia 2019 roku. Tak naprawdę o tym wszystkim dowiedzieliśmy się już w nowym roku 2020.
Jeśli chodzi o ryzyko pandemii to niestety, ta choroba była poprzedzona dwukrotnie występowaniem zakażeń wirusami zbliżonymi do SARS-CoV-2. To nie powinno stanowić zaskoczenia dla lekarzy chorób zakaźnych czy osób, które były zainteresowane tym tematem. Natomiast w okresie okołoświątecznym, gdy wszyscy gdzieś wyjeżdżaliśmy, niektórzy nawet za granicę, nie mieliśmy takiej świadomości, że żyjemy już w nowej rzeczywistości. Czasie, w którym bardzo poważna choroba szybko się rozprzestrzenia.
Ta nowa choroba na pewno dla wszystkich była wielkim zaskoczeniem, a w szczególności dla państw europejskich. Musieliśmy się jej uczyć. Państwa dalekiego wschodu, gdzie epidemia SARS-CoV-2 miała już miejsce, na pewno były lepiej do tego przygotowane.
W lutym 2020 roku pandemia szalała już na całego w Lombardii, a Polska wciąż była zieloną wyspą na mapie koronawirusa. Myśleliśmy, że to pewien rodzaj grypy.
W tym okresie do naszego oddziału były przyjmowane osoby, które wracały z zagranicy. Była to grupa studentów Politechniki Rzeszowskiej, która wróciła do Polski z praktyk w Chinach. I w przypadku objawów ze strony górnych dróg oddechowych, te osoby były kierowane do nas, do diagnostyki. To były pierwsze przypadki, z którymi wtedy zetknęliśmy się. Mogliśmy już wtedy przećwiczyć m.in. użycie środków ochrony osobistej i pomału zaczynaliśmy się oswajać psychicznie z tym nieznanym nam wtedy tematem. W momencie kiedy pojawili się już pacjenci zakażeni koronawirusem, to w jakiś sposób byliśmy już do tego mentalnie i teoretycznie przygotowani.
Pamięta pan pierwszy przypadek koronawirusa na Podkarpaciu?
Pierwsze przypadki zakażeń to była ta grupa studentów, którzy przyjechali z Chin. Oni w jakiś sposób pośredni, albo bezpośredni mieli kontakt z osobami zakażonymi, którzy wracali z zagranicy. To były właśnie były te pierwsze przypadki osób zakażonych koronawirusem na terenie Podkarpacia.
POLECAMY: Wiesława Szpila, pacjentka zero na Podkarpaciu: Czułam się strasznie. Jedzenie wywoływało we mnie wstręt
Tutaj jest pewna różnica, bo pierwszym pacjentem, u którego rozpoznaliśmy zakażenie koronawirusem była osoba niewyjeżdżająca za granicę. Było to dokładnie 11 marca 2020 roku. Osobą zakażoną była kobieta. Jej mąż też był chory, ale tak naprawdę te pierwsze przypadki zachorowań zostały już potwierdzone w lutym 2020 roku. Tylko wtedy jeszcze nie mieliśmy tak dostępnych szeroko narzędzi diagnostycznych.
Czy nasza służba zdrowia była gotowa na przyjęcie pacjentów z COVID-19?
Problem przyjmowania diagnostyki pacjentów z powodów epidemiologicznych głównie został przekazany oddziałom zakaźnym. W tym okresie był to bardzo trudny czas dla nich. Z jednej strony musieliśmy prowadzić diagnostykę różnicową przypadków, które były do nas kierowane z podejrzeniem SARS-CoV-2. Określenie COVID-19 zostało stworzone na przełomie lutego i marca. Pacjenci ze wszystkich innych placówek na Podkarpaciu kierowani byli do naszego oddziału.
To było też bardzo trudne, bo te wszystkie osoby musiały zostać do nas przywiezione z mniej lub bardziej oddalonych jednostek ochrony zdrowia. Metody wsparcia oddechowego w trakcie transportu były daleko niedoskonałe. Pacjenci, którzy do nas trafiali byli w ogólnie złym stanie. W krótkim okresie czasu pojawiło się coraz więcej takich pacjentów i śmiertelność wśród tej grupy była duża. Umierali oni po kilku godzinach po przyjęciu do naszego oddziału. Dodatkowo metody diagnostyczne, które były wypracowane i wiedza o chorobie również nie była pełna. Ten pierwszy okres był naprawdę trudny.
PRZECZYTAJ TEŻ: Dokładnie rok temu na Podkarpaciu wykryto pierwszy przypadek koronawirusa [KALENDARIUM]
Do tego wszystkiego na oddziale pojawiali się pacjenci, którzy trafiali do diagnostyki, nie z powodu zakażenia koronawirusem, ale z innych różnych poważnych powodów. Jeśli już na nasz oddział przyjmowane były tylko i wyłącznie osoby zakażone, to sytuacja się trochę uspokoiła. Zajmowaliśmy się tylko nimi.
Mamy trzecią falę walki z koronawirusem, a pojawiają się ostrzeżenia przed czwartą. Jak duże jest ryzyko, że nie zdążymy się wyszczepić i przyjdą kolejne fale?
Ta pora roku sprzyja szerzeniu się zakażeń grypopodobnych. Spędzamy też więcej czasu w przestrzeniach zamkniętych, gdzie kontaktujemy się z innymi osobami. Odporność zbiorowa nie jest jeszcze wytworzona w takim stopniu, żeby ograniczać trzecią falę epidemii. Wydaje mi się, że ona trochę jest ograniczana liczbą osób, które przebyły zakażenie i tymi, którzy są już zaszczepieni.
Myślę, że jak wejdziemy w fazę cieplejszych dni, to wyraźnie spadnie ta liczba zakażeń. Szczepienia na pewno będą zwiększały liczbę osób uodpornionych. Już w tej chwili obserwujemy zmniejszenie liczby osób, w wieku senioralnym, które nie chorują. To jest taki optymistyczny prognostyk na przyszłość.
Na Podkarpacie dotarł już wariant brytyjski koronawirusa. Czym różni się od tej „podstawowej wersji” wirusa?
Jest bardziej zakaźny. Przez swoje zmiany genetyczne bardziej dopasował się do gatunku ludzkiego. Elementem, przez który wirus łączy się z receptorami komórek układu oddechowego, ale nie tylko, są „kolce”, fragmenty białkowe, otoczki wirusa. Wirus jest wirusem RNA i ta grupa wirusów łatwiej mutuje. Dochodzi wtedy do powstawania większej liczby wariantów wirusa. Nie jesteśmy pewni, czy ten wariant brytyjski, brazylijski, południowoafrykański nie będą groźniejsze. Dlatego ważna jest tutaj przede wszystkim solidarność ludzka. Wszyscy powinni się zaszczepić, a także szczepienia powinny być wprowadzone we wszystkich krajach.
Czy pan doktor się zaszczepił?
Tak oczywiście, zaraz w pierwszym okresie szczepień jako grupa „zerowa”. Byliśmy zaszczepieni i to był taki bardzo pozytywny element. Dzięki temu w jakiś sposób osobiście unikamy wielu problemów związanych z tą chorobą.
Szczepienia personelu ochrony zdrowia są bardzo ważne. Niestety, placówki ochrony zdrowia były i w dalszym ciągu mogą być miejscem zakażenia koronawirusem. Obserwowaliśmy już takie sytuacje, gdzie były zamykane całe oddziały, bo występowały tam zakażenia. Było to bardzo niebezpieczne. Zakażenia dotyczyły osób, które trafiały do szpitali z jakiś poważnym problem zdrowotnym. Ten problem w połączeniu z koronawirusem był dużym zagrożeniem dla zdrowia i życia. Personel ochrony zdrowia nie tylko sam może ulec zakażeniu od pacjentów, ale też sam stanowi zagrożenie dla pacjentów. Od momentu wprowadzenia szczepień zaczynamy zdobywać przewagę nad tym czynnikiem zakaźnym.
PRZECZYTAJ TEŻ: Pierwszy rok koronawirusa. W województwie podkarpackim największy przyrost zgonów!
Szczepionka ma bardzo wysoką skuteczność i szczepić powinny się też osoby, które przebyły zakażenie. Jeżeli się szczepimy, jest to korzystne nie tylko dla nas i dla naszych rodzin, ale dla całego społeczeństwa.
Jak szybko, pana zdaniem, osiągniemy odporność zbiorową w Polsce i Europie, aby zapomnieć o życiu w czasach pandemii?
Z jednej strony jest to kwestia dostępu szczepionki i trudności logistycznych z wytworzeniem tak dużej liczby szczepionek. Te mocy produkcyjne będą raczej zwiększane, ale jest to tak naprawdę początkowy okres produkcji.
Z drugiej strony nie możemy uważać, że ten wirus nie ulegnie zmianie. Jeżeli dojdzie do nieprzewidzianych sytuacji, m.in. mutacji, która wytworzy szczep bardziej oporny na oddziaływanie szczepionki, to możemy mieć poważny problemem. Tak po cichu myślę, że zły wariant przebiegu pandemii nie będzie miał miejsca. Z czasem zaczniemy zdobywać widoczną przewagę nad koronawirusem.
Trzecia fala to zbieg różnych elementów związanych z porą roku i wariantami koronawirusa, które rozprzestrzeniają się szybko. Wszyscy się ciągle uczymy, ale bazując na doświadczeniach, widzimy, że polityka szczepionkowa, przynosi pozytywne skutki.