Dorota Arciszewska-Mielewczyk: - Nie wypuścimy naszych spółek!
- Naszym zadaniem jest bronić największych spółek, choćby rachunek ekonomiczny z Warszawy przekonywał inaczej - mówi Dorota Arciszewska-Mielewczyk, posłanka PiS.
Według ministra Henryka Kowalczyka, szefa Komitetu Stałego Rady Ministrów, a zarazem likwidatora resortu Skarbu Państwa, rząd powinien rozważyć fuzję Lotosu i PKN Orlen. Minister energetyki Krzysztof Tchórzewski jest przeciwny. O co chodzi?
To nie pierwszy raz, gdy poruszany jest temat połączenia Lotosu z PKN Orlen. Ta dyskusja - a podkreślę, że to jak na razie tylko niezobowiązująca dyskusja, bo żadnych decyzji nie ma - nie jest więc niczym nadzwyczajnym.
Ale temat poruszają poważne osoby. Jak to rozumieć? To zapowiedź dalszych działań? Puszczenie balonu próbnego?
Nic mi nie wiadomo o żadnych pracach nad włączeniem Grupy Lotos do PKN Orlen. Tym bardziej nie ma mowy o żadnych decyzjach w tej kwestii. Być może powodem, dla którego temat ewentualnej fuzji regularnie powraca, jest naturalne starcie dwóch różnych perspektyw, jakie się pojawiają w tej dyskusji.
Jakie ma Pani na myśli?
Od strony czysto biznesowej, właścicielskiej lepiej byłoby mieć jeden silny i prężny podmiot, zdolny zaistnieć na rynku międzynarodowym. Z tego punktu widzenia połączenie PKN Orlen i Lotosu wydaje się racjonalne. Ale jest jeszcze perspektywa rynkowa - mam na myśli rynek krajowy. I pod tym względem jak najbardziej słuszne wydaje się utrzymanie obecnej konkurencji.
Jest jeszcze perspektywa Pomorza - że lepiej mieć dużego gracza u siebie niż wielkiego molocha gdzieś w Płocku.
Ależ panie redaktorze! Jak pan zapewne pamięta, wszyscy parlamentarzyści z Pomorza mówią od dawna jednym głosem, niezależnie od afiliacji partyjnych, by największe nasze przedsiębiorstwa pozostawić na Pomorzu. Nie ma co szczególnie dyskutować, bo pewnie oboje się zgodzimy, że te firmy są dla nas nie tylko źródłem przychodów podatkowych, ale też stanowią swoistą wartość dodaną dla gospodarki na Wybrzeżu. Nawet jeżeli pozostawienie największych podmiotów gospodarczych na Pomorzu kłóciłoby się z propozycjami płynącymi z rachunków ekonomicznych, przeprowadzanych w Warszawie, to naszym zadaniem jest te podmioty trzymać i nie puszczać - mówiąc tak po ludzku. A przynajmniej być tymi, którzy jako ostatni dadzą się przekonać. Chyba dla każdego żyjącego na Pomorzu jest to oczywiste.
Wszyscy parlamentarzyści z Pomorza mówią od dawna jednym głosem, niezależnie od afiliacji partyjnych, by największe nasze przedsiębiorstwa pozostawić na Pomorzu. Te firmy są dla nas nie tylko źródłem przychodów podatkowych, ale też stanowią swoistą wartość dodaną dla gospodarki na Wybrzeżu
Ale już pracownicy Lotosu Kolei - spółki córki naszego koncernu paliwowego - nie są tak pewni intencji decydentów. Od czwartku protestują, obawiając się, że ich prężne przedsiębiorstwo zostanie po cichu wcielone do PKP Cargo.
Nie znam dokładnie planów właścicielskich wobec spółki Lotos Koleje. Niemniej o ile mi wiadomo, protest, o którym pan mówi, ma podłoże przede wszystkim personalne.
Kilkuset pracowników domaga się przywrócenia do pracy dyrektora operacyjnego, a zarazem odwołania - ich zdaniem - niekompetentnego wiceprezesa zarządu, który nominację uzyskał za „dobrej zmiany”.
Nie mam wystarczających informacji, by oceniać kompetencje pana wiceprezesa. Niemniej przyznaję, że grupa pracowników zwróciła się do mnie z prośbą o pomoc i zainteresowanie sprawą. Panowie zostawili pismo. Stąd czuję się zobowiązana do wyjaśnienia sprawy. Jak tylko pan prezes Grupy Lotos wróci z urlopu, spotkam się z nim i porozmawiamy na ten temat.
Na temat ewentualnego włączenia Lotosu Kolei do PKP Cargo też?
Jak wspomniałam, mam zbyt małą wiedzę, by się wypowiadać na ten temat. Niemniej rozumiem załogę, która była zaangażowana w budowę pozycji rynkowej tej firmy. Ja też bym chciała, żeby pozostała ona na Pomorzu.