Dopiero śmierć rozłączyła parę bezdomnych bydgoszczan, którzy koczowali w centrum miasta
Koczowisko w centrum miasta, w którym mieszkała bezdomna para już nie istnieje. Mężczyzna zmarł, a kobieta trafiła do bydgoskiego schroniska.
Na początku września, mężczyzna, który od miesięcy koczował z żoną w centrum miasta zmarł.
Przyczyny badają śledczy
- Trudno powiedzieć co się stało – mówi pani Ewa, sąsiadka pary. - Mężczyzna albo został pobity, albo upadł. Trafił do szpitala, ponieważ nie mógł tam pić wypisał się na własne życzenie.
Prawdopodobnie podał w szpitalu fikcyjny adres i dlatego mógł wrócić do swojej partnerki. Następnego dnia poczuł się gorzej, zaczął mieć objawy delirium, pojawiały się drgawki, majaki. Mężczyzna zmarł. Sprawą zajmuje się prokuratura.
- Ona po jego śmierci została tutaj jeszcze jedną noc – wyjaśnia pani Ewa. - Bardzo bała się być sama i dlatego zgodziła na to, żeby przenieść się do schroniska.
Mężczyzna albo został pobity, albo upadł. Trafił do szpitala, ponieważ nie mógł tam pić wypisał się na własne życzenie.
Kobietą zajęli się troskliwi sąsiedzi; zawieźli do łaźni, tam odwszawili, umyli, dali czyste ubrania, zawieźli do schroniska. Deklarują też dalszą pomoc i przygotowują uroczystości pogrzebowe.
Małżeństwo straciło mieszkanie w kwietniu br. Lokal, który zajmowali należy do miasta i pozostaje w gestii ADM. Przeczytaj dalszą część artykułu.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień