Dopalacze wciąż trują. Przejmują je gangi [raport, wideo]
W całym kraju w ubiegłym roku dopalaczami zatruło się ponad 7 tysięcy osób. W regionie nie było miesiąca, by do szpitali nie trafiło kilku zatrutych.
Z danych Głównego Inspektoratu Sanitarnego wynika, że w ubiegłym roku lawinowo wzrosła liczba zatrutych tak zwanymi nowymi narkotykami.
Na szpitalne oddziały ratownicze i toksykologiczne trafiło w całym 2015 roku ponad 7,2 tysiąca osób. To prawie trzy razy więcej niż w 2014 roku i prawie 10 razy więcej niż w 2010.
Sytuacja w regionie nie jest tak dramatyczna. Do wojewódzkiego szpitala dziecięcego w Bydgoszczy co miesiąc trafiało kilka osób z objawami zatrucia podejrzanymi substancjami. Dane ogólnopolskie natomiast zawyżyły przypadki zatruć z połowy roku - kiedy to na oddziały specjalistyczne trafiło kilkaset osób, głównie mieszkańców województwa śląskiego, wielkopolskiego i łódzkiego. Ta lawina zatruć była efektem wprowadzenia do obrotu w krótkim czasie gigantycznych ilości dopalacza o nazwie „Mocarz”. Środek ten był sprzedawany w kilku odmianach. Poszczególne preparaty o tej nazwie łączyło jedno.
- Silne objawy zatrucia „Mocarzem” wywołały zawarte w nim dwa syntetyczne kanabi-noidy, czyli pochodne substancji znajdujących się w marihuanie - wyjaśnia dr Rafał Celiń-ski, specjalista z Laboratorium Toksykologii w Katowicach. - To, jak silne objawy mogą wystąpić u osób, które zażyły dopalacz, zależy od dwóch rzeczy. Po pierwsze - ważne, ile suszu roślinnego dana osoba wypaliła, po drugie - jak bardzo ten susz został nasączony różnymi substancjami chemicznymi.
W Kujawsko-Pomorskiem tylko w pierwszej połowie 2015 roku inspektorzy Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej przeprowadzili 105 kontroli w miejscach i obiektach, co do których podejrzewano, że może tam działać dopalaczowy biznes.
- Inspektorzy wydali w tym czasie 22 decyzje o nałożeniu kar za sprzedaż dopalaczy - wylicza dr Jerzy Kasprzak, szef WSSE w Bydgoszczy.
Jak wysokie to były kary? Łącznie rachunek dla osób handlujących nielegalnymi substancjami w regionie opiewa na ponad milion złotych.
Warszawski ratusz serią filmów ostrzega przed uzależnieniem.
- Gorzka prawda jest jednak taka, że do tej pory dopalaczowi handlarze nie zapłacili ani złotówki - mówi jeden z inspektorów sanepidu. - Gros tych spraw dotyczy jednej firmy z Pabianic, która w Polsce działa przez ponad 130 swoich „filii”. Spółki te w dokumentach wykazują najniższy możliwy kapitał, czyli symboliczne 5 tys. zł. Schemat ich działania od lat jest taki sam.
Po nałożeniu kary na przedsiębiorstwo jego właściciel odwołuje się od decyzji. Sprawa trafia do sądu administracyjnego, który - wobec niewypłacalności firmy - nie może zasądzić grzywny.
Tymczasem specjaliści ostrzegają przed zażywaniem czy paleniem dopalaczy. I to niezależnie od tego, jakie substancje są w nich zawarte.
- Działają na wiele narządów. Uszkadzają nerki, wątrobę, serce, ośrodkowy układ nerwowy - podkreśla Eryk Matusz-kiewicz, toksykolog ze szpitala im. Raszei w Poznaniu.
Coraz częściej również w dopalaczowy biznes wchodzą grupy przestępcze. Dowodem są ostatnie głośne akcje policjantów, w tym Centralnego Biura Śledczego Policji, wymierzone w osoby zarabiające na handlu tzw. nowymi narkotykami. Ostatnie uderzenie w ten biznes koordynowali policjanci z komendy wojewódzkiej w Gdańsku, a zatrzymano również mieszkańców Grudziądza.
- To był efekt działań ponad 200 policjantów i strażników granicznych z całej Polski - mówi nadkom. Joanna Kowalik- -Kosińska, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku. - Wśród zatrzymanych członków zorganizowanej grupy przestępczej znalazł się również kierujący nią 42-letni mieszkaniec Warszawy. Zatrzymane zostały w sumie 34 osoby, handlarze i pośrednicy działający w grupie przestępczej Zabezpieczono 80 litrów substancji psychotropowych.