Minęły wybory, a temat LGBT wciąż jest osią gorącego sporu milionów Polaków. Cynicznie wykreowany przez Andrzeja Dudę i Zbigniewa Ziobrę problem zaowocował aresztem dla Michała Sz. lub, jak chcą inni, dla „Margot”.
Fakt, stało się to za chuligaństwo, którego usprawiedliwić nie umiem, zwłaszcza po zapoznaniu się z okrzykami w stylu: „Je...ć pały i sąd cały”.
Gdy się jednak weźmie pod uwagę wyczyny kiboli i niektórych narodowców na polskich ulicach, surowość prokuratury i sądu może wydawać się już tylko pokazówką, kompromitującą polski wymiar sprawiedliwości.
Jeśli komuś w rządzie wydaje się, że taką polityką obroni polską rodzinę, to znaczy, że jest niespełna rozumu - osiągnie efekt przeciwny do zamierzonego, i to szybciej, niż myśli.
Inna sprawa, że walka o prawa osób LGBT przybiera czasem karykaturalne kształty, a za sztandarowe postaci zaczynają uchodzić nie ci, którzy są najmądrzejsi, ale ci, którzy drą się najgłośniej. Trzeba być bowiem ślepym na fakty, by uczynić ikoną akurat „Margot”. Albo aktywistkę, którą umieścił na okładce „Fakt”, robiąc z niej bohaterkę protestów, rzekomo brutalnie potraktowaną przez policję za obronę dyskryminowanych mniejszości.
Filmik, który każdy może zobaczyć w internecie, pokazuje prawdziwy ściek, który dobywa się z ust pani Julii w stronę policjantów. Nie powstydziliby się go najgorsi żule i niech mi nikt nie mówi, że usprawiedliwiają ją emocje.
Naprawdę smutno mi się robi, gdy z jednej strony widzę wykwity prawicowych polityków i publicystów żyjących w świecie paranoi i widzących wszędzie lobby gejowskie. Ale tak samo się czuję, gdy patrzę, jak twarzami słusznych protestów staje się prostactwo, a światli ludzie to akceptują.