Doda: nie będę aktorką. Lubię pośmiać się z publicznością, a tu nie mogę
Dorota Rabczewska „Doda” zagrała w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. I zagrała świetnie! Nam opowiada, dlaczego zdecydowała się na aktorstwo, co sądzi o recenzjach i czy chce grać i zostać gwiazdą dramatycznej sceny. A także o innych planach, duchu rywalizacji i spełnianiu marzeń. O kinie i miłości, I o tym, że nie planuje małżeństwa. Przynajmniej jutro...
Dorota Rabczewska na scenie w roli szekspirowskiej Julii, czy raczej Lady Makbet? Dwie bardzo różne role, choć obie tragiczne. Romantyczna i nieszczęśliwie zakochana, czy jednak żądna władzy zbrodniarka? Którą pani wybiera?
Muszę wybrać? To… żadna mi nie pasuje.
Zatem jeśli nie te role, to jakie? Bardziej współczesne?
Znów odpowiem tak samo. Tak naprawdę aktorstwo jest mi bowiem bardzo dalekie, sama jestem do bólu autentyczna, spontaniczna, szczera, bezpośrednia w tym, co mówię, co czasem przysparza mi wrogów. Nie kalkuluję, nie zakładam masek.
No ale zmierzyła się pani z aktorstwem, i to na scenie, godząc się na udział w sztuce Krzysztofa Materny „Słownik Ptaszków Polskich”. Wiem, że się pani wahała. Co więc przekonało ostatecznie? Bo to jednak nie był przymus, tylko świadoma decyzja...
To był podstęp, taktyka Krzyśka (Materny – przyp. red). Najpierw mi dał scenariusz. Powiedziałam, że nigdy go nie przeczytam. Zasugerował wtedy, żebym to zrobiła za jakiś czas, a następnie zaprosił mnie na próbę czytaną. Bałam się, że będę odstawała od innych, dalej nie byłam przekonana. Więc zapewnił mnie, że będzie dublerka. Oczywiście okazało się później, że żadnej dublerki nie było. A jak nauczyłam się na pamięć tekstu wcześniej przed innymi aktorami, no to już poszło.
Angelika, dziewczyna dresiarza, którą gra Dorota Rabczewska, może niektórym kojarzyć się z takim wizerunkiem Dody, jaki pamiętamy sprzed piętnastu lat, takim, jaki zapamiętali go na przykład widzowie reality show „Bar”. Ale dzisiaj jednak Doda
to dojrzała kobieta. Trudno było nagle wrócić na scenie do wizerunku takiej młodej, buntowniczej dziewczyny?
Nie wiem, jaka pani była piętnaście lat temu. Każdy inaczej się rozwija, ewoluuje, to moim zdaniem naturalne. Mam teraz 34 lata, nie 16. Trudno mi na to pytanie w ten sposób odpowiedzieć. Potraktowałam to zadanie jako wyzwanie, podeszłam do niego ambicjonalnie. I tak, naprawdę słuchałam wskazówek reżysera. Totalnie oddałam się w jego ręce, co mnie też trochę zwolniło z odpowiedzialności od tego, jak ostatecznie wszystko wypadnie.
Występ u boku znanych i doświadczonych aktorów, jak np. Iwona Bielska (na zdjęciu obok), dla amatora na pewno nie jest prosty. Oni poza talentem mają
doświadczenie, ukończone szkoły teatralne. Bycie naturszczykiem ma swoje plusy, ale naturszczyk bazuje przede wszystkim na swoich zdolnościach, instynkcie. Były obawy, skrępowanie podczas takiej konfrontacji?
Na początku faktycznie czułam się skrępowana wobec innych aktorów, ale mam w sobie ducha sportowego, takiego biegacza sztafetowego. Zresztą to sportowe podejście do wielu spraw jest u mnie tradycją rodzinną. Wiedziałam, że tworzymy jedną drużynę i muszę dać z siebie wszystko, aby wypaść jak najlepiej, żeby całość była OK.
Wypadło bardzo dobrze, recenzje były wręcz entuzjastyczne, skąd więc ta stanowcza „obrona” przed aktorstwem? Przecież nawet wcześniej miała już pani pewien kontakt ze sceną, wiele lat temu, podczas musicalu „Metro” w Teatrze Buffo. Opinie po „Słowniku...” były na tyle pozytywne, że niejeden mógł pomyśleć: Doda aktorką? Czemu nie.
Nie. Bo samo granie jest męczące! Szybko nauczyłam się swojej roli, to prawda, ale odgrywanie tego samego po dziesięć razy... Sztuka jest ciekawa, ale grana jest od dwóch lat. A ja lubię, jak codziennie dzieje się w moim życiu coś innego i jako piosenkarka to odnajduję. Na koncertach czuję też bliski kontakt z publicznością.
Na scenie tego kontaktu nie ma? Przecież na widowni mamy prawdziwą publiczność.
No właśnie w teatrze takiego kontaktu nie czuję, publiczność to trochę taka czwarta ściana. Czasem chciałabym się z nimi pośmiać, a nie mogę! A grania w tej sztuce nie da się porównać ze wspomnianym musicalem, gdzie jest śpiew, taniec, dużo ruchu. Co do recenzji po sztuce... Idę przez życie nie po to, aby żyć wedle opinii innych. Wybieram to, co uznaję, że jest dla mnie dobre i czego sama chcę.
To skąd decyzja o zagraniu w filmie Władysława Pasikowskiego „Pitbull. Ostatni pies”, który zobaczymy w kinach od 15 marca? Wprawdzie nie ma tu już teatralnych desek, ale też trzeba grać.
To wynik, pokłosie fali dobrej energii po sztuce „Słownik...”. Na premierze pojawili się ludzie z branży filmowej i zaczęliśmy rozmawiać o nowych projektach. Tak zrodziła się koncepcja mojego udziału w tym filmie.
W dalszej części:
- Kto na propozycję zareagował entuzjastycznie, co zresztą przekonało artystkę, że warto spróbować
- Jakie plany ma Doda, i to jeszcze przed wakacjami
- Doda i film o jednostce wojskowej
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień