Dlaczego na siłę „generalizujemy” zasłużonych żołnierzy
Trzeba się będzie jakoś z tym oswoić. Nie ma już pułkownika Kuklińskiego, jest generał Kukliński.
Na wniosek szefa MON Antoniego Macierewicza, prezydent Andrzej Duda mianował pułkownika Ryszarda Kuklińskiego generałem brygady. Decyzja ta wpisuje się w bardzo modną ostatnimi laty politykę awansowania na kolejne stopnie oficerskie zasłużonych żołnierzy, nieżyjących niekiedy od kilkudziesięciu lat. Pułkownik, teraz już generał Kukliński, nie jest ani najgłośniejszym takim awansem, ani też ostatnim.
Ta tradycja pośmiertnych awansów przebiega w poprzek politycznych podziałów. Od 1989 roku z takimi awansami mieliśmy do czynienia za każdej właściwie władzy. W tym roku w ten sposób major Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka” został podpułkownikiem, a kilka lat wcześniej rotmistrz (odpowiednik kapitana) Witold Pilecki pułkownikiem, choć była też propozycja, aby od razu mianować go generałem.
Najbardziej spektakularnym przypadkiem takiego awansu był jednak kapitan Stanisław Sojczyński, bohaterski dowódca Konspiracyjnego Wojska Polskiego, zamordowany przez komunistów, który w 2009 roku od razu został generałem brygady.
Ustawa o powszechnym obowiązku obrony i rozporządzenie ministra obrony szczegółowo regulują pośmiertne awanse. Wyższe stopnie oficerskie mogą zostać nadane w dwóch przypadkach: w uznaniu zasług z tytułu udziału w walkach o niepodległość państwa polskiego oraz w uznaniu szczególnych zasług z tytułu działalności na rzecz suwerennej i demokratycznej Rzeczypospolitej Polskiej.
Czyli, można powiedzieć, wszystko jest w porządku. Warto jednak postawić kilka pytań, dlaczego tak ochoczo awansujemy zasłużonych żołnierzy i czy nie zamienia się to w groteskę. Czy pułkownik Witold Pilecki jest większym bohaterem niż rotmistrz Witold Pilecki? Dlaczego, jeśli chcemy być konsekwentni, Henryk Dobrzański „Hubal” przez tyle lat nadal pozostaje „jedynie” majorem? Czy mianowani kilkadziesiąt lat po śmierci żołnierze będą awansowni jeszcze wyżej przy każdej nadarzającej sie okazji, dopóki wystarczy stopni oficerskich? A może raczej trzeba włożyć więcej wysiłku w upowszechnianie pamięci o bohaterach i przybliżanie kim byli, niż pakować im na naramienniki kolejne gwiazdki i generalskie wężyki?