Dlaczego burmistrz Jolanta Fierek nie była na spotkaniu z rodzicami z gimnazjum, a znalazła czas na uczestnictwo w otwarciu placu zabaw?
Oba spotkania były tego samego dnia o podobnej porze. O sprawę dopytywał ostatnio radny Kosobucki. Powtórnie, bo odpowiedź na to samo pytanie uzyskał na posiedzeniu komisji.
Radny nie krył irytacji. Wytknął, że burmistrz obiecała, że będzie, a dla rodziców spotkanie było ważne. Chcieli się dowiedzieć, na ile samorząd jest przygotowany do dostosowania placówki do potrzeb mniejszych dzieci, które do niej trafią w związku z reformą edukacji.
Przyszedł tylko przewodniczący komisji oświaty i, jak się wyraził radny, świecił oczami za burmistrz.
- A pani burmistrz koniecznie chciała być, mówiła, że bardzo jej zależy, bo nie chce, by doszło do przekłamań - kontynuował radny na sesji.
Rodzice wystosowali wcześniej petycję, zabiegali m.in. dostosowanie trzech klas dla najmłodszych dzieci, odpowiednich toalet oraz nowych mebli. Tak ma być. Przewodniczący rady rodziców przedstawił wizualizację. Koszt 100 tys. zł. - Pani nie było, a rodzice, wracając ze spotkania, zobaczyli, że uczestniczy pani w otwarciu placu zabaw na osiedlu - ciągnął Kosobucki.
- Pyta pan ponownie, odpowiadam - mówiła burmistrz Jolanta Fierek. - Z powodów rodzinnych nie mogłam wziąć udziału w spotkaniu. Mimo że je wpisałam do kalendarza. Na otwarcie placu zabaw pojechałam tylko w przejeździe z domu do szpitala. Na dziesięć minut. Wiedziałam, że spotkanie z rodzicami będzie dłuższe. Zastępstwa nie wyznaczyłam, chcąc sama uczestniczyć. Gdy dzwoniłam do wiceburmistrzów, było już za późno, a oni byli poza terenem gminy.