Dlaczego Bronek Kozak musiał umrzeć? "Terroryści" w Szprotawie
Dla Urzędu Bezpieczeństwa Bronek Kozak był szefem podziemnej organizacji terrorystycznej działającej w gimnazjum. Tak młodzieńcza fantazja doprowadziła chłopaka przed pluton egzekucyjny. Czy na pewno? Dziś Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych
Dajmy się porwać małej podróży w czasie. Widzimy chłopaka, młodego mężczyznę, idącego szprotawską ulicą. W popularnych wówczas buciorach udających okupacyjne oficerki, z zawadiacko przekrzywioną na głowie czapką. Ma 22 lata i bagaż doświadczeń wojennego pokolenia. I powojenne nadrabianie zaległości w nauce. Przyjechał do Szprotawy z Brzezin pod Lubartowem, aby się uczyć pod okiem wujka w miejscowym gimnazjum. Z filmu, a raczej z opowieści koleżanek i kolegów ze szkolnej ławy, poznajemy nieco starszego od nich - chociaż nie wyglądał na takiego za sprawą drobnej postury - chłopaka, duszę towarzystwa, skorego do żartów, podobającego się dziewczętom. Mówiącego jednak wiele o historii, polityce, przyszłości i o... sensie.
Ma poglądy zdecydowanie antykomunistyczne. Zresztą w ówczesnej Szprotawie, garnizonowym mieście Armii Czerwonej, trudno było znaleźć ludzi, którzy nie byliby już solidnie zmęczeni nowymi panami. Tak byli traktowani i tak się zachowywali. Rabunki, gwałty, a nawet zabójstwa były codziennością. Zdecydowanie nie wyzbyli się jeszcze przyzwyczajeń zdobywców. Stąd grupa młodych ludzi szybko się skrzyknęła i zaczęła korzystać z wzorców okupacyjnego małego sabotażu. Pojawiały się plakaty, napisy, nagle pękały żarówki w szkole podczas spotkań organizacji młodzieżowych działających pod egidą zetempowców, ktoś pobrudził farbą ich sztandar, ktoś usunął gwiazdę z radzieckiego pomnika. Jak zgodnie podkreślają świadkowie, to były raczej młodzieńcze wybryki, a rzekome ulotki, które dziś oglądamy, wyglądają raczej jak bazgroły znudzonego lekcją ucznia. Ale wówczas władza była - delikatnie mówiąc - wyczulona na wszelkie przejawy nieprawomyślności. W szkole pojawili się, pod rozmaitymi przykrywkami, funkcjonariusze Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Potwierdzili, że ten Kozak jest groźny. Najpierw Bronka relegowano ze szkoły, później... 5 sierpnia 1950, przed świtem, załomotano do wielu szprotawskich mieszkań. Według bezpieki była to likwidacja terrorystycznej, podziemnej organizacji pod wodzą Bronisława Kozaka. Gdy wpadli na poddasze, na którym mieszkał szef "terrorystów", powiedzieli tylko, że jest aresztowany pod zarzutem... zabójstwa oficera Armii Czerwonej oraz dowodzenia nielegalną organizacją podziemną.
Nieco ponad rok wcześniej miastem wstrząsnęła tajemnicza zbrodnia. Ktoś zastrzelił radzieckiego oficera o znaczącym nazwisku Żukow. Nie miał on związku ze słynnym marszałkiem, ale to nie przeszkadzało, aby zarówno plotkarze, jak i wszelkie służby bezpieczeństwa dostały szału. Jednocześnie trwało dochodzenie Armii Czerwonej. Bardzo szybko okazało się, że strzały nie mają nic wspólnego z polityką, a nawet są wewnętrzną sprawą radzieckiej armii, ba, jednej radzieckiej rodziny. Zabójcą okazał się inny radziecki oficer romansujący z żoną ofiary. Żukow wybrał się na nocne wędkowanie niedaleko mostu, wkrótce pojawił się rywal. Doszło do kłótni, kochanek wyciągnął pistolet, podczas szarpaniny padły dwa strzały. O wszystkim miała wiedzieć dama, o której względy obaj oficerowie walczyli... Słowem mord niepolityczny. Ten scenariusz mieszkańcom Szprotawy nie był znany, ale ubekom i owszem, mimo że w dokumentacji nie ma o tym nawet słowa. Zresztą oficjalnie zapewniano, że śledztwo w sprawie zabójstwa trwa. Wręcz przeciwnie. Sugerowano, że to wrogie podziemie dokonało mordu, aby poróżnić Polaków i przedstawicieli bratniej armii.
Tak przynajmniej sugerował w raporcie do szefa Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego we Wrocławiu prowadzący śledztwo dowódca UB w Szprotawie. Zwłaszcza że dwaj gimnazjaliści byli hardzi, ba, w ocenie aparatu bezczelni. Ich organizacja Walcząca Polska miała zdaniem śledczych planować kolejne ataki terrorystyczne, m.in. na szprotawskie zakłady przemysłowe. Efektem były pochwały, awanse... I tak oficjalnie podejrzanymi, ba, winnymi zabójstwa zostali Bronek Kozak i Czesław Suszko. Aresztowano 32 osoby w taki lub inny sposób powiązane z rzekomą wywrotową organizacją gimnazjalistów. Szprotawa zresztą była święcie przekonana, że to antykomunistycznie nastawiona młodzież zastrzeliła "okupanta". Niektórzy z aresztowanych, w efekcie bicia i tortur, składają zeznania pod dyktando UB. Te tortury w filmie opisuje jeden z wówczas przesłuchiwanych. Kazano więźniom siadać na nodze od krzesła, bito, gdy mdleli, natychmiast cucono ich kubłem zimnej wody.
Pierwsze wyroki zapadły już po czterech miesiącach. Ale dla dwóch głównych podejrzanych pasmo przesłuchań, bicia, terroru psychicznego miało jeszcze trwać długo, dwa lata. Działo się to zresztą już nie w Szprotawie, a we wrocławskim więzieniu UB. - Już po zrealizowaniu tego filmu udało się nam skontaktować ze współtowarzyszem z celi we Wrocławiu - opowiada reżyser filmu Krzysztof Wachowiak. - Był chory na gruźlicę, miał niewyleczone rany, odbite nerki, problemy z psychiką, chociaż jego współtowarzysz mówił, że te ostatnie były raczej symulowane, aby uwolnić się od przesłuchań. Jak wspominał towarzysz niedoli Kozaka, w tym samym czasie w tym więzieniu odbywali kary członkowie NSDAP, niemieccy zbrodniarze, a fryzjerem więziennym był pułkownik SA. Niemcy często byli traktowani lepiej niż polscy "polityczni". Proces toczył się w Świdnicy. Wyrok był łatwy do przewidzenia: kara śmierci...
Dlaczego Bronek Kozak musiał umrzeć? Jak chcą niektórzy, aby udowodnić, że UB w Szprotawie było potrzebne
10 stycznia 1952 wykonano karę śmierci na Bronisławie Kozaku, nie pomogły prośby o ułaskawienie do MSW w Warszawie ani prośba o łaskę do Bolesława Bieruta, który karę śmierci dla Czesława Suszki zamienił na dożywotnie więzienie. Zgodnie z raportem z egzekucji Bronek poniósł śmierć wskutek salwy z broni palnej, w filmie jest to strzał z pistoletu, ale kulisy jego śmierci mogą być inne. Wedle innych dokumentów Kozak po prostu zmarł z wycieńczenia w więziennym szpitalu. A informacja o egzekucji? Może miała działać... prewencyjnie. - Nie, nie udało się nam ustalić jednoznacznej przyczyny śmierci Kozaka - dodaje Wachowiak. - Do tego zapewne potrzebna, by była ekshumacja zwłok. A my tak naprawdę nie wiemy, w którym miejscu spoczywa jego ciało ani nawet gdzie powinniśmy postawić pomnik. 40 lat po tych tragicznych wydarzeniach za sprawą rodziny, społecznych działaczy oraz władz samorządowych Bronek Kozak został zrehabilitowany i oczyszczony... Co nie obyło się zresztą bez emocji i zaangażowane w proces rehabilitacji osoby próbowano przekonywać, aby nie grzebały się w brudach przeszłości...
Przeczytaj też: Żołnierzy Wyklętych propaganda pokazywała jako zwykłych bandytów