12 razy polscy piłkarze awansowali do finałów mistrzostw świata, europy i igrzysk olimpijskich. Zwykle decydujące mecze rozgrywaliśmy jesienią. Przypominamy najciekawsze z nich.
W sobotę piłkarska reprezentacja Polski rozegrała z Danią w Warszawie drugi mecz eliminacyjny o awans do mistrzostw świata. Odbędą się one w 2018 roku w Rosji.
Historia eliminacyjnych bojów „biało-czerwonych” o awans do mistrzostw świata, mistrzostw Europy i igrzysk olimpijskich pełna jest wielkich emocji, zaskakujących rozstrzygnięć oraz niecodziennych wydarzeń.
Przypominamy, w wielkim skrócie, te eliminacje, które zakończyły się kwalifikacją polskich piłkarzy na największe imprezy. Było ich w sumie 12. Nasza drużyna siedem razy awansowała na mundial, trzykrotnie na igrzyska i dwa razy na Euro.
Wielu kibicom najbardziej, rzecz jasna, utkwił w pamięci awans na mistrzostwa świata 1974 w legendarnym już meczu z Anglią (1:1) na Wembley, gdzie cuda w bramce wyprawiał Jan Tomaszewski, a „złotego” gola zdobył Jan Domarski. Ale w historii zmagań o prawo gry w wielkich imprezach nie brakowało innych interesujących spotkań, które także są warte przypomnienia i zapamiętania.
Polscy futboliści zapewniali sobie awanse po kilka razy w środy i soboty, dwa razy w niedzielę, a nawet w poniedziałek. Obecne eliminacje zakończą w niedzielę 8 października 2017 roku meczem z Czarnogórą w Warszawie. Zaczęli je w przeciętnym stylu, ale mamy nadzieję, że będę finiszować w o wiele lepszym.
Do pierwszego awansu naszych piłkarzy doszło 3 kwietnia 1938 roku w Belgradzie po... porażce z Jugosławią 0:1. Pół roku wcześniej w Warszawie polska drużyna wygrała jednak aż 4:0, więc na rewanż jechała - koleją w specjalnej salonce - z optymizmem. Wprawdzie gospodarze od razu ruszyli do ataku, ale Polacy, prowadzeni przez selekcjonera (wtedy zwanego kapitanem związkowym) Józefa Kałużę - legendę Cracovii - też szukali okazji do uzyskania prowadzenia, a dopiero potem skupili uwagę na defensywie.
Dobrze bronił Edward Madejski (w 1956 roku został skazany na 3 lata za rzekome szpiegostwo), któremu gola strzelił z rzutu wolnego Blagoje Marjanović.
Na kolejny mundialowy awans nasi kibice musieli czekać aż 35 lat. 17 października 1973 roku w Londynie doczekali się „zwycięskiego remisu” z Anglią 1:1. Mecz na Wembley przeszedł do legendy polskiego i angielskiego futbolu. Napisano o nim miliony słów. Chyba najbardziej pamiętne - angielski „The Sun”, który wielka czcionką na pierwszej stronie ogłosił „Koniec świata!”.
Bohaterem spotkania był Jan Tomaszewski, o którym wcześniej angielska prasa pisała, że „Polacy mają najgorszego bramkarza, jaki kiedykolwiek grał na Wembley”. A „klaun w rękawicach” - jak go do końca transmisji przezywał znany trener Brian Clough - bronił jak w transie. Pokonał go tylko - z rzutu karnego - Allan Clarke. „Biało-czerwoni” prowadzili wtedy 1:0 po golu Jana Domarskiego, który zaskoczył Petera Shiltona (piłka wpadła mu pod brzuchem do siatki).
29 października 1977 roku w Chorzowie nasz zespół zapewnił sobie awans na MŚ dzięki „zwycięskiemu remisowi”, tym razem z Portugalią 1:1, ale strzelec gola dla niej - bezpośrednio z rzutu rożnego! - Kazimierz Deyna zamiast owacji usłyszał gwizdy.
Podopieczni Jacka Gmocha wygrali wszystkie 5 poprzednich meczów eliminacyjnych (m.in. z Danią 2:1 i 4:1), ale nie mogli przegrać z Portugalczykami, bo ci mieli gościć Cypryjczyków i w przypadku ich rozgromienia mogliby wyprzedzić Polaków.
„Kaka” wielokrotnie był wygwizdywany, lżony i opluwany przez kibiców rywali Legii Warszawa, ale tym razem szydzono na niego w ważnym meczu, i to w którym uzyskał prowadzenie (wyrównał Manuel Fernandes). Zmieniony w końcówce meczu, opuszczał boisko, słysząc gwizdy i mając łzy w oczach. Oznajmił, że już nigdy nie wystąpi na Stadionie Śląskim. Słowa dotrzymał.
Dublet Piechniczka
Pierwsze zwycięstwo w meczu, który decydował o awansie na mundial, Polacy odnieśli 10 października 1981 roku w Lipsku, pokonując NRD 3:2. „Biało-czerwoni” trafili do... 3-zespołowej grupy. Malta się nie liczyła, choć to przed meczem u niej doszło do „afery na Okęciu” z pijanym Józefem Młynarczykiem, w wyniku której zawieszono też czterech innych kadrowiczów, a pracę stracił trener Ryszard Kulesza.
Nasz zespół pokonał NRD w Chorzowie 1:0, o awansie praktycznie miał więc decydować rozegrany pięć miesięcy później rewanż. Polacy po 5 minutach prowadzili 2:0. Pierwszego gola zdobył głową Andrzej Szarmach. Kolejnego nieuchwytny dla rywali Włodzimierz Smolarek, który potem dołożył jeszcze jedno trafienie.
Po meczu na kolacji trener Antoni Piechniczek powiedział piłkarzom, że wszyscy (17) - plus 5 innych - pojadą na MŚ. Wtedy Jan Tomaszewski, zaskoczony, że w Lipsku był tylko rezerwowym (bronił Młynarczyk), ogłosił, że kończy reprezentacyjną karierę i poprosił tylko, by mógł rozegrać pożegnalny mecz, z Hiszpanią, w Łodzi (i tak też się stało).
Cztery lata później Piechniczek mógł się znów cieszyć z awansu na mundial. 11 września 1985 roku bezbramkowy remis w Chorzowie z Belgią zapewnił naszym piłkarzom grę w Meksyku. Obie drużyny straciły wcześniej punkty m.in. z... Albanią (Polska u siebie - było 2:2, Belgia na wyjeździe - 0:2). Do historii przeszedł wyczyn Bońka, który dzień po grze w finale Pucharu Europy (na stadionie Heysel, gdzie w wyniku zajść sprowokowanych przez angielskich kibiców zginęło 39 osób) poleciał z Brukseli do Tirany prywatnym samolotem prezesa Juventusu i strzelił zwycięskiego gola (jak się potem okazało - ostatniego w reprezentacji).
Pięć razy polska kadra zapewniła sobie w październiku awans na wielką imprezę. Dwukrotnie dowiedziała się o tym z mediów
Przed ostatnim spotkaniem Polaków urządzał remis. Grali przeciętnie, w końcówce meczu skupili się na obronie korzystnego wyniku, ale dopięli celu.
Dopiero po 16 latach
Na kolejny awans na mundial Polacy musieli czekać aż 16 lat. Zapewnili go sobie - na dwie kolejki przed zakończeniem eliminacji! - 1 września 2011 roku, gromiąc w Chorzowie Norwegię 3:0. Przed meczem piłkarze obejrzeli 15-minutowy film o... wrześniowym najeździe hitlerowców i ataku Sowietów na Polskę, obrazie dzisiejszej Warszawy oraz golach we wcześniejszych meczach z Armenią, Norwegią i Białorusią.
Tuż przed przerwą prowadzenie dla gospodarzy uzyskał Paweł Kryszałowicz. - Druga połowa to pokaz gry naszego zespołu. Całkowicie zapanował nad sytuacją i dołożył kolejne dwa gole (zdobyli je Emmanuel Olisadebe i Marcin Żewłakow - przyp.) - pisał trener Jerzy Engel w jednej ze swych książek. - Myślę, że 1 września w Chorzowie pokonalibyśmy każdego przeciwnika.
Gwoli ścisłości: do tego, że w tym dniu Polska uzyskała awans, przyczyniła się także porażka drugiej wówczas w tabeli Białorusi w Mińsku z Ukrainą 0:2. Dlatego potem „Orły Engela” mogły sobie pozwolić na luksus klęski w Mińsku 1:4 i tylko remis w Chorzowie z Ukrainą 1:1.
O swoim ostatnim awansie na mistrzostwa świata nasi piłkarze... dowiedzieli się z mediów. 7 października 2005 roku w Warszawie pokonali Walię 1:0 po bramce Macieja Żurawskiego z rzutu karnego. Dzień później w innej grupie Czechy uległy w Pradze Holandii 0:2, co sprawiło, że nie mogły wyprzedzić Polski w tabeli utworzonej z wicemistrzów grup (dwóch z nich miało pewny awans na MŚ).
Nasza drużynę w ostatniej kolejce czekał mecz z Anglią w Manchesterze. Po porażce Czechów jego stawką było już tylko zwycięstwo w grupie (w której grały też Austria, Irlandia Płn. i Azerbejdżan). Na Old Trafford Polacy przegrali 1:2. Gola dla nas strzelił Tomasz Frankowski, którego Paweł Janas niespodziewanie nie zabrał na mundial w Niemczech, podobnie jak Jerzego Dudka, Tomasza Rząsy i Tomasza Kłosa.
Na igrzyska już wiosną
Trzy razy w historii naszego futbolu reprezentacja zapewniła sobie awans do wielkiej imprezy już na wiosnę. Zdarzało się tak tylko w przypadku rywalizacji do turniejów olimpijskich, do których eliminacje kończyły się w roku, w którym organizowane były igrzyska. Siłą rzeczy awans w innym terminie nie był możliwy.
Pierwszy kwietniowy awans zanotowała nasza drużyna w 1960 roku. Wtedy odbyły się eliminacje, gdyż do turnieju zgłosiły się aż 52 drużyny. Polska miała szczęście w losowaniu, gdyż trafiła na średniaka Finlandię i amatorską drużynę RFN. Wygrała wszystkie cztery mecze. Ten ostatni, z amatorami RFN (3:1), odbył się 18 kwietnia 1960 roku, czyli w... poniedziałek, a w dodatku rozpoczął w samo południe. Mimo nietypowej pory, marnej klasy rywala i praktycznie już wcześniej zapewnionego awansu (aż 3:0 w pierwszym spotkaniu, w Essen), na trybunach Stadionu Dziesięciolecia zjawiło się około 55 tysięcy widzów.
12 lat później „biało-czerwoni” awans doIO w Monachium zapewnili sobie w maju. Choć precyzyjniejsze jest stwierdzenie, że... zapewniła go nam Hiszpania, remisując 31 maja 1972 roku w Burgos, w ostatnim meczu grupowym z Bułgarią 3:3. Wcześniej Polacy dwa razy pokonali Hiszpanię 2:0 oraz przegrali 1:3 (skandaliczne sędziowanie Victora Padureanu) i wygrali z Bułgarią 3:0.
Przed ostatnim meczem Polska miała 2 punkty przewagi nad Bułgarią i minimalnie lepszą od niej różnicę bramkową. Hiszpanie nie mieli już szans na awans, ale chcieli się zrewanżować Bułgarom za wyjazdową klęskę (3:8!). I spisali się świetnie. Słynny potem Quini strzelił wszystkie 3 gole dla gospodarzy. W 75 minucie Bułgarzy prowadzili 3:2, a w 88 minucie, przy stanie 3:3, za faul na Georgi Denewie, mogli otrzymać rzut karny. - O awansie dowiedziałem się chyba z radia - mówi Włodzimierz Lubański.
Najwcześniej, bo już w marcu (25), nasza drużyna zapewniła sobie olimpijski awans w 1992 roku. I to po... przegranym dwumeczu z Danią. W Europie kwalifikacje olimpijskie połączono z… ME do lat 21. Polacy trafili do grupy z Anglią, Irlandią i Turcją. Odnieśli jednak komplet zwycięstw, uzyskując najlepszy bilans ze wszystkich drużyn w Europie.
Aby pojechać do Barcelony, należało jednak awansować do półfinału MME, czyli wygrać dwumecz z Danią. W przypadku porażki trzeba było wygrać baraż z Australią lub liczyć na zwycięstwo Szkocji nad Niemcami (w pierwszym meczu było 1:1), co zwolniłoby jedno miejsce, bo w igrzyskach olimpijskich mogą grać tylko reprezentacje państw.
W Aarhus Polacy przegrali aż 0:5. Rewanż odbył się 25 marca 1992 roku w Zabrzu. Dania prowadziła od 30 minuty. „W przerwie doszły do nas wieści, że Szkocja dzielnie walczy z Niemcami, i może z nimi wygrać. Chłopcy postawili się wtedy naprawdę ostro i wreszcie Juskowiakowi udało się strzelić bramkę na 1:1” - mówił trener naszej drużyny w książce „Janusz Wójcik. Jego biało-czerwoni”. Pod koniec meczu polska ekipa dowiedziała się, że Szkoci prowadzą 4:3. I wygrali. Dzięki temu Polacy kuchennymi drzwiami awansowali na IO.
Radość dla narodu
Najpóźniej - bo 17 listopada 2007 roku - nasza drużyna zapewniła sobie pierwszy w historii awans na ME. Tego dnia pokonali w Chorzowie Belgię 2:0 po golach Euzebiusza Smolarka. Mecz odbył się w temperaturze poniżej zera stopni Celsjusza, ale na podgrzewanej - to novum na Stadionie Śląskim - płycie.
Ciepło było nie tylko na boisku. Zagrzały się też głowy politykom, którzy uznali wyczyn ekipy Leo Beenhakkera za tak wielki, że premier Donald Tusk ogłosił 19 listopada Dniem Radości Narodowej, a prezydent Lech Kaczyński odznaczył holenderskiego trenera Krzyżem Zasługi oraz Orderem Odrodzenia Polski.
Nasza drużyna okazała się najlepsza w grupie, w której jej rywalami były też Portugalia (świetna gra i pamiętne 2:1 w Chorzowie), Serbia, Finlandia, Kazachstan, Armenia i Azerbejdżan.
Przed rokiem „biało-czerwoni” awans do Euero 2016 zapewniła sobie 11 października, pokonując w stolicy Irlandię 2:1. Prowadzenie dla nas ładnym strzałem uzyskał Grzegorz Krychowiak, ale 3 minuty poźniej z rzutu karnego wyrównał Jon Walters. Jeszcze przed przerwą zwycięskiego gola głową zdobył Robert Lewandowski, który wyprzedził właśnie Waltersa. Tuż po meczu polska reprezentacja świętowała awans - jeszcze na boisku - niezwykle hucznie, jakby... wygrała turniej Euro.
Nasz zespół zajął drugie drugie miejsce w swojej grupie, za Niemcami (w Warszawie pokonał ich 2:0, było to dopiero pierwsze w historii zwycięstwo Polaków z tym rywalem; natomiast we Frankfurcie nad Menem uległ im 1:3), a przed Irlandią (1:1 w Dublinie), Szkocją (dwa razy po 2:2), Gruzją i Gibraltarem.