Diabelskie odbicia. Nieznane fakty dot. afery w „Szlachetnej Paczce”

Czytaj dalej
Fot. Andrzej Banas
Marcin Mamoń, Paweł Zastrzeżyński

Diabelskie odbicia. Nieznane fakty dot. afery w „Szlachetnej Paczce”

Marcin Mamoń, Paweł Zastrzeżyński

W ubiegłym tygodniu opublikowaliśmy tekst „Jak niszczono księdza Jacka Stryczka, twórcę "Szlachetnej Paczki". Pisaliśmy min. o tym, że pomimo trzech lat od wszczęcia przez prokuraturę sprawy z o domniemanych zarzutach o mobbing w stowarzyszeniu „Wiosna”, prokuratura wprowadzonym postępowaniu nie postawiła zarzutów ani jednej osobie. Nasz tekst odbił się szerokim echem. Dziś kontynuacja naszego śledztwa. Odsłaniamy nieznane kulisy powstawania tekstu Onetu oraz późniejszych zdarzeń skutkujących zmianami w zarządzie „Wiosny”.

Jest 21 września 2018 roku. Dzień po opublikowaniu przez onet.pl tekstu Janusza Schwertnera „Tutaj nie jestem księdzem. Jak się pracuje w Szlachetnej Paczce. Reportaż o księdzu Stryczku”. To wówczas do jego autora trafił e-mail wysłany przez wieloletnią pracownicę Stowarzyszenia „Wiosna”. Dotarliśmy do jego treści, a sam Schwertner w rozmowie z nami potwierdził, że „taką korespondencję mógł otrzymać”. Rzuca ona nowe światło nie tylko na tekst Onetu, ale i późniejszą walkę o władzę w „Szlachetnej Paczce”. Oto treść:

„Po lekturze Pana artykułu nie mogę milczeć. Nie podważam żadnej z wypowiedzi, bo wszystkie osoby podpisane imieniem i nazwiskiem znam i pracowałam z nimi bezpośrednio, ale podważam wiarygodność dwóch rozmówców. Nie dlatego, by umniejszyć winy już wskazanych, ale by faktycznie wszystkie odpowiedzialne osoby poniosły konsekwencje. Mam na myśli przede wszystkim Łukasza Miszona. Łukasz Miszon jako dyrektor i przełożony przez wiele lat stosował na pracownikach i wolontariuszach mobbing, nie pozwalał ludziom na odpoczynek, podnosił głos, nadużywał władzy i był osobą pozbawioną skrupułów.

Uważam, że rzetelność dziennikarska wymagałaby, by zweryfikować tak ważnego rozmówcę. Łukasz przez lata był jednym z najbliższych pracowników księdza, który miał olbrzymią autonomię i zaufanie Prezesa, które wykorzystywał do własnych, narcystycznych i megalomańskich celów. Wiele osób to właśnie przez Łukasza Miszona trafiało na terapię i brało długie zwolnienia lekarskie. Jeżeli w artykule pojawiłoby się choć jedno zdanie, w którym Łukasz przyznaje, że też postępował źle i przeprasza - odpuściłabym. Ale po prostu nie mogę zgodzić się na takie „wybielanie” postaci, bo jest to szczyt hipokryzji.”

– pisała była pracownica Wiosny (dane do wiadomości redakcji).

Cel był jeden

Wskazany tu Łukasz Miszon to jeden z kluczowych świadków autora reportażu Onetu. Jego list do Janusza Schwertnera otwiera tekst pt. „Tutaj nie jestem księdzem…”. Miszon pisze w nim, że:

"W jednej z największych organizacji pozarządowych w Polsce, z prezesem – księdzem, jest poważny problem. Ksiądz z pasją testuje na kolejnych współpracownikach techniki mobbingowe. Robi to osobiście lub rekrutuje dyrektorów z właściwymi predyspozycjami czy umiejętnościami.”

Janusz Schwertner w rozmowie z nami zaprzecza, jakoby przed publikacją tekstu wiedział, że ten zwolniony dyrektor Stowarzyszenia Wiosna i jeden z jego kluczowych świadków był wielokrotnie oskarżany o mobbing. Innego zdania jest jednak sam Łukasz Miszon, który w rozmowie z nami (nagranie z dnia 8.12.2021) wprost stwierdza, że autor Onetu był tego świadomy przed publikacją. Jeśliby nawet tak nie było, Schwertner miał tę wiedzę jeszcze w momencie, gdy jego tekst był najbardziej omawianym materiałem prasowym w Polsce. Nigdy o tym nie napisał, nie sprostował, nie uzupełnił tekstu.

To nie koniec. W rozmowie telefonicznej ze dziennikarzem Onetu przytoczyliśmy mu inny fragment omawianego na wstępie maila. Autorka informuje w nim dziennikarza Onet-u, że:

„Również Krzysztof Lis (człowiek, który w „Wiośnie” pracował przez pół roku – red) przekraczał zawodowe granice. Na dowód w załączniku przesyłam maila, którego dostałam do Krzysztofa Lisa w czasie, kiedy byłam w okresie wypowiedzenia (decyzja o odejściu z organizacji była po mojej stronie). W swoim mailu w ukrytej kopii Krzysztof dołączył do tej wiadomości cały zarząd Stowarzyszenia. W kolejnym mailu załączam też odpowiedź Prezesa, który później również osobiście mnie za tę sytuację przeprosił. W Pana artykule – czytamy dalej - w żadnym miejscu nie pada też nazwisko Martyny Kowalczyk, choć domyślam się, ze musiała z Panem rozmawiać. Pani Martyna również była bardzo bliską współpracownicą Księdza, która chętnie stosowała wszelkie pasywno-przemocowe metody”.

Diabelskie odbicia

Schwertner w rozmowie z nami usiłuje bronić się, że mail otrzymał „już po publikacji artykułu” więc mógł nie mieć pojęcia o tych sprawach. Jednak i do tej sprawy nigdy więcej się nie odniósł. Alarmującej go kobiecie odpisał tego samego dnia o godzinie 14:10 w zaskakujący sposób:

„Dziękuję za maila. To poważna sprawa. Wiem, że w Wiośnie nie istniał jedynie problem ks. Stryczka, ale także jego diabelskich odbić. Starałem się o tym napomknąć, ale świadomie zdecydowałem, by skupić się na źródle problemu, systemowym”.

To rzecz bez precedensu. Dziennikarz Onetu „miał świadomość”, że jego źródła nie wolno mu było traktować jako wiarygodne, a jeśli już zdecydował się wykorzystać ich relacje w artykule, to miał obowiązek napisać o co są oskarżane, lub jeśli – jak twierdzi – dowiedział się o tym po fakcie, napisać tekst kolejny. Nie zrobił tego, a w rozmowie z sygnalistą de facto przyznał wprost, że chodziło mu wyłącznie o księdza Jacka Stryczka. Wydaje się jednak, że Schwertner miał świadomość tych faktów już wcześniej. „Diabelskie odbicie” o którym pisał, to jak nam tłumaczył „niedopuszczalne zachowania które pracownicy przejmują po przełożonym”. O nich – pracownikach i ich zachowaniach - również nie napisał w swoim artykule ani słowa. Nigdy też o tym publicznie nie wspomniał.

O samej sprawie mówił tymczasem przez wiele miesięcy, zawsze wskazując księdza Stryczka jako jedynego winnego. I tak np. 5 lipca 2019 r. w wywiadzie „SOS dla pomagających. Janusz Schwertner, Tutaj nie jestem” podtrzymał tezy zawarte w artykule z 2018 r.

"Nie jesteśmy sędzią prokuratorem, policjantem, a zwłaszcza nie jesteśmy Bogiem, a trochę sądzimy innych. I prawda jest taka że niszczymy nieraz życia ludziom tekstami. Nie bez powodu to się dzieje, nie piszemy tekstów bez powodu, piszemy, bo uważamy że w Szlachetnej Paczce ludzie byli niewłaściwie traktowani i wyniszczani przez lata i należy się opinii publicznej. wiedza na ten temat. Ja osobiście byłem przekonany, że po tym tekście życie księdza Jacka Stryczka zupełnie się diametralnie zmieni. Na gorsze. I to nie jest przyjemne uczucie dla psychiki.”

Wybiórcza empatia

Schwertner dodawał także, że prowadząc swoje śledztwo „zrobił wszystko by się dowiedzieć [prawdy – przyp. red.] używając wszystkich narzędzi dziennikarskich i był w tym bardziej papieski do papieża”. Jak się okazuje, było inaczej. W swoim pięciomiesięcznym – jak często przypomina – śledztwie pominął istotne fakty, które rzucają zupełnie inne światło na to co działo się w Stowarzyszeniu „Wiosna”. A te dają podstawy do postawienia wielu pytań dotyczących ostatecznego wykluczenia z ewangelicznej akcji „Szlachetna Paczka” osób duchownych, takich jak jej pomysłodawca ks. Jacek Stryczek czy jego następca ks. Grzegorz Babiarz.

Oto nieznane kulisy tej sprawy:

Wrogie przejęcie

Kluczowe do zrozumienia „przejęcia” jest ułożenie wydarzeń w chronologicznej kolejności. począwszy od omawianego tekstu Janusza Schwertnera, gdzie autor w oparciu o 4 świadków i 21 anonimowych źródeł de facto oskarża Jacka Stryczka o mobbing w Stowarzyszeniu.

Dzień po artykule ks. Jacek Stryczek po 17 latach rezygnuje z funkcji prezesa zarządu. Niewiele ponad tydzień później Walne Zgromadzenie Członków Stowarzyszenia wybiera na nowego prezesa zarządu Joannę Sadzik. Co wcześniej robiła nowa prezes? Przez osiem lat pracowała jako trener i dyrektor zarządzający w Europejskim Instytucie Edukacji Engram. Ukończyła też studia podyplomowe z zarządzania zasobami ludzkimi oraz szkołę trenerów Wszechnicy UJ. Tam zgłębiała m.in. wiele technik, jak również jedną z umiejętności, którą określa się fachowo jako facylitacje - sposób który „pomoże ci zostać mistrzem spotkań”. Nieżyjący już Prof. Adam Podgórecki, wybitny socjolog profesor Uniwersytetu w Carleton w Ottawie, wykładowca na najlepszych uczelniach świata; m.in. Oxford, Stanford, Chicago i Filadelfii, dowodził, że socjotechnikę tworzą dyrektywy sprowadzone do trzech zasadniczych form oddziaływań. Perswazja, manipulacja, facylitacja mogą prowadzić „do zmiany przekonań, opinii i postaw innych ludzi poprzez rozmaite techniki”.

Jednym z wielu narzędzi wywierania wpływu na ludzi są media. I tak 22 grudnia 2018 r. (czyli około dwóch miesięcy po objęciu funkcji prezes Zarządu Stowarzyszenia Wiosna) Joanna Sadzik, udziela wywiadu „Gazecie Wyborczej”, w którym jednoznacznie i negatywnie ocenia zarządzanie „Wiosną” przez ks. Stryczka. Czyni to według naszych źródeł bez autoryzacji i konsultacji z członkami zarządu stowarzyszenia. Według jednego z nich, Marcina Mioduszewskiego, który w 52 stronicowym dokumencie dokonał analizy zaistniałego kryzysu w Stowarzyszeniu:

„Asia [Joanna Sadzik przyp. red] w sposób rażący naruszyła nie tylko zasady WIOSNY, ale wypowiedziami dla „Gazety Wyborczej” naruszyła dobra osobiste zarówno WIOSNY jako osoby prawnej, jak i Jacka jako osoby fizycznej (naruszenia art. 43 w zw. z art. 23 i samodzielnie art. 23 kodeksu cywilnego) (…) Nie wiem, co Asia czytała na temat mobbingu, ale w mojej ocenie najwyraźniej czytała źródła niewłaściwe i niemające nic wspólnego z ocenami prawnymi”.

Bitwa o wszystko

Dnia 4 lutego 2019 r. Odbywa się Walne Zgromadzenie Członków Stowarzyszenia „Wiosna”, które odbywa się w siedzibie Stowarzyszenia, na którym Joanna Sadzik zostaje odwołana z funkcji prezesa.

Przyczyna jej odwołania jest zaznaczona w protokole – § 21 ust. 1 pkt 7 i 11 („naruszenia przepisów powszechnie obowiązującego prawa, postanowień Statutu lub uchwał organów Stowarzyszenia, naruszenia dobrego imienia lub renomy Stowarzyszenia”). Związane jest to przede wszystkim z wywiadem w „Gazecie Wyborczej”. Walne Zgromadzenie wybiera na prezesa Stowarzyszenia – ks. dr Grzegorza Babiarza, ale już tydzień później odwołano go z funkcji a jego miejsce znów zajęła Joanna Sadzik. Decyzje te zapadły przy udziale nowo powołanych członków stowarzyszenia, wybranych spośród pracowników Wiosny i przy obecności ludzi z zewnątrz. Zebraniu przewodniczyła Dominika Langer-Gniłka, która niedługo potem dostała podwyżkę z ponad 4 tys. netto na ponad 9 tys. Protokół z tego posiedzenia nie został dostarczany do Sądu ani komukolwiek udostępniony.

Jeszcze przed pierwszym z dwóch walnych zgromadzeń odchodzi z Zarządu Wiosny prawnik Marcin Mioduszewski. W wspomnianym już mailu - raporcie do członków nowego zarządu 2 lutego pisze:

„Nie ocenialiście jednego zachowania lub grupy zachowań jednorodnych, ale wiele różnego kalibru i wiarygodności zarzutów o różnej motywacji. Poświęciliście Jacka jako ofiarę tej fali nienawiści, bo tak było najprościej w sytuacji wielofrontowego i zróżnicowanego naporu negatywnych ocen WIOSNY [---]

Artykuł Onetu ośmielił Was do rzekomego «przebudzenia», ale stawiam pytanie - jeśli tego nie akceptowaliście tego przez wiele lat, gdzie były Wasze sumienia, gdzie była Wasza siła, którą teraz tak eksponujecie? [---]

Idąc dalej, ponieważ jesteście zarządem, jeśli uznajecie, że doszło do nieprawidłowości, jesteście za nie także współodpowiedzialni i jako tacy, nie macie prawa teraz wybielać się i publicznie oceniać i deprecjonować, niszczyć wizerunku Jacka [---]

Nawet w prawie karnym zaniechanie jakiegoś działania, dopuszczenie do zła, gdy jest się odpowiedzialnym za jego niewystąpienie, jest formą wyrządzenia tego zła [---] Musimy mieć na uwadze, że Jacek to nie tylko osoba publiczna, ale także człowiek, który ma swoje uczucia, który nie jest przedmiotem i przeżywa to, co się dzieje. Czy ktoś z Was o tym pomyślał, dokonując jego uprzedmiotowienia i personalizując go jako zło WIOSNY?”.

Wpływy

Na początku lutego 2019 r. nowo wybrany prezes ks. Grzegorz Babiarz wchodził do „Wiosny” w asyście byłych żołnierzy… „GROM-u". Decyzja o tak spektakularnym wejściu do siedziby stowarzyszenia dobroczynnego była poważnym błędem wizerunkowym dla Wiosny i samego księdza. Co o tym zadecydowało? Nasi informatorzy mówią o strachu.

Co więcej, z naszych informacji wynika, że nowy prezes (ks. Babiarz) nie był wcześniej dopuszczany do budynku siedziby stowarzyszenia, główna księgowa nie chciała z nim współpracować. Nie mógł wykonywać czynności faktycznego prezesa zarządu, co groziło odpowiedzialnością karną. Formalnie był jednak prezesem. Musiał dostać się do środka, aby zabezpieczyć bazy danych i komputery w Wiośnie choćby po to, by sprawdzić czy nie doszło do wycieku z baz danych, które pozostawały do dyspozycji stowarzyszenia czy by zweryfikować stan rachunków zabezpieczyć konta.

Odtąd już nikt nie ma już wątpliwości, że o władzę w stowarzyszeniu toczy się prawdziwa bitwa a ilość wątków, raportów, dokumentów, relacji świadków znacząco komplikuje zrozumienie lawiny zdarzeń wywołanych przez artykuł Janusza Schwertnera. Dzisiaj i tak skupiamy się na tylko niektórych z nich, które uszły uwadze mediów przyjmujących za prawdę objawioną publikację Onetu a w ślad za nim innych mediów. Mamy świadomość, że wszystkie inne potrzebują gruntownego przeswietlenia i analizy.
Przypomnijmy więc:. Po publikacji Onetu do organów państwowych trafiły dwa doniesienia. Posłanka Joanna Scheuring-Wielgus dokonała zgłoszenia do Państwowej Inspekcji Pracy a w oparciu o doniesienia medialne partii Razem kolejne trafiło do prokuratury w Krakowie.

To jednak nie koniec. Jak wskazuje jedno z naszych źródeł (specjalista od bezpieczeństwa w sieci, który przeprowadził szczegółową analizę sytuacji w „Wiośnie” zaraz po przejęciu stowarzyszenia przez J. Sadzik), Zarząd udzielił pełnomocnictw mecenasowi Grzegorzowi Abramowi, wówczas pracującemu dla Kancelarii adwokackiej Clifford & Chance.

W tej samej kancelarii pracuje do dziś jego żona Sylwia Gregorczyk-Abram, gdzie odpowiada za praktykę „pro bono”. Gregorczyk-Abram to znana działaczka lewicowa inicjatorka powstania #WolnychSądów, nieformalnej ale doskonale rozpoznawalnej inicjatywy występującej przeciwko reformie sądownictwa forsowanej przez rząd. Clifford&Chance jest jedną z największych firm prawniczych na świecie, z siedzibą w Londynie. Mają 34 biur w 23 krajach, w tym w Warszawie. Kancelaria otwarcie na swojej stronie internetowej deklaruje, że „prowadzi grupy LGBT do zwycięstwa w Polsce”.

Według naszego informatora, podpisane przez Zarząd Wiosny pełnomocnictwa dla mecenasa Abrama wykraczają poza sferę standardowych pełnomocnictw, i mogą skutkować podejmowaniem przez Kancelarie także decyzji finansowych. Tą sprawę wyjaśniał również mecenas Marcin Mioduszewski, który wysłał pismo do kancelarii Clifford & Chance prosząc o wyjaśnienia jakie miała relacje ze Stowarzyszeniem Wiosna „we wszystkich możliwych obszarach prawnych”. Mioduszewski domagał się m.in. informacji o prowadzonych sprawach dotyczących stowarzyszenia i wglądu w zebraną dokumentację. Pytał o zestawienie kosztów oraz wszelkich płatności i wpływów finansowych pomiędzy Cliford&Chance oraz „Wiosną” oraz o ew. zobowiązania finansowe Stowarzyszenia wobec kancelarii i osób powiązanych. W efekcie pisma, i pojawiających się zarzutów, że kancelaria łamie kodeks etyczny Cliford&Chance miała wycofać się z kooperacji ze Stowarzyszeniem.

Zaangażowanie w „przejęcie” tak dużej i prestiżowej kancelarii ale też osób o jasno zadeklarowanych poglądach w Stowarzyszenie firmowane dotąd przez osoby duchowne może budzić wiele wątpliwości. „Wiosna” była wówczas potężną korporacją obracającą milionami złotych, organizacją perspektywiczną, o rozpoznawalnej marce. Ale nie to mogło być w tym najistotniejsze.

Jak wskazują nasze źródła, "Wiosna" miała (i wciąż ma) potężną bazę danych, dającą kompletną wiedzę o tym, co dzieje się w Polsce w tzw. obszarze biedy. Jak wskazuje nasz informator (proszący o zachowanie anonimowości a uczestniczący w tworzeniu wspomnianej bazy danych) taka wiedza mogła mieć również charakter wywiadowczy w dziedzinie gospodarki, sprzedaży, marketingu i reklamy. Znajdowały się w niej min. ankiety „mapujące” potrzeby ludzi w terenie. - To bardzo rozległa baza. Takich danych nie ma nawet MOPS - przekonuje nasz informator.

To dlatego jego zdaniem „Wiosna” mogła być łakomym kąskiem nie tylko dla biznesu, ale też partii politycznych, środowisk i grup interesu pragnących wpływać na preferencje wyborcze Polaków. Bazę Wiosny można wykorzystać tworząc tzw. dedykowane programy wyborcze, mikrotargetowanie i mieć w ten sposób wpływ np. na wybory.

Pieniądze

Ale gdy nie wiadomo o co chodzi, znaczy że chodzi (też) o pieniądze. Ta sprawdzona przez wieki prawda częściowo wyjaśnia również konflikt jaki w Stowarzyszeniu Wiosna wywołały publikacje portalu Onet a następnie „Gazety Wyborczej”.
Jedna z osób mocno zaangażowanych w działalność „Wiosny” twierdzi, że „inicjatywa ks. Jacka Stryczka złamała prawo Miltona Friedmana, które mówi, że swoje pieniądze na swoje potrzeby wydajesz najrozsądniej, a cudze pieniądze na cudze potrzeby to «hulaj dusza, piekła nie ma».

Hamulcem przed takimi praktykami mogła być Ewangelia i bardzo silny klucz etyczny obowiązujący do 2018 roku w Wiośnie. Pewną rolą kontrolną pełniła też doskonale opracowana baza danych. Dzięki „systemowi” ks. Stryczka „cudze pieniądze na cudze potrzeby” były wydawane bardzo efektywnie. Stowarzyszenie w ten sposób realizowało jeden ze swoich flagowych celów tj. „pomaganie u źródeł”. Niestety - im więcej pieniędzy wpływało do korporacji Ks. Stryczka, tym bardziej stowarzyszenie dla jego zatrudnionych pracowników stawało się miejscem bardziej predystynowanym do zarabiania pieniędzy niż pomagania potrzebującym ludziom. Niedługo przed wymuszoną przez Onet dymisją z Zarządu i (w konsekwencji z Wiosny) ks. Jacek Stryczek pozytywnie „załatwił” min. potężne granty od Microsoft, Google i Facebooka. Według tego co udało się nam dowiedzieć chodziło o ok. 20 mln zł.

Stowarzyszenie „Wiosna” 21 lat temu zakładali idealiści, którzy oddali często najlepsze lata dla dobra „Szlachetnej Paczki”. Drugą częścią byli w większości pracownicy, min. ci, którzy po odejściu ks. Stryczka weszli do Zarządu. Z pierwszej grupy w Wiośnie nie zostało już dzisiaj wielu. Przewagę zdobyli pracownicy korporacji. W omawianym okresie miesięczne wypłaty dla pracowników „Wiosny” łącznie sięgały już miliona złotych a na kontach „Wiosny” w chwili przejęcia mogło znajdować się nawet ok. 20 mln zł.

***

Ks. Jacek Stryczek jest społecznikiem. Kiedy pracował w „Wiośnie” nie pobierał żadnego wynagrodzenia. Poświęcił swoje życie najbiedniejszym. Mówiło się, że tylko w sobie wiadomy sposób „łączył ogień i wodę czyli biednych i bogatych”. Ale to prawda - pojawiały się też zarzuty, że ma „niebezpieczną osobowość” i tworzył wokół siebie „coś na kształt sekty”. Czekamy na wyjaśnienie tych spraw, a jeśli doszło do przestępstwa, na proces, i wyrok.

Nie ulega jednak wątpliwości, że ksiądz łączył dwa walczące ze sobą „polskie plemiona”. Ludzi, którzy- jak to ujął Schwertner we wspomnianym wywiadzie: „są za Bonieckim i Rydzykiem” więc „nie było go łatwe zaatakować”. Obecny na sali inny dziennikarz, Marcin Makowski z Wirtualnej Polski przypomniał mu, że sam Schwertner bronił domniemania niewinności Jakuba A., mordercy 10 latki ze Świdnicy, mimo tego, że ten przyznał się do winy. Makowski wskazał, także że choć minęło już wiele czasu (wówczas blisko rok), to ks. Stryczek o nic nie został oskarżony, a Państwowa Inspekcja Pracy kontrolowała Stowarzyszenie. Wskazał, że ksiądz zgodnie z prawem jest niewinny a przecież po publikacji Onet-u jego „życie się załamało” – Czy jakoś to sobie w głowie łączysz wszystko? – zapytał Makowski.

Schwertner odpowiedział m.in. że „stwierdzenie, że ksiądz nie został oskarżony przez prokuraturę to jest absurd bo przecież prokuratora pracuje nad tą sprawą”. Autor tekstu z kilkudziesięcioma bohaterami dodał, że liczy się z tym, że prokuratora może stwierdzić, że nie ma nagrań i wystarczających dowodów, że uzna, że w sprawie jest „słowo przeciwko słowu” W sprawie zabójcy dziewczynki wyraził z kolei oburzenie, że zarówno media i politycy uznali domniemanego mordercę za winnego wyłącznie na podstawie tego, że on przyznał się do winy. Dowodem że tak być nie musi był wg. niego np. serial „Confession Tapes” na platformie Netflix.

Komentarz do tej anegdoty napisało życie. Niemal dokładnie w trzecią rocznicę opublikowania przez Onet medialnego wyroku na ks. Jacka Stryczka - 21 września 2021 r. - w Sądzie Okręgowym w Świdnicy ruszył proces Jakuba A. Mężczyzna jest oskarżony o to, że ze szczególnym okrucieństwem zabił 10-letnią Kristinę z Mrowin. Śledztwo w tej wstrząsającej sprawie trwało blisko dwa lata. Zdaniem biegłych, Jakub A. ma osobowość sadystyczną. Sąd na wniosek prokuratury i obrońców wyłączył jawność sprawy z uwagi na dobro rodziny zabitej dziewczynki.

W sprawie „Wiosny” i księdza Stryczka od trzech lat jest cisza, choć trudno nie odnieść wrażenia, że wyrok dawno już zapadł.

Czytaj także: Jak niszczono księdza Jacka Stryczka, twórcę "Szlachetnej Paczki". Nasze śledztwo

Marcin Mamoń, Paweł Zastrzeżyński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.