Dawid Stachyra o Mistrzostwach Argentyny: sport, przygoda życia i fajne wakacje
Dawid Stachyra, Paweł Miesiąc i Mariusz Fierlej polecieli do Argentyny na cykl turniejów o żużlowe mistrzostwo tego kraju. Wrócą do Polski dopiero w lutym. - Bardzo się cieszę z tego wyjazdu. To przygoda życia - mówi Stachyra.
Będziesz ścigał się na argentyńskich torach nie po raz pierwszy?
Byłem tam w tamtym roku, czyli jest to mój drugi wyjazd, z czego jestem bardzo zadowolony. Poprzednim razem długo wahałem się - lecieć, czy nie lecieć, warto czy może nie warto? Nie mogłem się zdecydować. Ale poleciałem i nie mogę tego wyjazdu w żaden sposób żałować. Jest to przygoda życia, takie zderzenie z zupełnie innym światem, inną kulturą. Nowi ludzie, inna mentalność ludzi. Całkiem inny świat. To przygoda, którą można spokojnie zapisać w życiowym CV. To z jednej strony. Z drugiej, to bardzo fajne wakacje. Praktycznie znikam na zimę, która nie w większości z nas wzbudza pozytywnej energii. U nas śnieg, mróz, a w Argentynie słońce i temperatury oscylują między 30 a 40 stopni Celsjusza. A więc głowa też inaczej pracuje...
No i starty na torze, o czym w Polsce w tym czasie można tylko pomarzyć...
Rzeczywiście, cały czas w Argentynie spędzamy bardzo intensywnie. To jest najważniejszy aspekt wyjazdu. W okresie półtora miesiąca zaplanowanych jest 12 imprez. W każdej z nich udaje się jechać w pięciu biegach podstawowych plus półfinał i finał. Jest to siedem wyścigów w każdym turnieju, czyli - co można łatwo skalkulować - jest to prawie 90 wyścigów, czyli w dwa miesiące odjechana ponad połowa sezonu. Cel jest taki, aby pojeździć, odbudować się wrócić do tej właściwej jazdy. I Argentyna ma mi w tym pomóc.
Poprzednim razem całkiem nieźle ci poszło. Zająłeś przecież drugie miejsce...
Tak, ale wiadomo, pierwszy taki długi wyjazd, niczego nie można było zaplanować, bo nie wiadomo, co może nas spotkać. Największym problemem okazało się być, to że nie można było przesłać całego swojego sprzętu. Federacja argentyńska podstawiła nam w tamtym roku swoje ramy, to był sprzęt, który tak naprawdę wołał o pomstę do nieba. Były to motocykle, które Europejczycy sprzedawali kilka lat temu - pospawane, poskręcane, krzywe. Na czymś takim się jeździło, bo mogliśmy wziąć ze sobą tylko silnik. Pozwoliło to wzbogacić się o doświadczenia i pomyłki, których - mam nadzieję - uda się uniknąć w tym roku. Teraz w wielu kwestiach będę mądrzejszy, to powinno mi pomóc, ale z drugiej strony, jadę tam, aby sobie pojeździć, pobawić się żużlem. Nie mogę szarżować na granicy ryzyka, bo nie daj Boże, rozbić się w Argentynie i wrócić do kraju z kontuzją, kiedy czeka nas sezon w Polsce, to w żaden sposób się nie kalkuluje. W ogóle nie jest logiczne. Trzeba tak przejeździć tę imprezę, a tak pojeździć, aby wrócić zdrowo i w Polsce dopiero zacząć ten prawdziwy żużel.
Słyszałem opinie, że argentyńskie tory zbyt bezpieczne nie są?...
Nie, jeżeli chodzi o bezpieczeństwo, to nie ma już się czego obawiać. Są już dmuchane bandy, dobrze przygotowane tory, gonią się Europę, więc nie jest źle. Tor w Bahia Blanca, w której mieszkamy i w której rozgrywana jest większość zawodów, bo na dwanaście imprez, aż dziewięć odbywa się w Bahia Blanca. Jest tu tor większy, dłuższy niż w Rzeszowie, na tym torze na co dzień ścigają się auta rozwijając duże prędkości.
Zameldujecie się w Argentynie w gronie starych znajomych...
Tak, wracamy po roku z Pawłem Miesiącem i Mariuszem Fierlejem, który wystartuje po paru latach przerwy. Z Europy leci siedmiu zawodników. Poziom zawodów, nie jest może super, bo raptem jest tam parę nazwisk z żużlowego światka, a może raptem trzy/cztery topowe, z którymi można się pościgać, bo chłopaki mają umiejętności i sprzęt. Więc, nie rywalizuje się z nimi lekko. My Europejczycy podwyższamy ten poziom, dzięki czemu gospodarze mogą coś u nas podpatrzeć i z roku na rok spisują się coraz lepiej.
Jakie jest zainteresowanie żużlem w Argentynie?
Maksymalnie na poziomie czterech tysięcy kibiców. W Bahia Blanca jest piłka nożna w najwyższej lidze rozgrywkowej, koszykówka, ale najbardziej popularne są wyścigi samochodowe, które ściągają nawet pięć tysięcy ludzi. Ponad 100 kierowców bierze udział w takich zawodów, które trwają 4-5 godzin. Te zawody odbywają się w piątek, nasze w niedzielę, dlatego w piątek staram się zawsze być na tych zawodach. One są na pierwszym miejscu, żużel jest na drugim.
W sezonie 2017 będziesz jeździł w Opolu, choć niektórzy twierdzą, że może wystartujesz w Rzeszowie?
Sam jestem zdziwiony, że są takie głosy. Oczywiście, był kontakt z działaczami z Rzeszowa, ale wszystko jakoś upadło. Podpisałem kontrakt w Opolu, z czego jestem zadowolony. Kolejarz pojedzie w II lidze, mogę się dobrze do rozgrywek dobrze przygotować, odbudować się, pojeździć, dobrze przepracować ten sezon. Zrobić wynik na miarę swoich oczekiwań i w następnym sezonie zaatakować I ligę i wtedy dopiero można będzie pomyśleć, aby może powrócić na Hetmańską, do której mam tak naprawdę rzut beretem.
Nie szkoda ci polskich świąt Bożego Narodzenia?
Przyznam, że na początku poprzedniego pobytu był moment załamania, bo w Polsce spędza się święta rodzinnie, każdy czeka na wigilię, opłatek, kolację, potrawy przygotowywane przez mamy i babcie. Było więc dziwnie, ale poznałem bliżej argentyńską rodzinę i święta spędziłem z nimi. Były święta, ale inne są tu obyczaje, temperatura 30 stopni na plusie a nie 3-4 na minusie, inne tradycje i inaczej się je spędza. Może to już ostatnie takie święta poza domem.