Dan Jones: Średniowiecze to okres rozkwitu wielu dziedzin życia

Czytaj dalej
Fot. FOT. 123RF
Agaton Koziński

Dan Jones: Średniowiecze to okres rozkwitu wielu dziedzin życia

Agaton Koziński

- „Krucjaty północne” w kierunku krajów nadbałtyckich były mniej spontaniczne niż wyprawy do Ziemi Świętej. W tym przypadku wyglądały one raczej jak ruch kolonizacyjny niż wyprawa z przekonaniem o słuszności misji - mówi Dan Jones, brytyjski historyk

Kto odcisnął największe piętno na Średniowieczu?

Trudno wskazać jedno nazwisko, nie da się przypisać jednej osobie dominującego wpływu na tak długi okres jak Średniowiecze - w końcu obejmuje ono ponad 1000 lat historii Zachodu. Na pewno trzeba pamiętać o Alaryku Gocie, który dokonał złupienia Rzymu w 410 roku, o ucieczce Mahometa do Medyny w 622 roku, o Urbanie II ogłaszającym pierwszą wyprawę krzyżową w 1095 roku, o Temudżynie, który stał się Czyngis-chanem w 1206 roku, o Gutenbergu drukującym Biblię w 1455 roku, o Kolumbie przepływającym Atlantyk w 1492 roku. Każdy z nich był wielką indywidualnością, ale o żadnym z nich nie można powiedzieć, że w pojedynkę zdominował epokę.

Myślałem, że wymieni Pan w pierwszej kolejności Jezusa Chrystusa - bo Średniowiecze postrzegane jest przede wszystkim przez pryzmat dominacji Kościoła katolickiego. A może to tylko mit?

Nie, to nie jest mit. Odwrotnie, wzrost potęgi Kościoła rzymskokatolickiego to bardzo ważny element związany ze Średniowieczem. Już sama koncepcja Średniowiecza jest specyficzna dla chrześcijaństwa.

W jakim sensie?

To okres, który został zdefiniowany dopiero w XVI wieku przez protestanckich reformatorów. Oni zaczęli jako pierwsi dzielić historię na epoki. Wprowadzili rozróżnienie na czasy „pierwotne” (na przykład pogański Rzym), ich własną, „nowoczesną”, epokę i coś pomiędzy: Średniowiecze. Nasze własne pojęcie tego okresu zawdzięczamy w dużej mierze tamtemu sposobowi myślenia. Nie sądzę jednak, byśmy mogli przypisać charakter średniowiecznego katolicyzmu Chrystusowi.

Wokół Niego właściwie wszystko się ogniskuje w chrześcijaństwie.

Teoretycznie tak. Ale jeśli pomyślimy o czymś takim jak krucjaty - zakrojonych na szeroką skalę wyprawach mających na celu karcenie i zabijanie innych istot ludzkich - zobaczymy, że średniowieczny katolicyzm był często bardzo daleki od nauk i posługi Chrystusa.

Współcześnie postrzegamy Średniowiecze jako „wieki ciemne”. Czy uczciwie jest tak nazywać tę epokę?

Rzeczywiście, ten sposób patrzenia na tę epokę powraca. Częściowo wynika to z postrzegania wczesnego Średniowiecza jako okresu, w którym technologiczne, kulturowe i handlowe dziedzictwo Rzymu na Zachodzie osłabło. Szczególnie mocno odbiło się to na umiejętności czytania i pisania, co oznacza, że dziś istnieje stosunkowo mało źródeł pisanych o tamtych czasach. Istnieje również osobliwa koncepcja mówiąca, że Średniowiecze było bardziej brutalne niż jakikolwiek inny okres w historii - choć brzmi to bardzo dziwnie, gdy myślimy o, na przykład, XX wieku.

Stulecie dwóch wojen światowych.

Właśnie. Nie jest to zbyt użyteczny sposób myślenia o Średniowieczu, ponieważ całkowicie pomija fakt, że w tym okresie miały miejsce ważne innowacje technologiczne i naukowe. Wiele dziedzin przeżywało fazę rozkwitu, m.in. prawo, filozofia, teologia, muzyka, malarstwo, architektura.

Dziś bardziej niż średniowiecznych filozofów i teologów pamięta się choćby rycerstwo.

Bo też w etosie rycerskim była zawarta duża doza romantyzmu. Była ona tak silna, że idea rycerska przetrwała epokę rycerzy o 500 lat. Rycerze brali udział w bitwach na długo po tym, gdy pojawiła się broń palna gruntownie reformująca sposób toczenia bitew. Choć wojsko cały czas się profesjonalizowało, a rycerstwo stawało się coraz bardziej anachroniczne na placu boju, to europejskie klasy wyższe długo nie umiały się oprzeć jego czarowi. Także w XVI wieku rycerze mieli możliwość zdobywać międzynarodową sławę porównywalną z tą, którą wcześniej cieszyli się Cyd czy Wilhelm Marshal.

Średniowiecze było też okresem, w którym powstało wiele państw, duża część z nich istnieje do tej pory. Dlaczego właśnie ta epoka okazała się tak produktywna w budowaniu narodów?

Dotyczy to szczególnie późnego Średniowiecza. Wtedy w Europie Zachodniej rozwijały się monarchie instytucjonalne. Ale zmian było więcej. Przemiany polityczne szły w parze ze wzrostem znaczenia coraz bardziej złożonych gospodarek, technologii wojskowej. Szło to w parze z rosnącym znaczeniem chrześcijaństwa i idei sakralnego przywództwa - bo ówczesnych monarchów uważano za dotkniętych przez Boga i dostępnych tylko dla nielicznych.

Jaka była rola Europy Środkowej w Średniowieczu? Jak ważną częścią uniwersum tej epoki był ten region?

Ekspansja chrześcijaństwa z monarchii Europy Zachodniej na obrzeża kontynentu to proces dobrze opisany. Dotyczył on takich krajów jak dzisiejsza Wielka Brytania, Hiszpania, południowe części Włoch, państwa skandynawskie. Można go było również zaobserwować w Europie Środkowej i Wschodniej, gdzie od czasów Karola Wielkiego (a zwłaszcza w okresie wypraw krzyżowych) rosło poczucie, że wyłaniające się monarchie w Europie Środkowej i Wschodniej odnajdują swoje miejsce w szerszym królestwie rzymskiego chrystianizmu - i oczywiście stają się wtedy bastionem przeciwko zagrożeniom ze wschodu, czy to ze strony Mongołów, czy to ze strony Ottomanów.

Przez kilka wieków kraje Europy Środkowej musiały zmagać się z tzw. krucjatami północnymi. Europa Zachodnia wyraźnie dążyła do narzucenia swojego porządku w tym regionie. Dlaczego się to nie udało?

Bo od początku było widać różnicę między tymi wyprawami a krucjatami do Ziemi Świętej. O ile te pierwsze były ruchami płynącymi z głębokich przekonań o ich słuszności, to w drugim przypadku tego przekonania już brakowało. Krucjaty rozpoczął papież Urban II, który przekonywał europejskie rycerstwo do wizji odbicia Jerozolimy - wtedy to było marzenie porównywalne z tym, jakim w XX wieku stanowił lot na Księżyc.

Faktem jest, że odzew był bardzo masowy na kolejne wezwania do wypraw - nie tylko w kierunku Jerozolimy, ale też Konstantynopola, krajów nadbałtyckich, czy nawet Wenecji.

Początkowo krucjaty miały wyraźny zachodni odcień, ale szybko on znikł, a one same stały się zjawiskami samonapędzającymi się i samowystarczalnymi. W prawie każdym obszarze pozostawiły one poważny ślad. I w dużej mierze były to konsekwencje ruchów oddolnych i płynących z przekonania uczestników. Inaczej natomiast wyglądało to w przypadku „krucjat północnych”. One już nie były tak spontaniczne - a krucjaty zawsze wychodziły słabiej, gdy nie szły one w parze z autentycznym przekonaniem o słuszności misji. W tym przypadku wyglądały one raczej jak ruch kolonizacyjny, choć walki z rzekomymi poganami w krajach nadbałtyckich trwały do XV wieku. Ale warto pamiętać, że także wyprawa Krzysztofa Kolumba, która doprowadziła do odkrycia Ameryki, odbyła się z pełnym wykorzystaniem retoryki krucjatowej.

Średniowiecze to czas, kiedy większość krajów środkowoeuropejskich (Czechy, Węgry, Polska, Litwa, Serbia itd.) zapuściła korzenie w swoich krajach. Później kraje te znikały z map Europy, były podbijane lub podporządkowywane przez innych - a jednak nikt nie zdołał wykorzenić tych korzeni, kraje te wciąż odrastały. W czym tkwi siła tych korzeni?

W Średniowieczu w całej Europie tworzyły i definiowały się całe grupy etniczne i językowe. Ten proces przebiegał jakby równolegle z innym - próbami zbudowania w Europie jednej potęgi, która by swoim obszarem zajęła dużą część kontynentu. Takie duże, zróżnicowane imperia powstawały regularnie - ale żadnemu nie udało się przetrwać dłuższy czas. To z tego powodu mit antycznego Rzymu wciąż tak mocno tkwi w naszej wyobraźni - bo był on jedyną potęgą imperialną, która przetrwała przez tak wiele wieków.

Jednak kolejnych „Rzymów” w Europie mieliśmy później sporo. Do tej tradycji odwoływał się Hitler, w pewien sposób robi to nawet dziś Władimir Putin.

Tak, przywódców mających imperialne ambicje było wielu, m.in. Karol Wielki, Fryderyk Hohenstaufen, Karol V, Napoleon, Hitler, Stalin. Ale potęga stworzonego przez każdego z nich w żadnym przypadku nie przetrwała dłużej niż jedno czy dwa pokolenia. A im więcej razy ta lekcja jest przerabiana, tym mniej ludzi czuło się przekonanych do projektu kolejnego imperium, gdy się taki pojawiał.

Ślady po próbach budowania tych imperiów można znaleźć do dziś w całej Europie.

Mówi pan o zamkach? Zwłaszcza w okresie między XIII i XV wiekiem powstało ich wiele - to stulecie można nazwać złotą erą zamków. Ich wznoszenie było modne na całym kontynencie. W Anglii specjalizował się w tym król Edward I, a później Edward III. Na Węgrzech powstawały one masowo jako obrona przed Mongołami, w Polsce z inicjatywy króla Kazimierza Wielkiego powstało całe pasmo budowli zwanych Orlimi Gniazdami. Także w Niemczech i północnych Włoszech powstało ich mnóstwo, często o fascynujących konstrukcjach. Szczególnie obfity pod tym względem był przełom XII i XIII wieku.

Kiedy mówimy o końcu Średniowiecza, zwykle podaje się trzy przyczyny: wynalazek Gutenberga, rejs Krzysztofa Kolumba i reformację Marcina Lutra. Które z tych wydarzeń było Pana zdaniem najważniejsze?

Nie da się ich rozdzielić. Kombinacja bogactwa Nowego Świata, rewolucji medialnej prasy drukarskiej i protestu Lutra są ze sobą tak głęboko powiązane, że żadne z nich nie miałoby sensu bez pozostałych. Poza tym trzeba pamiętać, że każde z tych wydarzeń wyrastało z ducha Średniowiecza. Choćby wyprawa Kolumba - nie byłoby jej, gdyby nie wcześniejsze krucjaty w celu odzyskania Jerozolimy. Z kolei bez wynalazku druku Luter nie miałby możliwości tak sprawnego kolportowania kopii swoich 95 tez. Dzięki drukowi i możliwości powielania te tezy w ciągu roku dotarły do Anglii, Francji i Włoch - wcześniej takie tempo było niemożliwe.

Czy gdyby nie Czarna Śmierć - epidemia dżumy - Średniowiecze trwałoby dłużej?

Czarna Śmierć z pewnością zapoczątkowała nową erę organizacji społecznej i kulturalnej oraz myśli artystyczno-literackiej. Dziś o tym przełomie pamiętamy przede wszystkim przez pryzmat Renesansu i artystów klasy Leonarda da Vinci, Michała Anioła czy Rafaela. Ale tamte czasy to też era protestów społecznych, które nastąpiły po plagach w połowie XIV wieku. Choćby wojny chłopskie, które rozpoczęły się wiosną 1525 r. Łączy się je z wystąpieniem Lutra i rozpoczętą przez niego Reformacją - ale przecież nie doszłoby do nich, gdyby nie klęski głodu będące konsekwencją Czarnej Śmierci oraz XIV-wiecznych zmian klimatycznych. Nie ma wątpliwości, że bez tej epidemii stary porządek trzymałby się dłużej.

Po uniwersalnym Imperium Rzymskim pojawiło się Średniowiecze wielu królestw - które przerodziło się w Renesans z jego globalnym wymiarem kolonialnym. Teraz też wchodzimy w czasy, w których uniwersalny wymiar globalny ma większe znaczenie niż lokalny, narodowy. Czy to koniec historii? A może wręcz przeciwnie - powinniśmy spodziewać się czegoś w rodzaju Średniowiecza 2.0?

Teza o końcu historii pojawiła się w latach 90. Jako konsekwencja upadku ZSRR i zakończeniu się zimnej wojny. Dziś jednak widzimy, że tamta teza okazała się błędna. Mam wrażenie, że dziś żyjemy w czasach epokowych zmian historycznych, być może porównywalnych z okresem końca zimnej wojny, czy wręcz końca Średniowiecza. Ale to tylko moja intuicja. Generalnie historycy są bardzo słabi w patrzeniu w przyszłość. Dlatego jesteśmy historykami, a nie astrologami.

Dan Jones, „Świt królestw. Jasna historia wieków ciemnych”, wyd. Znak, Kraków 2023, cena 120,99 zł

Agaton Koziński

Dodaj pierwszy komentarz

Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.