Dał się sprowokować. To taka sprawa, która mogła przydarzyć się każdemu
Jak łatwo można zniszczyć życie sobie i innym? Wystarczy z pozoru drobne zdarzenie i nasza nerwowa reakcja. Przekonał się o tym szczeciński rowerzysta i rodzina ofiary.
Na ławie oskarżonych szczecińskiego sadu okręgowego zasiadł we wtorek 48-letni Sebastian Z. Niekarany pasjonat rowerów i sportu, mąż, ojciec dwójki dzieci. Rok temu wdał się w pyskówkę z podchmielonymi pieszymi, którzy dość wulgarnie oznajmili, co sądzą o rowerzystach jeżdżących pochodnikach. W finale sprzeczki Sebastian Z. uderzył w twarz Zbigniewa S. Mężczyzna potknął się o niewielki krawężnik i uderzył głową w chodnik. Zmarł po tygodniu.
Oskarżony odjechał z kolegami i dopiero z telewizji dowiedział się, co zrobił. Po konsultacji z adwokatem zgłosił się na policje. Na kilka miesięcy trafił do aresztu. Stracił pracę. Teraz próbuje wrócić do normalności, rozkręcając biznes ze sprzedażą używanych opon. Ale w perspektywie ma długoletni wyrok za śmiertelny cios.
Sprawa trafiła na czołówki gazet, bo córka pokrzywdzonego zaczęła szukać sprawcy na własną rękę. I choć obie rodziny zawarły już ugodę, Sebastian Z. nie uniknął procesu. Grozi mu co najmniej 5 lat więzienia. Prokuratura zarzuca mu spowodowanie uszczerbku na zdrowiu ze skutkiem śmiertelnym. A to od niedawna jest zagrożone nawet... dożywociem.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień