Czy zbierać podpisy od nowa? Raczej nie
Zapytaliśmy inicjatorów referendum, czy po formalnym fiasku głosowania po raz kolejny wystąpią z taką inicjatywą.
Artur Eichenlaub najpierw zdecydowanie powiedział nam, że nie, ale podczas konferencji prasowej jego kolega Kamil Kaczmarek nie był już taki pewny, że na pewno nie.
- Nie jesteśmy chętni, by podejmować się tej pracy od nowa - mówił Kaczmarek. - To nie jest miłe, kiedy ma się poczucie lekceważenia przez władzę. To rodzi frustrację, a z drugiej strony jest coś takiego, jak poczucie obywatelskości. Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy powiedzieli, że nigdy więcej...
Obaj są bardzo zmęczeni referendalnym maratonem. Poświęcili prawie całe wakacje na zbieranie podpisów chojniczan. Potem była wyczerpująca batalia o to, żeby referendum w ogóle się odbyło i zaskakujący finisz, bo takiej frekwencji trudno się było spodziewać. Wszystko działało przeciw niej - niekorzystny termin, tuż przed świętami, apel burmistrza, by raczej na referendum nie iść. A jednak chojniczanie poszli i zagło-sowali.
Teraz pokładają nadzieję w tym, że radni zechcą zastanowić się nad wynikiem głosowania. Miażdżąca większość spośród tych, którzy poszli do urn, nie chce straży w mieście.
- Chcielibyśmy, żeby komisje rady miejskiej przeanalizowały ten stan rzeczy, czy jednak nie należałoby w tej sytuacji straży zlikwidować - mówi Kaczmarek. - Reorganizacja tej formacji powinna nastąpić błyskawicznie, już w tej chwili. Jej ocena jest dramatyczna, więc trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, kto ponosi za to odpowiedzialność? Powinny być konsekwencje personalne.
Kaczmarek dodaje jednak, że wynik referendum świadczy o tym, że mieszkańcy nie chcą reorganizacji, a likwidacji straży.
- Nie można nikomu mówić, że jego zdanie się nie liczy - dodaje Mariusz Brunka, jeden z liderów stowarzyszenia Projekt Chojnicka Samorządność i radny miejski. - Bo za chwilę w referendum pojawi się zupełnie inne pytanie...
W domyśle - pewnie o odwołanie rady miejskiej...