Biegli potwierdzili, że Sylwester A. wiedział co robi, brutalnie mordując Stanisława Marczenię. Przypomnijmy: do wstrząsającej zbrodni doszło 17 grudnia 2014 roku w Borowie Wielkim w gminie Nowe Miasteczko
Sylwester A. sprawiał wrażenie „wyłączonego”, jakby nic do niego nie docierało. Wchodząc do sali rozpraw, trzymał dłonie wysoko, jakby się modlił lub pokazywał krępujące go kajdanki. W sali jednak uważnie słuchał, zadawał pytania, choć nie zawsze sensowne.
Na przykład zapytał sąd, czy korespondencja do niego jest przejmowana. Sąd odparł, że nie, bo nikt do niego nie pisze. Sylwester A. szybko reagował na to, co było mówione w sali, konsultując to chętnie z obrońcą. W tym wypadku nie był już „wyłączony”.
Podczas ostatniej rozprawy biegli z dziedziny psychiatrii potwierdzili poczytalność Sylwestra A. Oznacza to, że wiedział, co robił mordując Stanisława Marczenię. W tym momencie oskarżony dopytywał, czy to, że ma astmę oskrzelową mogło mieć wpływ na wynik ich obserwacji. Oczywiście nie. Chciał również ponownego badania EKG oraz wydolności płuc. To nie było konieczne, jak uznali biegli. Biegli lekarze określili jednak, że charakter zadanych ran może świadczyć, że Stanisław Marczenia siedział na Sylwestrze. Stwierdzili, że ślady na plecach Sylwestra mogą świadczyć o uderzeniach zadanych mu kijem od szczotki. Taka jest wersja oskarżonego, który mówi o bójce i szamotaninie z zabitym mężczyzną. Stanisław miał siedzieć na nim i dusić go, a on się bronił zadając ciosy nożem. Biegli określili wyraźnie, że wersja wydarzeń podanych przez oskarżonego jest jednak bardzo prawdopodobna. Proces trwa.
Do tragedii doszło 17 grudnia 2014 r. Do Borowa Wielkiego koło Nowej Soli została wezwana karetka pogotowia ratunkowego i policja. Jechali do mężczyzny ugodzonego nożem. Na miejscu okazało się, że ofiara nie żyje. Stanisław Marczenia zginął od kilkunastu ciosów zadanych nożem w głowę, klatkę piersiową i szyję.
Co się stało? Sylwester A. szalał na podwórzu. Krzyczał i przeklinał. Nie lubił swojego sąsiada Stanisława, bo ten wcześniej zeznawał przeciwko niemu w sądzie. Sprawa dotyczyła znęcania się Sylwestra nad swoją babcią. Konflikt zaostrzał się. Sylwester miał nawet grozić rodzinie pana Stanisława oraz innym mieszkańcom bloku wysadzeniem w powietrze. Tego dnia (17 grudnia) Stanisław zaszedł na podwórze uspokoić szalejącego, agresywnego sąsiada.
Ojciec umarł mi na rękach, a morderca tylko powiedział do mnie „niech sku…l zdycha”
To tak bardzo rozjuszyło Sylwestra, że z nożem w ręku rzucił się na 62-latka. Zadawał bardzo silne ciosy. Uderzył kilkanaście razy w głowę, szyję oraz klatkę piersiową. Zadał również silny cios w oko. Pan Stanisław nie miał żadnych szans. Przy konającym ojcu stała córka Edyta. - Nic nie mogłam zrobić. Ojciec umarł mi na rękach, a morderca tylko powiedział do mnie „niech sku…l zdycha” i odszedł jakby nic się nie stało - opowiadała zrozpaczona. 33-letni Sylwester S. został zatrzymany w dniu zdarzenia w Borowie Wielkim przez patrol policji z Kożuchowa. Przed zatrzymaniem widziała go sołtys miejscowości. Mijała się z mężczyzną. Mówiła, że szedł głośno mówiąc „Zaj…łem go, zaj…łem”.
Sylwester A. nie miał w Borowie Wielkim dobrej opinii. Kilka dni przed morderstwem zrobił awanturę w miejscowym sklepie. Ekspedientce groził śmiercią. Wcześniej, prawdopodobnie jadąc samochodem, zepchnął z drogi swoją babcię, która jechała rowerem. Za znęcanie się nad staruszką również stanął przed sądem.