Czy sum afrykański wygryzie karpia z wigilijnego stołu?
Jeden z przechodniów krzyczał: coś panu przeżarło karoserię i ucieka berlinką! Emerytka wzywała na pomoc wszystkich świętych. Ryszard zobaczył, że w aucie jest wielka dziura, a z niej wystają ogromne, spłaszczone łby.
Ryszard akurat jechał sobie z sumami. Żywe ryby wiózł dostawczakiem do klientów. Był w okolicach Czerska, gdy zauważył, że coś jest nie tak. Idący poboczem ludzie ewidentnie wskazywali na niego palcami. Kręcili głowami lub wręcz się za nie łapali. Inni przecierali oczy, jakby ze zdumienia. Na twarzach przechodniów rysowały się grymasy. Ni to przerażenia, ni to wstrętu.
Ryszard wreszcie się zatrzymał, by zbadać sprawę. Usłyszał wrzaski, a nawet piski (najpewniej wydawane przez kobiety i dzieci). Jeden z przechodniów krzyczał: coś panu przeżarło karoserię i ucieka berlinką! Jakaś emerytka wzywała na pomoc wszystkich świętych. Przeżegnała się i stwierdziła, że koniec jest blisko. Ryszard zobaczył, że w aucie jest wielka dziura. A z niej wystają ogromne spłaszczone łby. Szerokie sumie pyski z wąsiskami (choć hodowcy pieszczotliwie nazywają je „czułymi ustami”) musiały budzić niepokój.
Sumy afrykańskie przypominają kosmitów. Mają w sobie coś z Jar Jar Binksa z „Gwiezdnych Wojen” lub innych kinowych plugawców. Z powodzeniem mogą zagrać potwory z bagien lub jakąś Godzillę w filmach klasy B.
No fakt. Nadwozie w aucie Ryszarda było nieco przerdzewiałe. Fragment blachy pod naporem ładunku zwyczajnie popękał. W czasie jazdy, na trasie od Czerska do Czarnej Wody, sumy z auta powypadały. Niektóre utknęły w karoserii, przeraźliwie się wijąc.
- Zgubiłem jakieś 300 kilogramów ryb - opowiada Ryszard Łoncki, hodowca sumów z Czarnej Wody. - Wspominam to zdarzenie ze śmiechem, bo reakcja ludzi była bardzo różna. Niektórzy krzyczeli, inni te ryby po prostu zbierali. Wkładali do siatek, toreb. Auta się zatrzymywały... Powstało jedno wielkie zamieszanie. Gdy spojrzałem za siebie, to ów szlak wyścielony zgubionymi, ruszającymi się sumami, z biegającymi wokół nich ludźmi, był bardzo długi. Oczywiście ryb nie odzyskałem.
Zgubione sumy to jednak nic. U jednej z klientek chyba się teleportowały! Kobieta kilka ryb umieściła w wannie napełnionej wodą. Następnego dnia już ich nie było. Znaleziono je potem w szambie. Z wanny musiały się przedostać do muszli klozetowej. A z niej do kanalizacji. Pytania, jak przeskoczyły z wanny do toalety i jak otworzyły sobie klapę sedesową, pozostają bez odpowiedzi.
Niedawno sumy zniknęły z pojemnika, w którym przetrzymywał je inny klient Ryszarda. Znaleziono je w pobliskim stawie, w którym hodowano pstrągi. Sumy postanowiły zaanektować ów akwen. Wygryzły, i to dosłownie, jego gospodarzy. Po pstrągach nie było śladu.
Sumy to naprawdę despotyczne gagatki, żyją w skupisku i nie tolerują obcych, nawet z własnego gatunku
- Po prostu zjadły pstrągi. To samo zrobią z każdą inną rybą, na przykład karpiem. Sumy to naprawdę despotyczne gagatki, żyją w skupisku i nie tolerują obcych, nawet z własnego gatunku. Do basenu z małymi sumami włożyłem kiedyś duży okaz, ale z innego „stada”. I te maluchy zaczęły go podgryzać, eliminować - dodaje Ryszard.
Sum w kurniku
Wchodzimy do sumiarium. W twarz uderza gęsta para. Ryszard wrzuca karmę do basenu. I momentalnie cały zbiornik ożywa. Sumy wyskakują wysoko ponad taflę wody. Kłębią się i niemiłosiernie chlapią. Są niezwykle energiczne. Po kilku sekundach jesteśmy cali mokrzy.
Ryszard wraz z żoną hoduje sumy w Czarnej Wodzie od 10 lat. Sumy afrykańskie to jego wielka pasja. Prawdopodobnie jest jedynym hodowcą tego gatunku na Pomorzu. W kraju jest ich tylko kilku. Ryby trzyma właściwie na podwórzu, przy domu - w zadaszonym i zamkniętym pomieszczeniu. W środku, oprócz basenów z rybami, jest też urządzenie do filtrowania wody. Zawiera ono bakterie, które mają likwidować niepożądane drobnoustroje.
Sumy nie wymagają wielkich akwenów ani krystalicznie czystej wody. W naturalnych warunkach występują w afrykańskich jeziorach, właściwie na całym kontynencie. Nie gardzą błotnistymi i mętnymi stawami lub niewielkimi sadzawkami. W takich oczkach wodnych potrafią przetrwać bardzo długo, i to w dużym skupisku.
Specyficzna budowa układu oddechowego pozwala im również oddychać tlenem atmosferycznym. Potrafią przemieszczać się po ziemi - w Afryce, po wyschnięciu jednej sadzawki, przedostają się do drugiej (być może to tłumaczy zdolności teleportacyjne tych ryb w polskich domach). Bez wody są w stanie przeżyć nawet trzy dni.
- Z sumami trzeba postępować delikatnie, jak z dziećmi. Te ryby można utopić. Pływają najczęściej przy dnie, a gdy w wodzie jest za mało tlenu, wypływają na powierzchnię, żeby zaczerpnąć tlenu. Zawszę mówię klientom, aby ich pilnowali, bo uciekną. Potrafią przepełzać nawet spory odcinek. Pojemnik z żywymi rybami zawsze trzeba czymś przykryć. W naturze sumy są wszystkożerne, ale ja przygotowuję im specjalną karmę, wykorzystuję między innymi soję. To ekologiczna mieszanka wysokiej jakości, bez chemicznych dodatków. Sumy nie lubią samotności. Dobrze się czują wówczas, gdy jest ich dużo na niewielkiej powierzchni - dodaje Ryszard.
A to już wielki atut dla hodowców. Niektórzy zrobili „sumiaria” z kurników, chlewików czy szklarni. Z forów internetowych dowiadujemy się, że baseny na sumy powstały nawet w piwnicach lub garażach. Ważne jest to, aby zapewnić rybom dużą wilgotność powietrza i stałą temperaturę, najlepiej około 25 stopni Celsjusza.
Depresja suma
Sum zdecydowanie wymaga ciepła. I to nie tylko tego atmosferycznego.
- Mąż wyjechał za granicę i przez jakiś czas go nie było. Próbowałam je karmić. Wrzucałam tę samą paszę, którą karmił ryby Ryszard. To dziwne, ale nie chciały jeść. Były jakieś markotne, smutne. Chyba po prostu przyzwyczaiły się do Ryszarda, tęskniły za nim. Żeby przekonać sumy do siebie, zakładałam nawet ubranie męża. Ale niewiele to pomogło. Dopiero gdy Ryszard wrócił, sumy zaczęły się zachowywać jak dawniej i normalnie jeść - twierdzi Katarzyna Łoncka.
Ryszard i Katarzyna hodują około 5 ton tych ryb. Przed sprzedażą sumy umieszczają na dwa dni w czystej wodzie na tak zwanym odpijaniu. W okolicach Bożego Narodzenia rozchodzą się one jak ciepłe bułeczki. Przyjeżdżają po nie właściciele restauracji i barów z całego regionu. Walory smakowe suma doceniają też klienci indywidualni. Niektórzy powtarzają, że na wigilijnym stole bardziej wolą suma niż karpia. Mięso przybysza z Afryki nie ma rybiego posmaku. Przypomina cielęcinę lub drób.
- Chętnych na sumy mamy przez cały rok, ale w okolicach świąt ten ruch jest dużo większy. Klienci przyrządzają je również na Wigilię - przyznaje Katarzyna.
Wachlarz możliwości kulinarnych, jeśli chodzi o suma, jest szeroki. Można z niego zrobić kiełbasę, kotlety podobne do schabowych, ale też tatar, zrazy czy flaczki.
- Sum rzeczywiście staje się coraz popularniejszy i kto wie, może pokonać królewskiego karpia. To ryba bardzo wartościowa. Jej atutem jest duża wydajność kulinarna i praktycznie brak ości. Mięso ma niską zawartość tłuszczu i dużą zawartość białka. Szczególnie smakuje w postaci wędzonej, mięso można też grillować, smażyć. Pamiętajmy, że wartości odżywcze mięsa będą zależeć od tego, czym te ryby były karmione i w jakich warunkach były hodowane. Jeśli żywione były niskiej jakości paszą, ich mięso będzie zawierać więcej tłuszczu i mniej białka - tłumaczy Dorota Woźniak, dietetyczka, blogerka kulinarna.
Sum afrykański, mimo różnych grzeszków, cieszy się jednak dużo lepszą reputacją niż azjatycka panga czy tilapia. Zaczyna się pojawiać w menu Polaków. Czy jednak jest w stanie zdetronizować króla?
- W życiu! Spójrzmy na mnie. Nie lubię karpia, moja żona też za nim nie przepada, ale zawsze stawiamy tę rybę na wigilijnym stole. Karp musi być i koniec. Gdyby go zabrakło, czulibyśmy jakiś brak. Uwielbiam owoce morza. Wprost ubóstwiam krewetki, ale potrawy z krewetek czy choćby z tego suma na wigilijnym stole to by była profanacja - śmieje się dr Tomasz Zarębski, kulturoznawca z UW.
Nie lubię karpia, moja żona też za nim nie przepada, ale zawsze stawiamy tę rybę na wigilijnym stole. Karp musi być i koniec. Gdyby go zabrakło, czulibyśmy jakiś brak
Andrzej Tomaszewski, pomorski hodowca karpi, pytany o sumy z Afryki, krzywi się: - Prawdziwy Polak, patriota, je karpia. Po co sięgać po ryby wywodzące się z obczyzny, z dalekiej Afryki, skoro nasze, polskie są wprost genialne - twierdzi.
Niektórzy kucharze widzą to jednak inaczej. Patriotyzm schodzi na dalszy plan, gdy z mięsa trzeba wyciągać ości.
- Trzeba to uczciwie powiedzieć, kucharze raczej wolą sumy. Jest bardziej praktyczny w obróbce i daje duże pole do popisu. Ale tradycja to rzecz święta. Dla mnie każda ryba jest dobra, o ile jest świeża i nie ma w sobie toksyn czy innego paskudztwa - mówi Szymon Gabryszewski, szef kuchni w jednej z trójmiejskich restauracji.
W Europie znajdują się już hodowle suma na masową skalę. Jakość mięsa tych ryb pozostawia jednak wiele do życzenia. Filety czy tuszki z takich sumich ferm trafiają też do polskich hipermarketów. Hodowcy nastawieni na zysk trzymają ryby w skandalicznych, niehumanitarnych warunkach.
- Sąd Najwyższy wydał orzeczenie mówiące, że sprzedaż żywych ryb w foliowych workach bez wody lub przechowywanie ich w ażurowych skrzynkach to znęcanie się nad zwierzętami, za co może grozić odpowiedzialność karna. Dbajmy o to, aby na naszym świątecznym stole nie znalazło się maltretowane zwierzę, obojętne, czy to jest sum, karp, czy jakaś inna ryba. To przecież żywe i czujące istoty, o czym często zapominamy. Lepiej dokładnie sprawdzić, gdzie i jak były hodowane - twierdzi adwokat Elżbieta Wilczycka, która specjalizuje się w tematyce ekologicznej.