Człowiek czy "odpad medyczny"? Najwyższa Izba Kontroli o dramatycznej sytuacji matek w szpitalach
Czasem latami utrzymujący się Zespół Stresu Pourazowego, stany depresyjne, nawet myśli samobójcze, które antydepresanty i środki przeciwlękowe mogą jedynie łagodzić. Nie ma radości z nowonarodzonego, a widok każdego obcego dziecka na ulicy może pogłębić traumę. Nie ma manifestacji macierzyńskiego spełnienia, jest chowanie się przed bliźnimi, w poczuciu własnej winy.
Marta nie mogła znieść szczebiotania szczęśliwych matek i kwilenia noworodków. Sama urodziła martwą córeczkę, a na sąsiednich szpitalnych łóżkach leżało samo szczęście, w rękach tuliło szczęście, w otoczeniu szczęśliwej rodziny. Do niej zajrzał mąż, w milczeniu potrzymali się za ręce, ciszę między nimi można było wypełnić tylko bólem. Żadne z nich tego nie chciało.
Podobne uczucia targały zapewne 69 matkami na Podkarpaciu, które w 2019 roku urodziły martwe dzieci (1561 w skali kraju). I 2538 podkarpackich matek, które tamtego roku poroniły (38181 w Polsce).
Najwyższa Izba Kontroli zbadała, na jaką pomoc mogą liczyć ze strony personelu medycznego szpitali, a to pierwsi ludzie, którzy stykają się z bólem matki. Wyniki kontroli były dla szpitali raczej miażdżące. Dla niektórych podkarpackich też.
Jak może pani płakać po stracie czegoś takiego?
Fundacja „Rodzić po ludzku” poinformowała NIK, że otrzymuje listy – skargi od pacjentek, które doświadczyły wyjątkowego braku empatii ze strony pracowników medycznych.
- Nikt mnie nie poinformował, jak powinnam postępować, nie zapytał, czy potrzebuję zwolnienie lekarskie, nie zaproponował pomocy psychologa – relacjonuje Krystyna po urodzeniu martwego dziecka. - Psychicznie czułam się fatalnie i tylko obecność męża, który przyszedł rano, dodawała mi sił.
Nie wszystkie refleksje szpitalne pacjentek specjalnej troski są tak krytyczne wobec zachowań personelu, ale z oddziałów ginekologicznych można wydobyć naprawdę wstrząsające. Przemęczone pielęgniarki nie mają ani czasu ani siły na empatię, toteż zdarza się, że pełna bólu i rozpaczy matka, która właśnie poroniła, usłyszy: „Są gorsze rzeczy, gorsze nieszczęścia”.
Jest też zestaw zwrotów, która mają stanowić niby-pocieszenie: „To tylko ciąża”, „To jeszcze nie było dziecko”, „Przecież ma już Pani jedno dziecko w domu”, „Jeszcze będziecie mieli dzieci”, „Lepiej tak niż miałoby być chore”, „Za jakiś czas Pani zapomni”.
Niektórym przedstawicielom służb medycznych wydaje się, że jeśli w emocjach matki odczłowieczy martwe dziecko, to pacjentka traumę zniesie lepiej. Padają więc i takie słowa: „‚To tylko 10 tydzień”, „To tylko resztki jaja płodowego”, „To jeszcze nie było dziecko”.
„Jedna z matek usłyszała od pielęgniarki: „Jak może Pani płakać po stracie czegoś takiego”? Innej do dziś brzmi w uszach: „Tego pani nikt nie pochowa”.
- Dzień po poronieniu podczas kontrolnego usg pani doktor ze szczerym zdziwieniem zapytała mnie, czy źle się czuję, bo taka jestem smutna – opowiada Anna. - W połowie zdania stwierdziła: „No, bo chyba nie chodzi o to poronienie, nie?".
- CZYTAJ TEŻ: Dramat poronienia, trauma po urodzeniu martwego dziecka. Czy podkarpackie szpitale potrafią pomóc matkom
Położna Ewa z oddziału ginekologicznego jednego z podkarpackich szpitali rejonowych tłumaczy, że u nich takie sytuacje się nie zdarzają.
- Może dlatego, że przypadków poronień i ciąż martwo urodzonych jest u nas niewiele, to każdy taki przypadek jest przez nas bardzo osobiście traktowany – tłumaczy. – Pewnie inaczej jest w szpitalach drugo – i trzecioreferencyjnych, w których pielęgniarka ma pod opieką dwadzieścia pacjentek i już nie ma ani czasu ani siły na dzielenie uczuć z taką „specjalną” pacjentką. A stworzono taki system, że od pacjentów i tak ważniejsze jest wypełnianie papierów, człowiek ma drugorzędne znaczenie – tłumaczy brak empatii personelu.
Owszem – zauważa w raporcie NIK – także personel zauważa potrzebę szkoleń w zakresie komunikacji z takimi specjalnymi pacjentkami, ale jeśli się takie szkolenia zdarzają, to zwykle na zasadzie pisemnych instrukcji. W nielicznych kontrolowanych psychologowie prowadzili z personelem warsztaty.
Zresztą gwarantowana przez prawo dostępność „pacjentek specjalnej troski” do pomocy psychologicznej po poronieniu w większości szpitali jest albo trudna, albo wręcz iluzoryczna. A jeszcze trudniejsza dla personelu medycznego, dla którego każda poroniona ciąża i każda ciąża martwa, to porażka zawodowa i stres. Wynikający także z kontaktu z matką kompletnie rozchwianą emocjonalnie. A te reagują albo zupełnym zamknięciem emocjonalnym, albo zalewają otoczenie swoją rozpaczą, albo bywają nawet agresywne. I jej i lekarzowi i pielęgniarce przydałby się w takiej sytuacji psycholog. Tylko nie zawsze jest „pod ręką”.
I jeszcze: jak żyć po poronieniu? Gdzie szukać pomocy psychologicznej? Tylko w nielicznych szpitalach pacjentki otrzymują takie informacje. W jednym z krośnieńskich kilkunastu pacjentkom po tzw. niepowodzeniach położniczych wydano przy wypisie informatory. A w nich mogły wyczytać, jak karmić dziecko piersią i jaką przy tym stosować dietę.
„Brak stałej opieki psychologicznej był najczęściej wskazywanym problemem przez konsultantów wojewódzkich w dziedzinie położnictwa i ginekologii" – zauważa się w raporcie NIK.
Potwierdza konsultant wojewódzki dla województwa podkarpackiego: „Głównym problemem, zarówno z punktu widzenia pacjentek, jak też personelu medycznego, jest brak stałej opieki psychologicznej na oddziałach położniczo-ginekologicznych, zwłaszcza trzeciego stopnia referencyjności w opiece perinatalnej”.
Podobne refleksje mają konsultanci w innych województwach.
Poronić po ludzku
Na jednej szpitalnej sali kobieta, która właśnie poroniła albo której wyjęto z macicy martwe dziecko, obok szczęśliwe matki, karmiące piersią swoje noworodki. Według najnowszych standardów, to nie powinno się zdarzać, a jednak gdzieniegdzie wciąż się zdarza. Raport NIK mówi o pięciu szpitalach na kilkadziesiąt skontrolowanych. A w jednym takie pacjentki były hospitalizowane na korytarzu oddziału.
- U nas pacjentki po poronieniach leżą w osobne sali, ale i tak słyszą z niej dźwięki aparatury, monitorującej akcję serca zdrowych noworodków innych matek – opowiada Ewa. – Z sąsiedniej sali, od której są odgrodzone, ale jednak słyszą. Można się tylko domyślać, co czują.
Raport NIK wspomina nie tylko o takich przypadkach braku intymności w bólu poronienia. W szpitalu w Krośnie fotel ginekologiczny ustawiono w gabinecie lekarskim fortem do drzwi wejściowych. A przy braku informacji na zewnątrz, że trwają badania, każdy, kto otworzył znienacka drzwi, mógł być świadkiem diagnozowania pacjentki. Krośnieński przypadek nie był jedynym takim wśród prawie 40 kontrolowanych szpitali.
„Wieczne odpoczywanie” to też problem
Niektóre chcą po raz pierwszy i ostatni przytulić swoje martwe dziecko, większość nie ma co tulić, kiedy poronienie następuje po kilku tygodniach ciąży. Niektóre chcą pochować nawet takie maleństwa, inne po poronieniu nie chcą nawet pamiętać, że były w tej ciąży. Każda jednak ma swoje prawa. Prawo do pochówku nienarodzonego dziecka też. I nie każdej dane jest z tego prawa skorzystać.
„W żadnym ze skontrolowanych szpitali nie było osobnego pomieszczenia, przeznaczonego do pożegnań ze zmarłym dzieckiem” – stwierdza raport NIK. Choć – przyznaje jednocześnie, że rodzinie stwarza się takie warunki, jeśli sobie tego zażyczy. I alarmuje, że co czwarta pacjenta w ogóle nie jest przez personel szpitalny informowana, że ma taką możliwość.
Bywa, że rodzice chcą mieć po tym nienarodzonym jakąś pamiątkę, w niektórych szpitalach przekazuje się im kopie zdjęć z badania USG, opaskę, którą oznaczano dziecko lub kosmyk włosów. Jednak to raczej przejaw empatii, niż obowiązek personelu, więc to najczęściej wolontariusze organizacji pozarządowych zajmują się już takimi pozamedycznymi „usługami” dla pogrążonych w bólu rodziców.
A gdyby chcieć pochować to swoje wytęsknione, a nieurodzone, bo poronione?
- Czasem rodzice nadają dziecku imię w chwili, kiedy dowiadują się o ciąży, traktują już, jak członka rodzinny, kupują wyprawkę – opowiada położna Ewa. – Informują swoje dzieci, że będą miały braciszka albo siostrzyczką, informują rodziną i znajomych. A kiedy jednak dochodzi do tragedii, to jest potrzeba pochowania. Jak członka rodziny.
Niektóre szpitale same organizują pochówki dzieci nienarodzonych. Tych, które przez rodziców nie zostały odebrane. Częściej wyręczają je w tym fundacje i parafie. Jeśli rodzice decydują się odebrać swoje nienarodzone dziecko, szpital pozbywa się kłopotu. Jeśli jednak nie – kłopoty się pojawiają.
Teoretycznie placówka może przekazać ciało dziecka do badać naukowych, w praktyce – różnie bywa. Nie tak znowu rzadka procedura dostała sformułowana dobitnie przez szpital w Radziejowie: „W przypadku pozostawienia martwego płodu w szpitalu obowiązuje procedura postępowania z odpadami medycznym”. Takie podejście szpitali odzwierciedla się też w dokumentacji medycznej: nienarodzony znaczy nieczłowiek, więc martwo urodzonym dzieciom nawet nie wystawiano kart zgonu.
NIK zauważyła jeszcze inne nieprawidłowości:
W Szpitalu Specjalistycznym w Mielcu stwierdzono sześć przypadków braku kart martwego urodzenia, dziewięć przypadków braku kart zgonu oraz dwa przypadki braku kart skierowania do pracowni patomorfologicznej.
W WSP w Krośnie nie prowadzono ewidencji ciał dzieci martwo urodzonych, która według obowiązującej procedury powinna zawierać podpisy potwierdzające odbiór ciała dziecka przez matkę z Traktu Sekcyjnego. Ewidencja ciał dzieci martwo urodzonych przekazanych do pochówku gminie Krosno była prowadzona nierzetelnie. W ewidencji nie zawarto wszystkich danych wynikających ze wzoru stanowiącego załącznik do procedury, w tym np. daty przyjęcia ciała do Traktu Sekcyjnego, daty wydania ciała dziecka do pochówku lub informacje były nieczytelne odnośnie np. podpisu osoby odbierającej ciało dziecka. Liczba ciał dzieci przekazanych do pochówku przez gminę Krosno wykazana w ewidencji nie odpowiadała liczbie wynikającej z zestawień sporządzonych w związku z organizowanym corocznie pochówkiem. W ewidencji nie było danych dotyczących 25 ciał dzieci ujętych w listach do pochówku.
W ZPZZOZ w Nisku w wciągu latach zarejestrowano w dokumentacji zaledwie 24 przypadki spośród 331 tzw. niepowodzeń położniczych.
W jednej z kieleckich placówek nie od wszystkich pacjentek pobrano oświadczenie, co należy zrobić z ciałem ich dzieci, toteż 12 z nich na miesiące a nawet lata utknęło w prosektoryjnych lodówkach.
- Zdecydowana większość matek w pierwszym momencie po poronieniu deklaruje odbiór ciała, chęć pochówku, po czym wiele z nich z tej decyzji się wycofuje – opowiada Ewa.
Z lektury raportu Najwyższej Izby Kontroli wypływa smutna konkluzja, że nasz system znacznie więcej uwagi poświęca dzieciom nienarodzonym niż martwo urodzonym. Te zwykł traktować, jako „odpad medyczny”.