Jestem już w tym wieku, że młodzi ludzie rzadko podnoszą mnie na duchu. Bo albo im zazdroszczę świetnej sylwetki, której nie musieli pracowicie wybiegać, albo świetnego angielskiego. A czasem zwyczajnie mnie drażnią, podejściem do życia tak luźnym, że mnie na podobne nie stać.
A w czwartek mnie podnieśli. Widziałem ich pewnie dwa razy w życiu - pierwszy i ostatni - na Koncercie Uwielbienia w Opolu. Przyjechali z dwójką dzieci z Rydułtów niedaleko Rybnika. Zapytałem ich, za co będą na koncercie Boga wielbić. Powiedzieli, że za to, co mają, i za to, gdzie na co dzień żyją.
To nie jest tak, że młodych nie dotyka rów społecznego podziału, ale oni jakoś łatwiej niż moje pokolenie biorą go w nawias
Pozazdrościłem im silnej wiary, a przynajmniej optymizmu, bo ja bym chyba za mieszkanie w Rydułtowach, które nawet na Wikipedii reklamują się zdjęciem hałdy, dziękować nie umiał. Ale ucieszyli mnie bardzo, bo zobaczyłem w nich siebie z dość już dawno minionej młodości. Wtedy się mówiło, że wszyscy jadą. Jechało się do RFN, czyli Richtig Fajnych Niymiec. Uznaliśmy wtedy z żoną, że nie chcemy być jak wszyscy. Zostajemy.
Przez całe lata byłem przekonany, że wybraliśmy dobrze. Wątpliwości naszły mnie ostatnio. (Poniewczasie, bo na emigrację za późno). Bo trudno żyć w społeczeństwie podzielonym ostrzej niż w PRL-u (wtedy też byli oni i my, ale oni stanowili, przynajmniej liczbowo, margines). Dziś przestrzeń podziału biegnie niemal przez środek społeczeństwa. I obie strony nie biorą jeńców. Często jest się zmuszonym deklarować: jesteś z nimi czy z nami? I nie daj Boże mieć wątpliwości, próbować dzielić włos na czworo. Bo wtedy łatwo oberwać z obu stron.
A młodzi? Na błoniach pod opolskim kościołem (nomen omen) Przemienienia przeprowadziłem kilkanaście rozmów. Słyszałem o pracy, o miłości, o modlitwie, o dzieciach (jak fantastyczny kontakt z dziećmi mają młodzi ojcowie i pomyśleć, że jeszcze pokolenie moich dziadków nie dotykało wózka) i ani słowa o polityce, brzydkim Kaczorze i nie ładniejszym Donaldzie.
Nie jestem tak naiwny, by sądzić, że ich rów totalnego podziału społecznego nie dotyka. Ale miałem wrażenie, że lepiej niż moje pokolenie potrafią brać go w nawias. Może dlatego, że mniej oglądają telewizji? Gdyby na koncert przyszli politycy i z ludźmi pogadali o tym, co naprawdę ważne, dużo by się nauczyli. Obawiam się, że w takie miejsca nie chodzą. Oni wiedzą lepiej.