Czasem ksiądz musi przejechać 400 km, żeby odprawić mszę
Jak się żyje i pracuje na misji w kraju, w którym 30 procent społeczeństwa to osoby niewierzące, a ksiądz musi czasem pokonać 400 km, żeby odprawić mszę dla kilku osób? Wie to najlepiej ojciec Daniel Szewc, który od 13 lat pracuje w Australii, a był także na placówce w naszym regionie.
- Choć rodzina i przyjaciele nie byli zaskoczeni moim powołaniem kapłańskim, to jednak, kiedy oznajmiłem im, że wstępuję do nowicjatu Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w Świętym Krzyżu, drapali się po głowach ze zdziwienia - mówi z uśmiechem ojciec Daniel Szewc. - Ja do teraz nie mogę uwierzyć w to, że taki domator jak ja odważył się na tak drastyczny krok. Dziwili się też temu moi współbracia w klasztorze, którzy dobrze poznali moje domatorskie usposobienie. Niektórzy nawet przewidywali, że uschnę z tęsknoty za Polską i wrócę wcześniej niż przewidywany urlop za dwa lata. Od tamtego czasu upłynęło już 13 lat i dzisiaj czuję się jak w domu zarówno w Polsce, jak i w Australii, choć tak naprawdę nie było mi dane zapuścić korzeni w jednym miejscu.
Australia to wielka tajemnica
Po przyjeździe do Australii ojciec Daniel Szewc trafił do Melbourne.
Ojciec Daniel Szewc ze Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej od 13 lat pracuje w Australii
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień