Czasami padają i wulgarne słowa, gdy trzeba kogoś postawić na nogi
Mówią o nim, że to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Budzi respekt i zaufanie. Pomógł już dziesiątkom bezdomnych. Tadeusz Kurkowski ma 63 lata i od ponad ośmiu lat kieruje Noclegownią i Ogrzewalnią Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Łomży.
Minus 15-16 stopni. Taki mróz trzymał w Podlaskiem przez ostatni tydzień. Wyjątkowo mroźny weekend, kiedy to temperatura spadła do -20 stopni Celsjusza, dokuczył wszystkim. Zamykaliśmy się w domach i wychodziliśmy tylko na chwilę, do sklepu czy kościoła. I zapewne rzadko myśleliśmy o tych, którzy swojego domu nie mają. Jednak nie Tadeusz Kurkowski z Łomży. Trudno się oprzeć wrażeniu, że on bezdomnych nosi w sercu.
Rodziny mają dość pijących
Kurkowski od ośmiu lat szefuje łomżyńskiej ogrzewalni i noclegowni, działającej przy Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej. Wcześniej przez dwa lata pracował w caritasie, również w noclegowni. I - jak sam mówi - w pracy widział już nie jedno. Czasami aż żal ściskał za serce.
- To nie jest praca dla każdego - zastrzega. - No proszę tylko spojrzeć na mnie! - Kurkowski wskazuje swoje zabrudzone kalosze. - Tu, w noclegowni, to swoje prywatne ubrania ubrania zakładam jak wychodzę do domu, bo tu trzeba robić, pomagać tym ludziom i ciągle coś sprzątać.
W rekordowo zimny, sobotni poranek w łomżyńskiej noclegowni obudziło się 9 osób. Wszyscy trzeźwi, bo taki jest warunek korzystania z tego ciepłego miejsca.
- Ale trzeźwość tych ludzi jest dla nich pewnego rodzaju wyczynem, bo większość bezdomnych ma problem z alkoholem - podkreśla Kurkowski. - I, niestety, właśnie ten alkohol jest główną przyczyną bezdomności. Kiedy przychodzą, dużo rozmawiamy. Ale można im mówić, tłumaczyć, a do nich i tak nie dociera... Na naszym rynku alkohol jest łatwo dostępny, bo jest tani. A oni i tak kupują denaturat za dwa złote. Albo i inne sprowadzane z Białorusi butle po 7,5 zł. Przecież to nawet nie alkohol, a sama chemia - podkreśla Kurkowski z przejęciem.
Widać, że los tych ludzi nie jest mu obojętny. - Rodziny mają dosyć trzymania pijących pod jednym dachem - kwituje. - I nawet im się nie dziwię. A przecież wśród bezdomnych są i tacy, którzy oprócz problemów alkoholowych mają też inne - wiele różnych chorób. Oni w ogóle nie mają zdrowia! Tu wiele zawiłych historii życia można usłyszeć. My nie oceniamy, a staramy się pomóc. Każdemu!
Ot, chociażby podczas minionego weekendu do łomżyńskiej ogrzewalni przyszedł starszy mężczyzna z miejscowości Dobry Las w gm. Zbójna. Pokłócił się z rodziną. Nie miał pieniędzy na powrót.
- Zapukał i pyta, czy może jedną noc przenocować - mówi kierownik. - Oczywiście nie robiliśmy problemu. Może jedną, może i więcej. Nie prowadzimy rejonizacji. To taki sam człowiek i jeśli potrzebuje pomocy, u nas ją znajdzie. Przenocował i poszedł.
Miniony tydzień w noclegowni upłynął spokojnie. - Aby tu nocować, trzeba być trzeźwym, więc jest grzecznie - tłumaczy Kurkowski. - Ale kiedyś bywało różnie. Zwłaszcza w ogrzewalni, gdzie warunku bycia trzeźwym nie ma. Tam to i się nie raz bili, za ubrania ciągali. Czasami nawet trzeba było wzywać pogotowie... Rozmowa z takim człowiekiem, pod wpływem alkoholu albo innych używek jest bardzo ciężka. Oni mają swoje nawyki. Prawie 60 procent osób, które trafiły do naszej ogrzewalni, co najmniej raz w życiu siedziało w zakładach karnych.
Jeden z „klientów“ łomżyńskiej ogrzewalni - rekordzista - w zakładzie karnym był 12 razy. - No i jeśli resocjalizacja nie pomaga, to my tym bardziej - Kurkowski rozkłada ręce. - Ale robimy, co możemy. Czasami trzeba głośniej huknąć i bywa, że padają wulgarne słowa, ale przecież nie mogę pozwolić, by mi weszli na głowę.
Na wigilii najedli się do syta
Idea połączenia noclegowni i ogrzewalni w jednym miejscu to pomysł Kurkowskiego. Wcześniej te placówki znajdowały się w różnych, odległych od siebie częściach miasta. A prowadzona przez caritas noclegownia przez długi czas miała problemy ze znalezieniem kierownika. - Przychodziły młode osoby i nie wytrzymywały tempa i tego, co tu widziały - tłumaczy Kurkowski. - Brakowało im cierpliwości. W krótkim czasie zmieniło się czterech kierowników. Potem przez cztery czy pięć miesięcy wakat był pusty, bo brakowało chętnych. I w końcu mi zaproponowano to stanowisko.
Kurkowski połączył noclegownię i ogrzewalnię, zmniejszając tym samym liczbę pracowników, i w ogóle zrezygnował ze sprzątaczek. Wiele rzeczy wykonuje sam, przy pomocy personelu. Dziś z dumą oprowadza po obiekcie i pokazuje najnowsze inwestycje: - Odremontowaliśmy przedpokój w budynku z magazynem pościeli i środków czystości. Mamy czystą, ładną łazienkę z kabiną prysznicową. I duży pokój - wylicza i otwiera drzwi do dużego, 27-metrowy pokoju. Na środku stoi stół i cztery krzesła.
- Miejsca mamy sporo i jeśli będzie trzeba, to dostawimy tutaj kilka piętrowych łóżek - zapewnia. - Dzięki temu jeszcze z dziewięć kolejnych osób znalazłoby tutaj miejsce do spania.
W tym roku zorganizował bezdomnym wigilię. - Udało nam się pozyskać sponsora - tłumaczy z dumą. - Bezdomni mieli naprawdę dużo jedzenia. Mogli się najeść do syta!
Kierownik przyznaje, że praca z bezdomnymi wymaga ogromnego zaangażowania.
- Trzeba ją lubić, inaczej się nie da - mówi. - Jest trudna, ale jaka to radość, kiedy ktoś wyjdzie od nas na swoje!
Rozpoczęli nowe życie
W ubiegłym roku udało się to aż dziewięciu bezdomnym, korzystającym z łomżyńskiej noclegowni. - Jedna osoba znalazła pracę, druga - dostała mieszkanie, a cztery kolejne - otrzymały stałe zasiłki i mieszkają na tanich stancjach.
Kurkowski najbardziej lubi wspominać właśnie te historie, które zakończyły się szczęśliwie: - Pamiętam, jak w 2015 roku matka przywiozła nam syna - pana Andrzeja, który poruszał się o dwóch kulach. Był brudny, a nawet gorzej niż brudny... Jak górnik wyglądał! I bardzo zrezygnowany, odizolowany od całego społeczeństwa, od świata. Głównym jego problemem był alkohol. Przez to układy z byłą żoną i dziećmi się popsuły. Miał problemy z prawem. Sytuacja wymagała współpracy z kuratorem, dostał nawet obrożę na nogę. Spędził u nas rok. Pomogliśmy mu, a on chciał współpracować, zmienił się i zaczął życie od nowa. Jego matka bacznie obserwowała poczynania syna. Przeszedł terapię, nawiązał relacje zarówno z dziećmi, jak i byłą żoną. W ubiegłym roku przyjechała po niego mama i zabrała go, dziękując nam prawie ze łzami w oczach.
Kurkowski podkreśla, że aby człowiek mógł wyjść z bezdomności, niezbędna jest pomoc. Sam nie jest w stanie tego zrobić. I w łomżyńskiej noclegowni tę pomoc otrzymuje. - Współpracujemy z MOPSem, korzystamy z wywiadu środowiskowego, nawiązujemy kontakt z rodziną. Pomagamy w sprawach urzędowych, bo większość osób, które do nas trafiają, nie ma nawet dowodu osobistego! Jeśli ktoś ma problemy zdrowotne, kierujemy do lekarzy, a później na komisje, które orzekają stopień niepełnosprawności. Wówczas taka osoba otrzymuje 600 zł zasiłku, a to już zabezpieczenie podstawowej egzystencji. Współpracujemy też z pracodawcami, mamy kontakt z osobami wynajmującymi tanie stancje - wylicza Kurkowski. I dodaje, że samodzielnego życia bezdomni zaczynają się uczyć już w momencie, gdy trafią do noclegowni. - Staramy się dać im namiastkę normalnego życia. Pokazujemy, jak się po sobie sprząta, dba o czystość, ustalamy harmonogram. Panowie chodzą też sprzątać przy sklepie piekarniczym i dostają za to ciepłe pieczywo- tłumaczy Kurkowski. - Uczymy ich obowiązkowości, bo życie składa się z obowiązków.