Czad i sadze. To wielkie niebezpieczeństwo we własnym domu
Rozmowa z młodszym brygadierem Michałem Ślusarczykiem
Straż Pożarna prowadzi akcję informacyjną „Czad i Ogień - obudź czujność”. Naprawdę trzeba ludzi edukować?
Tak. Zima to czas, kiedy do groźnych sytuacji dochodzi w domach, czyli miejscach, gdzie czujemy się najbezpieczniejsi.
Co nam grozi?
Przede wszystkim zatrucie czadem, czyli tlenkiem węgla. Powstaje na skutek niepełnego spalania gazu. W przypadku niesprawnego piecyka czy nieszczelnej instalacji może przedostać się do pomieszczenia. Nie ma zapachu ani koloru, dlatego nazywa się go cichym zabójcą. Zaczadzenie prowadzi do śmierci.
Można kupić czujnik.
Na szczęście nasze apele odnoszą skutek i coraz więcej osób kupuje czujniki. To stosunkowo niewielki wydatek, a może uratować życie.
Macie dużo akcji związanych z czadem?
W porównaniu z tym, co sie dzieje w całej Polsce, nie. Choć tej zimy odnotowaliśmy niewielki wzrost. Co ciekawe, jesteśmy wzywani, bo czujniki zaczynają alarmować domowników. Najczęściej okazuje się, że zwyczajnie wyczerpuje się bateria w urządzeniu i stąd sygnał. Pamiętajmy, żeby je regularnie wymieniać.
Kolejny zimowy problem to pożary sadzy w kominach. Jak do nich dochodzi?
Z dwóch powodów. Pierwszy to niska jakość opału, druga to „żyłowanie” pieców na paliwa stałe przez użytkowników. Często żeby zaoszczędzić, ludzie ustawiają niższą temperaturę grzania, niż zaleca producent. Nawet poniżej 50 stopni Celsjusza. W efekcie sadza się nie wypala, tylko zalega w przewodzie kominowym. W końcu może się zapalić - a jeśli przewody nie są szczelne, może zapalić się więźba dachowa a nawet spłonąć cały dom.