Cuda zrodzone z gwoździa
Przeczuwałam to od dłuższego czasu, ale teraz mam pewność, że na festiwale wszelkiego rodzaju, nie tylko teatralne, trzeba wyjeżdżać poza własne miasto, gdzie nie ma się nic do roboty oprócz uczestniczenia w kolejnych wydarzeniach. No bo jak pogodzić codzienne obowiązki z dwoma przedstawieniami dziennie? Jak poradzić sobie z czasem, którego już nie wystarcza na sen, czy z emocjami, których przybywa po każdym pokazie?
Tym bardziej, że w tym roku organizatorzy Festiwalu Materia Prima nas nie oszczędzali. Przygotowali przemyślany program, który odsłaniał pierwotną materię teatru, ukazując jej różnorodne oblicza, bogactwo formy, poczynając od teatru tańca, a na sztuce cyrkowej i lalkowych przedstawieniach kończąc. Dla mnie odkryciem był już pierwszy francuski spektakl pt. „Pixel” w choreografii Mourada Merzouki, w którym niebywale sprawni tancerze wdzierali się w świat abstrakcyjnych projekcji stanowiących tło imitujące np. śnieg, to znowu zagarniających całą scenę i sprawiających, że falowała ona białymi znakami niczym ocean. Wyrafinowane przedstawienie stało na przeciwległym biegunie do kolejnego wydarzenia, czyli tradycyjnych lalek wietnamskich, animowanych w wodzie, które musiały zauroczyć każdego. We mnie wzbudziły natychmiastową chęć wyjazdu do Azji i zobaczenia ich w naturalnym entourage, czyli na polu ryżowym.
Mogłabym jeszcze wymieniać kolejne przedstawienia, które wzbudziły mój zachwyt, ale skupię się tylko na jednym, najskromniejszym, a jednak dla mnie najważniejszym spektaklu festiwalu. Grupa TAMTAM objektentheater przywiozła do Groteski „Herosów z żelaza i innych”, pozorny drobiazg sceniczny, o którym trudno będzie mi jednak zapomnieć. Dwójka aktorów w swoim warsztacie zmienia biedne, niepotrzebne szpargały, śmieci, drewienka, gwoździe, śrubki i nie wiadomo co tam jeszcze w ożywione istoty. Kawałek drutu przeistacza się tu w wielbłąda, a stara gazeta w ptaka, który za chwilę dziobnie innego stwora.
Aktorzy animują przedmioty, a ich obraz przekazywany jest za pomocą kamery na ekran. Widzowie obserwują go jak zaczarowani, dając swojej wyobraźni wolność, którą być może utracili jeszcze w dzieciństwie, gdy z kłębka nitki stwarzali całe światy. Nie była to jednak tylko wyabstrahowana gra imaginacji. Holenderscy aktorzy za pomocą skromnych środków opowiedzieli niejedną wzruszającą historię, w tym tę najpiękniejszą o miłości zrodzonej ze zwykłej, niebieskiej folii.
Dla takich przeżyć warto było poświecić czas i siły, o których regenerację po teatralnym maratonie muszę teraz zadbać. Ale już nie mogę doczekać się kolejnej edycji festiwalu. Niestety, będę mogła polecić go dopiero za dwa lata.a ą