Naukowcy nie mają wątpliwości: susze będą nawiedzać nas coraz częściej, na Ziemi ubywa i będzie ubywać wody, także tej pitnej. Tylko od nas zależy, jak i czy w ogóle poradzimy sobie z tym problemem, jak przeciwdziałać hydrologicznej katastrofie
Jest ciepło, sucho. I nie będzie lepiej. To lato, przynajmniej tak mówią prognozy, nie będzie się różniło od zeszłorocznego. Dużo słońca, wysokie temperatury, mało opadów. A jeśli już, to gwałtownych, kiepsko wsiąkających w wyschniętą glebę. Kilka dni temu Światowa Organizacja Meteorologiczna (WMO) we współpracy ze specjalistami z europejskiego programu Copernicus Atmosphere Monitoring Service w ECMWF opublikowała raport, z którego wynika, że Europa jest obecnie najszybciej ogrzewającym się kontynentem na świecie.
- Obserwowane zmiany wzrostów temperatury zaczęły się pojawiać w Europie i na świecie w latach 80. Po tym okresie zauważono spore ocieplenie. W XXI wieku ten wzrost temperatury jest jeszcze większy i coraz bardziej się nasila, zdaniem niektórych wymyka się to nam spod kontroli - mówił nam w wywiadzie dr Rafał Maszewski, klimatolog. - Na pewno rewolucja przemysłowa rozpoczęła tę dużą emisję dwutlenku węgla, później metanu. Chociaż trzeba powiedzieć, że pogoda reaguje z opóźnieniem na ten poziom dwutlenku węgla w atmosferze, ponieważ mamy oceany, które nagrzewają się dłużej. Oceany więc, które zajmują dużo powierzchni, łagodzą ten wzrost temperatury. Ale też do końca nie wiemy, co będzie, jakie reakcje nastąpią, bo nie wszystkie interakcje w pogodzie są dobrze zbadane czy odkryte i jeszcze może nas coś zaskoczyć - dodał.
Według ekspertów od lat 80. XX wieku Europa ogrzewa się dwa razy mocniej niż wynosi światowa średnia. W 2022 roku nasz kontynent był o 2,3 st. Celsjusza cieplejszy niż pod koniec XIX wieku. Naukowcy zwracają uwagę, że w 2022 roku średnia roczna temperatura w Europie była druga lub czwarta w historii (w zależności od sposobu obliczania i danych wyjściowych). Zaś lato 2022 roku - najgorętsze od czasu prowadzenia pomiarów. Również wody wokół Europy nie były nigdy wcześniej tak ciepłe jak teraz. Źle przedstawia się sytuacja lodowców. Od 1997 do 2022 roku stopiło się na Starym Kontynencie łącznie 880 km sześciennych lodu, rzecz bez precedensu! W Alpach jego grubość zmniejszyła się średnio o 34 metry.
Stanisław, lat 62, rolnik z woj. świętokrzyskiego. Ma niewielkie gospodarstwo, ale sieje zboże, więc także je zbiera. Nie ukrywa, że wysokie temperatury coraz bardziej dają im się we znaki. I nie chodzi już tylko o coraz mniejsze plony, bo zboża jare, buraki i ziemniaki z powodu upałów zaczynają zasychać na polach.
- Kiedyś, owszem, było lato, więc było ciepło, ale nie tak gorąco jak dzisiaj - wzdycha mężczyzna. Kiedy przychodzi upał, chowa się w domu, a konkretnie w piwnicy, która jest normalnym pomieszczeniem mieszkalnym. Ma nawet malutkie okienko. Tu jest najchłodniej.
- Często nie ma wyjścia, trzeba iść w taki dzień w pole, ale wtedy wychodzimy do pracy o godz. 5 rano, a czasami nawet wcześniej. Bierzemy ze sobą dużo wody, ubieramy koszule z długimi rękawami, schodzimy z pola przed godz. 11 - opowiada.
Jeśli jest ekstremalnie ciepło, przyprowadza przed południem z pola krowy, dogląda pozostałych zwierząt, pilnuje, żeby wiadra były pełne wody, żeby miały co pić. Maria, jego żona, co wieczór podlewa ogródki, a przynajmniej te rośliny, które bez wody natychmiast zwiędną. Przed domem siadają dopiero kiedy słońce schowa się za pobliski las.
- Oczywiście, że takie temperatury mają wpływ na ceny żywności. Zawsze, kiedy latem mamy upały, zbiory są mniejsze, a więc i ceny wyższe - tłumaczy Stanisław. I dodaje, że jest źle, a oni coraz częściej, ostatnio właściwie co roku modlą się w kościele o deszcz, bo dzisiaj w Polsce susza może rozpocząć się już w czerwcu i trwać nawet do września.
Stanisław ma rację. Wysokie temperatury nie pozostają bez wpływu na światową gospodarkę. Sprzedaż niektórych towarów rośnie: oprócz piwa, także tego bezalkoholowego czy w wersji light, świetnie sprzedają się owoce, warzywa, lody czy wszelkiego rodzaju woda. Tyle tylko, że są one coraz droższe.
Według raportu pt. „Indeks cen w sklepach detalicznych”, autorstwa UCE Research i uczelni WSB Merito, w maju bieżącego roku warzywa zdrożały średnio o 39,9 proc. rok do roku. I zostały liderem, czyli towarem, który zdrożał najbardziej wśród siedemnastu najczęściej kupowanych przez konsumentów kategorii produktów.
- Wzrosty cen warzyw w Polsce są konsekwencją mniejszej podaży, a także są ściśle powiązane z ubiegłorocznym spadkiem produkcji w UE, który był na poziomie ok. 10 procent rok do roku. Spowodowane to było suszami i niekorzystną sytuacją hydrologiczną, która wciąż zresztą się utrzymuje. Obecnie te warunki w Polsce dalej się pogarszają. Warto też dodać, że warzywa są bardzo wrażliwe na czynniki klimatyczne i ze względu na swoją masę potrzebują sporych ilości wody. Szczególnie mówimy tutaj o ogórkach, cebuli, sałacie, kalafiorze i brokułach. Jeżeli powyższy stan potrwa dłużej, a wszystko na to wskazuje, to warzywa w sklepach jeszcze podrożeją - może i nawet znacznie powyżej poziomu zanotowanego w maju. Podobną sytuację przeżywały już inne kraje europejskie - przypomina dr Krzysztof Łuczak, wieloletni ekspert rynku retailowego i zewnętrzny konsultant merytoryczny ww. indeksu.
Autorzy analizy ostrzegają, że w sklepach może zabraknąć niektórych warzyw, bo w samej UE spada ich produkcja. Sytuację pogarszają, wspomniana już, pogłębiająca się susza i niekorzystne warunki hydrologiczne.
Temperatury rosną bowiem wszędzie, a ilość opadów w szerszej, nie lokalnej skali, zasadniczo nie wzrasta. W efekcie spada wilgotność powietrza. Wszystko to powoduje szybsze parowanie roślin, wód powierzchniowych - jezior i rzek, szybsze parowanie samej ziemi i tak coraz uboższej w wodę.
Wysuszona gleba nie jest w stanie przyjmować i magazynować nagłych i intensywnych opadów deszczu, bo te zdarzają się dzisiaj częściej, zabetonowanie miast też nie pomaga. Podczas letnich ulew woda częściej gwałtownie wzbiera, bo po prostu nie wchłania się w mniej chłonną powierzchnię ziemi.
- Dzisiaj coraz mniej mamy opadów ciągłych, o co najwyżej umiarkowanej intensywności, na rzecz właśnie tych gwałtownych, intensywnych. To już jest fakt. Gwałtowne opady są niekorzystne pod tym względem, że ziemia jest sucha, a woda po takim opadzie spływa i niewiele jej jest gromadzone w zlewni - istnieje wówczas możliwość wystąpienia tzw. powodzi błyskawicznych - mówił nam dr Rafał Maszewski.
Pogarsza się więc tak zwana retencja wody, a więc zdolności powierzchni ziemi do okresowego jej zatrzymywania. Źródła rządowe podają, że średni poziom retencji w zbiornikach retencyjnych w Europie to 20 procent. W Polsce zatrzymywanych jest jedynie 6,5 procent wód odpływowych - reszta spływa do Bałtyku. Efekt? W okresie od 11 kwietnia do 10 czerwca tego roku w aż czternastu województwach stwierdzono niedobór wody, tak zwaną suszę rolniczą. Największy problem mają regiony Pomorza, Mazur oraz Kujaw. Susza rolnicza definiowana jest jako okres, w którym wilgotność gleby jest niedostateczna do zaspokojenia potrzeb roślin w profilu glebowym i prowadzenia normalnej gospodarki w rolnictwie.
Zaczyna brakować wody w kranach. Może dlatego kolejne gminy wprowadzają zakazy napełniania basenów, mycia samochodów i podlewania zieleni wodą z sieci wodociągowych.
- Na terenie gminy Brześć Kujawski wprowadza się zakaz podlewania ogrodów przydomowych, działkowych, terenów zielonych oraz napełniania basenów. Zakaz obowiązuje do 31 sierpnia 2023 r. w godzinach 18- 22 - mówi Tomasz Chymkowski, burmistrz Brześcia Kujawskiego.
Również w Kowalewie Pomorskim wprowadzono ograniczenia zużycia wody w godzinach 18-22. Dotyczą one podlewania trawników i ogródków, a także mycia samochodów.
- Zbyt duże zużycie wody powoduje obniżenie ciśnienia w sieci, które może doprowadzić do przerw w dostawie wody. Za utrudnienia przepraszamy i prosimy o zrozumienie powyższej sytuacji - tłumaczy Lidia Jankowska, prezes Zakładu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Kowalewie Pomorskim.
Część gmin jak co roku apeluje do swoich mieszkańców, aby w okresie lata oszczędzali wodę. W latach 2021-2022 trzysta sześćdziesiąt samorządów prosiło o to mieszkańców. Gminy mogą jednak podjąć działania radykalne i częściowo zakazać jej wykorzystywania. Na razie zdecydował się na to Supraśl. Wspomniana liczba trzystu sześćdziesięciu samorządów to głównie małe gminy wiejskie i miejsko-wiejskie. Po raz drugi jednak o oszczędzanie wody apeluje Gdynia. Tamtejsi wodociągowcy mówią wprost: Susza jest co roku gorsza.
Pod koniec maja na około trzydziestu stacjach hydrologicznych poziom wody spadł poniżej średniego niskiego przepływu. Jak mówiła hydrolog Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej Emilia Szewczak, najtrudniejsza sytuacja panuje w zachodniej części Polski, ale warunki hydrologiczne pogarszają się także w głębi kraju.
- Susza hydrologiczna w Polsce postępuje, coraz więcej stacji hydrologicznych będzie notować strefę wody niskiej, również przepływ na coraz większej liczbie stacji spadać będzie poniżej średniego niskiego przepływu - poinformowała Szewczak.
Dzisiaj w całej Polsce obowiązują 32 alerty dotyczące suszy hydrologicznej. Kiedy spojrzymy na mapę rzek, publikowaną przez IMGW, znaczna część jest zaznaczona na czarno - co oznacza niskie przepływy. Tam, gdzie rzeka zaznaczona jest kolorem niebieskim, przepływy są średnie. Żółte są rzeki z wysokimi przepływami - tych jest najmniej na mapie IMGW.
Krystyna, 52 lata, prowadzi gospodarstwo agroturystyczne w woj. lubuskim. Ma własne ujęcie wody, studnię, w której wody jest jednak coraz mniej.
- Z każdym rokiem sytuacja jest gorsza. W lecie w naszym regionie właściwie nie pada, słyszę, że leje w centrum kraju, na północy, na południu. U nas nic, nawet kropli deszczu - wzdycha.
Podwórko przypomina pustynię, trawa jest żółta, zeschnięta. To ogromna przestrzeń, nie byłaby w stanie jej podlewać. Podlewa co wieczór ogródki, zajmuje jej to trzy, cztery godziny, czasami kończy o północy.
- Boję się jednak, że w końcu studnia wyschnie. Nie wiemy, co robić. Szkoda nam roślin, to pierwsza sprawa. Druga, przyjmuję gości, chcę, żeby czuli się tu dobrze, żeby po prostu było ładnie - mówi. Deszcz pojawia się sporadycznie. Przychodzi burza, popada kilkanaście minut i tyle.
- Cóż z tego, że czasami pada intensywnie. Woda nie chce wsiąkać w glebę, stoi na podwórku, potem momentalnie wysycha. Tu przydałby się tydzień albo dwa ciągłego, spokojnego deszczu - mówi kobieta.
Bo wysokie ceny produktów to jedno, gorzej, że może zabraknąć nam wody, także tej pitnej. Nie tylko w Polsce, na całym świecie pada coraz mniej deszczu, na dodatek wysychają rzeki i jeziora. Te drugie zajmują zaledwie 3 proc. powierzchni Ziemi, ale są źródłem prawie 90 proc. słodkiej wody na powierzchni naszej planety. W rezultacie stanowią główne źródło wody pitnej. Opublikowany w maju tego roku w czasopiśmie naukowym „Science” raport międzynarodowego zespołu naukowców zawiera nowe wnioski dotyczące skali i przyczyn kurczenia się jezior, autorów raportu cytuje stacja CNN. Badacze ustalili, że aż 53 proc. dużych jezior i zbiorników wodnych na całym świecie przez ostatnie trzy dekady wysychało. Jak wyliczono, jeziora te tracą „znaczne ilości wody” - średnio około 22 miliardy ton wody rocznie.
- Ubytek wody odnotowano w jeziorach znajdujących się w każdym zakątku Ziemi, w tym w tropikach i Arktyce. To sugeruje, że trend schnięcia [jezior - red.] na całym świecie ma szerszy zasięg, niż uważano wcześniej - przyznał w rozmowie z CNN główny autor badania, Fangfang Yao z Uniwersytetu Kolorado w Boulder.
Jak ustalono, za zjawisko wysychania jezior w większości odpowiadają działalność człowieka oraz zmiany klimatyczne. W przypadku poszczególnych jezior duże znaczenie mają także inne czynniki, specyficzne dla danego miejsca. Jak wskazano, w przypadku Salton Sea w USA czy Jeziora Aralskiego w Uzbekistanie za wysychanie odpowiada nadmierne zużycie wody, z kolei w przypadku amerykańskiego Wielkiego Jeziora Słonego - zmiana w ilości opadów deszczu. Natomiast arktyczne jeziora kurczą się z powodu zmian klimatycznych: wzrostu temperatur, zmiany poziomu opadów oraz wynikających z nich zmian w sytuacji hydrologicznej.
Czy możemy walczyć jakoś z suszą, z jej konsekwencjami? Z coraz mniejszą ilością opadów? Możemy.
Naukowcy z WMO i specjaliści z europejskiego programu Copernicus Atmosphere Monitoring Service w ECMWF wskazują w swoim raporcie także pozytywne zmiany, jakie można już zaobserwować na Starym Kontynencie. Odnotowano na przykład, że w 2022 roku po raz pierwszy wytworzono więcej energii ze źródeł odnawialnych niż z paliwa kopalnego. W raporcie określono to jako „oznakę nadziei na przyszłość”. W ubiegłym roku 22,3 proc. energii w Unii Europejskiej pochodziło z paneli słonecznych. Było to więcej niż ilość prądu wytworzonego z instalacji gazowych (20 proc. energii). Ogólnie w UE więcej prądu pozyskano łącznie z elektrowni wiatrowych i słonecznych niż z jakiegokolwiek innego źródła. Według naukowców największy potencjał dla rozwoju energii słonecznej mają państwa leżące na południu Europy. Z kolei najlepsze warunki do rozwoju energetyki wiatrowej autorzy raportu widzą na obszarach morskich, nieopodal wybrzeży Irlandii, Portugalii oraz na Morzu Egejskim.
Trzeba też walczyć o wodę, odzyskiwać ją.
- Odzysk wody w obecnej sytuacji hydrologicznej jest kluczowy. Wodociągi w Polsce muszą mieć zabezpieczone różne źródła dostępności wody, ponieważ jest ona podstawą funkcjonowania infrastruktury krytycznej, a o jej znaczeniu chyba już nikogo nie trzeba dziś przekonywać. Frontów działań, na jakich walczymy, jest naprawdę sporo - mówi Paweł Sikorski, prezes Izby Gospodarczej „Wodociągi Polskie” (IGWP).
W ramach Unii Europejskiej funkcjonuje ogromny program naukowo-badawczy „Horyzont Europa”. W ramach tego programu pracują tzw. Misje, które mają propagować naukę i rozwijać w społeczeństwie zapotrzebowanie na wiedzę.
Istnieje kilka ciekawych przykładów rozwiązań prośrodowiskowych realizowanych i inspirowanych przez samorządy. Jednym z nich są chociażby zielone dachy, konkretnie ogrody na dachach i zielone ściany. Pokryte zielenią powierzchnie stają się naturalnymi filtrami zanieczyszczeń. Pochłaniają nadmiar wilgoci, chronią przed upałem i wiatrem, pełnią także funkcję retencyjną - zwykłe potrafią zatrzymać 50 procent opadów. Na takie rozwiązanie zdecydował się już Wrocław, za nim poszły Katowice, Kalisz, Toruń czy Gdańsk.
Z kolei projekt „miasto gąbka” to koncepcja miasta przechwytującego deszczówkę, magazynującego ją i wykorzystującego we właściwym czasie. I tak dwa lata temu Bydgoszcz zbudowała sieć kanalizacji deszczowej, instalacji służących gospodarowaniu wodami opadowymi. Bardzo istotne w projekcie było powstawanie niebiesko-zielonej infrastruktury, która umożliwia zatrzymanie wody tam, gdzie spadła, a następnie zasilanie wód gruntowych.
Tak samorządy, jak i każdy z nas może zbierać deszczówkę do naziemnych zbiorników. We Wrocławiu uruchomiono dotację „Złap deszcz”, która motywowała do wprowadzania szeregu takich rozwiązań w swojej okolicy.
Można inaczej budować parkingi, rynki miast obsadzać roślinnością - możliwości jest naprawdę sporo.
Całe mnóstwo pomysłów i rozwiązań ze świata i Polski, jak można zadbać o retencję wody, zebrano w publikacji „Naturalna retencja. Poradnik i przykłady działań dla samorządów”. Poradnik wydała organizacja WWF wraz z fundacją Hektary dla Natury we współpracy ze stowarzyszeniem Urbaniści Polscy. Publikacja zbiera i pokazuje rozwiązania na poziomie miast, gmin, osiedli, ulic.
Kolejna sprawa - edukacja. Zdajemy sobie sprawę, że sytuacja jest poważna, 57 procent Polaków wskazuje, że ma świadomość zmniejszających się zasobów wody pitnej, ale tylko 28 procent ma wiedzę na ten temat. Pewne rzeczy po prostu widzimy, doświadczamy ich na sobie. Ważne jednak, abyśmy wiedzieli, jak odzyskiwać wodę. Odzyskiwać i oszczędzać.
- Zatrzymujmy wodę, gdzie się da, a jednocześnie jej nie marnujmy. Bo drugim końcem tego kłopotu jest niepotrzebne zużywanie wody. Na przykład zużywanie wody czystej, pitnej do spłukiwania naszych toalet. To jest marnotrawstwo, z którego wielu zdaje już sobie sprawę. Na przykład w Danii często przyjmuje się takie rozwiązania, że do spłukiwania toalet korzysta się z szarej wody. Chodzi też również o niemarnowanie wody na poziomie konsumenckim. Wyrzucenie bochenka chleba oznacza wyrzucenie ponad 450 litrów wody, bo tyle jej potrzeba, żeby ten bochenek wyprodukować. Nie mówiąc już o produkcji wołowiny, która nie tylko jest problemem ze względów klimatycznych, ale również z powodu zużycia wody - potrzeba piętnastu tysięcy litrów wody, by wyprodukować kilogram wołowiny. Powinniśmy sobie z tego zdawać sprawę, na poziomie konsumenckich przyzwyczajeń - mówił nam swego czasu prof. Paweł Rowiński, hydrolog, wiceprezes PAN.
Nie liczmy na to, że coś się zmieni. Naukowcy nie mają wątpliwości: susze będą nawiedzać nas coraz częściej, na Ziemi ubywa i będzie ubywać wody. I tylko od nas zależy, czy unikniemy hydrologicznej katastrofy.