Co przyniesie nam jutro? Felieton ks. Przemysława Szewczyka
Odkrycie zmienności świata historia przypisuje greckiemu filozofowi Heraklitowi, ale każdy człowiek nawet bez znajomości mędrca z Efezu w pewnym momencie swojego życia sam spostrzega, że „wszystko płynie”. Zmienia się świat wokół nas, zmienia się nasz świat i zmienia się ten świat, którym jesteśmy sami.
Zmienność świata sama w sobie nie jest uciążliwa, a nawet ma w sobie sporo uroku, jak chociażby następowanie po sobie różnych pór roku. Na niektóre zmiany wręcz oczekujemy z niecierpliwością, ale nie brak i takich, których nadejścia się obawiamy. Niepewność tego, co będzie, wynika z doświadczenia zmian, które niekoniecznie oznaczają poprawę sytuacji. Bywają przecież zmiany na gorsze. Patrząc zatem w przyszłość z myślą o czekających nas zmianach mamy pełne prawo odczuwać obawę.
Te zmiany, które nas niepokoją i których się lękamy, bywają dziełem natury. Kto nie boi się zmiany stanu rzek na wysoki czy stanu pogody na zdecydowanie mniej sprzyjający człowiekowi? Kto po czterdziestce nie obawia się kolejnych zmian w swoim ciele? Jednak zmiany, które budzą naprawdę poważny niepokój, mają swoje źródło w człowieku.
Zmieniła się niedawno sytuacja na naszej wschodniej granicy, zmieniła się też pozycja rosyjskich wojsk. Zmieniła się liczba chorych na covid. Zmieniają się przyjaźnie, sojusze, układy sił, gdyż świat ludzi nie jest ustabilizowany i stateczny: wszystko płynie także tutaj. Siłą napędową tych zmian jest to, że ludzie – w pojedynkę lub wspólnie – ze sobą nawzajem konkurują, walczą, czasem po prostu z sobą nie liczą, czasem się nawzajem wykorzystują... Raz powodowane tym zmiany budzą nadzieję, a raz poważne obawy.
W trzecią niedzielę Adwentu jesteśmy zaproszeni do zauważenia jeszcze jednej zmiany zachodzącej w świecie, która nie jest dziełem ani przyrody, ani człowieka, ale wynika z działania Boga. „Pan jest blisko! O nic się już nie zamartwiajcie” - czytamy w liście Pawła do Galatów, a Jan Chrzciciel zapewnia: „Nadchodzi mocniejszy ode mnie, zanurzy was w Duchu, zbierze do spichrza pszenicę, plewa spali”. Przyjście Pana nie dzieje się jakoś obok świata czy poza nim, ale wręcz przeciwnie: przynosi głęboką zmianę świata na lepsze.
Dlatego chrześcijanie, którzy wraz ze światem doświadczają raz nadziei a raz niepokoju patrząc na zachodzące w nim zmiany, noszą równocześnie w sercu jakąś głęboką pewność, że jutro przyniesie dobro, bo dostrzegają działanie Pana. Są jak morze, które powierzchni może być wzburzone falami, ale w głębi pozostaje ciche i spokojne. Wiedzą przecież, że Bóg nie spocznie póki nie zbuduje dla nas nowego miasta, gdzie On, który jest sprawiedliwością, miłością i pokojem, będzie wszystkim we wszystkich.