Cieszę się, że moja Łódź pięknieje
Rozmowa z Jolantą Chełmińską, prezesem łódzkiego Oddziału Okręgowego PCK, byłym wojewodą łódzkim.
Pamięta Pani swoje pierwsze spotkanie z Łodzią?
Oczywiście. Było to bardzo dawno temu. Chodziłam wtedy do szkoły średniej. Przyjeżdżałam do Łodzi na spektakle teatralne. Do Teatru Powszechnego.
Łódź robiła na Pani wrażenie?
Na pewno. Pochodzę z małego miasteczka, Zelowa. Dla mnie takie wielkie miasta jak Łódź były czymś czego nie można było objąć, zrozumieć. Było w nich coś ciekawego, tajemniczego. Wyjazd do Łodzi był prawdziwą wyprawą. Dla nas wszystkich stanowiło to wielkie przeżycie.
Pewnie nie przypuszczała Pani, że zwiąże się potem z Łodzią. Zamieszka w niej na stałe?
Tak. Kiedy byłam w szkole podstawowej, a nawet średniej nie zanurzaliśmy się w planach dotyczących studiów. Później okazało się, że właśnie w Łodzi zaczęłam studiować. I od tej pory nie opuszczam tego miasta.
Polubiła Pani Łódź?
Polubiłam samo miasto, ale głównie ludzi. Tu mieszkają moi sprawdzeni przyjaciele. Kiedyś rozmawiałam ze znajomym o wyjazdach za granicę. Stwierdziłam, że ja chyba nigdy bym się nie odnalazła, gdybym musiała zamieszkać tam na stałe. On dodał, że gdybym zabrała kilku najbliższych przyjaciół to bym się odnalazła. Myślałam nad tym zdaniem. I uznałam, że coś w tym jest. Jeśli człowiek ma wokół siebie ludzi, z którymi przeżywa radości, smutki, rozwiązuje problemy to pewnie nie do końca ważne jest gdzie się mieszka. Choć pewnie zawsze szukałoby się tego swojego miejsca, ale z przyjaciółmi też byłoby łatwiej. Scarlett O’Hara, bohaterka „Przeminęło z wiatrem”, gdy było jej ciężko i trudno, jeździła do Tary. Ja gdy miałam problemy i nie wiedziałam jak je rozwiązać, to jechałam do Zelowa. Zobaczyłam swój dom, drzewa, ławeczkę na której siadałam. I od razu poczułam siłę, moc, możliwość rozwiązania problemu. Pewnie teraz tak wracam do Łodzi. Przecież większość swego życia spędziłam tutaj.
Za co, oprócz mieszkających tu ludzi, można jeszcze polubić Łódź?
Dzieje się tu mnóstwo rzeczy. Nie rozumiałam dlaczego ludzie narzekali, że tu nic się nie dzieje. Dla mnie zawsze był nadmiar tych wydarzeń. Poza tym Łódź pięknieje. Wnuk powiedział mi kiedyś: „Babciu, gdy ja wejdę na ul. Piotrkowską i zobaczę jaka jest piękna to wiem dlaczego tę Łódź kocham”.
Które miejsca w Łodzi są szczególnie bliskie Pani sercu?
To wszystkie zielone części miasta. Mam też wiele miejsc związanych z czasami studiów, mojej pracy, czasów gdy byłam wojewodą. Te wspomnienia wracają, tak jakby zapuszczało się tu korzenie.
Wspomniała Pani o zieleni. Wbrew pozorom w Łodzi jest jej dość dużo.
Wystarczy wyjść na ulice i zobaczyć jak wszystko wokół zielenieje. Na każdym skwerku rosną tulipany, hiacynty. Nie można się z tego nie cieszyć.
Ma Pani swój ulubiony park?
Najczęściej chodzę na Zdrowie. Mam tam stosunkowo blisko z domu. Kiedyś z dziećmi chodziłam często do ogrodu zoologicznego. Mamy piękny ogród botaniczny. Chodziłam tam z wnukami. Nie wiem, czy któreś z polskich miast może pochwalić się tak pięknym ogrodem.
Teraz związana jest Pani z PCK. Łodzianie mają szczodre serca?
Gdy ludzie wiedzą dla kogo jest pomoc, to nie ma większych oporów. W Łodzi jest dużo potrzebujących.
Jestem zauroczona młodzieżą. Tym jak wielu młodych ludzi jest wolontariuszami, wspiera starszych i młodszych, a także włącza się w program ratownictwa medycznego i pierwszej pomocy. To buduje.