- Ciąża mojej żony była zagrożona. W szpitalu w Sanoku nie udzielili nam pomocy i odesłali do Leska - mówi zrozpaczony Czytelnik Nowin.
- Około 4 nad ranem pojechałem z żoną do szpitala w Sanoku. Żona miała w domu mocne skurcze przedporodowe, wymioty oraz biegunkę. Przestraszyliśmy się, bo była wtedy w 25 tygodniu ciąży i nie wyglądała najlepiej. Pomogłem jej wsiąść do samochodu i pojechaliśmy do szpitala. Ten w Sanoku był najbliżej, niecałe 600 metrów od naszego domu - opowiada Czytelnik, który z interwencją zadzwonił do redakcji “Nowin”.
CZYTAJ TEŻ: Lekarze ze szpitala w Sanoku wypisali pacjenta. Nazajutrz już nie żył
- Pomogłem żonie dojść do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego, ale drzwi były zamknięte. Pukałem, jednak nikt nam nie otworzył. Obeszliśmy szpital dookoła, aby dojść do Nocnej i Świątecznej Opieki Zdrowotnej. Tam również drzwi były zamknięte. Zaczęliśmy dzwonić dzwonkiem. W końcu otworzyła nam pielęgniarka. Gdy popatrzyła na moją żonę, z powrotem odesłała nas na SOR. Żona czuła się coraz gorzej, miała straszne bóle brzucha - opowiada mężczyzna, który chce pozostać anonimowy.
W dalszej części artykułu:
- jak zachowała się lekarka ze szpitala w Sanoku
- jak zdarzenie komentuje dyrekcja szpitala
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień