Chirurgia to nie serial. Ten zawód szybko uczy pokory
Na sali operacyjnej nie ma miejsca na rutynę czy zarozumiałość. Potrzeba za to odwagi i pokory. O tym, co jest piękne w byciu chirurgiem, opowiada prof. Grzegorz Wallner, krajowy konsultant w tej dziedzinie.
Ogląda Pan seriale medyczne?
Tak, choć przyznaję, że nie mam na to specjalnie czasu. Ostatnio oglądałem znakomity serial „The Knick”, którego akcja rozgrywa się pod koniec XIX w., a poświęcony jest początkom nowoczesnej chirurgii. Wcześniej podobał mi się szczególnie „Szpital na peryferiach” i „Doctor Kildare”.
„Ostry dyżur” też oczywiście kiedyś oglądałem, ale na samym początku. Podobnie jak pierwszy taki polski serial „Na dobre i na złe”. Bardzo też lubię książkę „Medicus” Noaha Gordona, która pokazuje, że niezależnie od epoki, czy to była starożytność, czy średniowiecze, to najważniejszy jest człowiek, bo jego cechy jak: ciekawość świata, zdolność dedukcji, pozwalają na ciągły rozwój.
Takie właśnie osoby posiadające umiejętność myślenia analitycznego, kreatywnego czy dokonywania syntezy informacji z otaczającego nas świata stanowiły istotne ogniwo rozwoju medycyny. Na co dzień zajmuję się chirurgią na żywo i to dla mnie jest bardziej pasjonujące niż oglądanie seriali medycznych.
Polskim lekarzom wciąż jest bliżej do tych z Leśnej Góry czy do chirurgów ze słynnych klinik w Rochester albo w Baltimore?
Jeśli chodzi o zakres wiedzy, to nie mamy się czego wstydzić. Na pewno nie odstajemy poziomem wykształcenia ogólnego w porównaniu do innych. Różnią nas jednak możliwości finansowe, zupełnie inne rozwiązania merytoryczne i metodologiczne w zakresie edukacji czy systemów organizacyjnych funkcjonowania ochrony zdrowia.
Niewątpliwie kraje bogatsze wyprzedzają nas pod tym względem. W porównaniu do państw Unii Europejskiej czy USA nasze możliwości finansowe są zdecydowanie bardziej ograniczone.
Jaka jest różnica między chirurgiem a Panem Bogiem? Bogu nie wydaje się, że jest chirurgiem
Nasz PKB jest na ósmym miejscu w UE, natomiast środki przyznawane na ochronę zdrowia klasyfikują nas dopiero pod koniec całej tej listy, czyli na 24. miejscu. Zdarza się, że niektóre procedury chirurgiczne w Polsce mają wielokrotnie niższe wyceny, czyli otrzymują dużo mniej środków.
Dlatego lekarze muszą zmagać się z wieloma ograniczeniami. Myślę, że zmiany w tej kwestii to perspektywa jeszcze wielu lat pracy.
Czy należy zmienić coś w polskim systemie kształcenia lekarzy, aby osiągnąć taki poziom jak w Stanach Zjednoczonych?
Zdecydowanie tak. Czy chcemy tego, czy nie, będziemy musieli się wpisać w ogólne trendy edukacji na świecie. Aktualnie obserwujemy zmiany zarówno w zakresie szkolenia przeddyplomowego studentów, jak i podyplomowego dla lekarzy.
Przede wszystkim chodzi o przestrzeganie ogólnie przyjętych standardów medycyny, między innymi w zakresie edukacji, uprawiania medycyny w oparciu o zweryfikowane modele nauczania, na podstawie udokumentowanych dowodów medycznych czy zgodnie z zasadami dobrej praktyki klinicznej. Takiej edukacji opartej na faktach naukowych stale nam jeszcze w Polsce brakuje.
Osiągnięcie optymalnego poziomu wyszkolenia lekarzy wymaga nowych form i metod nauczania. Chcemy, żeby absolwent każdej uczelni medycznej w Polsce dysponował odpowiednim zasobem aktualnej wiedzy medycznej i nabył optymalne umiejętności praktyczne. Ważnym etapem edukacji studentów czy szkolenia rezydentów jest umiejętność pracy w zespołach interdyscyplinarnych, np. z lekarzami różnych specjalności czy innym personelem medycznym, między innymi z instrumentariuszką, ratownikiem medycznym itp.
W tym celu pojawił się pewien pomysł. Proszę opowiedzieć.
Etap nowoczesnego szkolenia przeddyplomowego studentów już jest z powodzeniem realizowany przez Centrum Symulacji Medycznej Uniwersytetu Medycznego w Lublinie. Jednak naszym celem jest, aby na bazie nowej inwestycji Szpitala Klinicznego nr 1 w Lublinie i we współpracy z lubelską uczelnią stworzyć taki wzorcowy model kompleksowego kształcenia lekarzy w Polsce. Chodzi o koncepcję Narodowego Centrum Specjalistycznej Edukacji Medycznej, czyli organizację ośrodka szkolenia podyplomowego dla wszystkich dyscyplin zabiegowych, głównie chirurgów.
To olbrzymia szansa dla Lublina. Mam nadzieję, że nasze centrum przyczyni się do stworzenia sieci nowoczesnych ośrodków szkoleniowych w Polsce. Chciałbym, aby proponowana idea nowoczesnego szkolenia zawodowego została włączona w obowiązujący system edukacji, aby był to stały, niezbędny i wymagalny element kształcenia. Chcę, aby w tym ośrodku znalazło się również miejsce też dla najnowszych technologii z wykorzystaniem robotów medycznych.
Muszę przyznać, że coraz bardziej dostrzegam potrzebę zmiany systemu edukacji studentów czy szkolenia specjalizacyjnego w zakresie dyscyplin zabiegowych, po to, żeby stworzyć kolejnym pokoleniom lepsze warunki do uprawiania chirurgii na coraz wyższym poziomie, z jednoczesną poprawą bezpieczeństwa pacjentów. Dlatego stworzenie takiego ośrodka ma być gwarancją tego, że idziemy cały czas w dobrym kierunku.
Dlaczego studenci medycyny marzą o tym, by zostać chirurgami?
Zaskoczę panią, bo właśnie nie marzą. Zainteresowanie tą dyscypliną bardzo słabnie zarówno w Polsce, jak i na całym świecie. Dramatycznie spada liczba chirurgów w Polsce. W oddziałach pracuje około 4 tys. chirurgów, a średnia wieku jest powyżej 50. roku życia. Mimo że jest to dyscyplina priorytetowa i przyznawanych jest dużo miejsc rezydenckich, to chętnych jest niewielu i ok. dwieście miejsc pozostaje nadal wolnych. Dla lekarzy bardziej atrakcyjne są wąskie specjalności, które dysponują również nowoczesnymi rozwiązaniami technologicznymi, jak np. neurochirurgia, kardiochirurgia, okulistyka.
Dodatkowo w chirurgii ogólnej bardzo późno uzyskuje się samodzielność zawodową. Przeciętny wiek otrzymania dyplomu specjalisty to 36 lat. Poza tym, chirurg musi umieć pracować w zespołach, tu nie ma miejsca dla indywidualistów. Na słabe zainteresowanie tą specjalizacją wpływa także obciążenie psychiczne, duża roszczeniowość pacjentów i ryzyko ponoszenia konsekwencji. Mimo że w opinii społecznej jest to prestiżowy zawód, to brak zainteresowania chirurgią absolwentów medycyny wiąże się także z niską wysokością uposażenia finansowego, bo pensja lekarza po uzyskaniu dyplomu specjalisty jest na poziomie średniej krajowej.
A dlaczego Pan został lekarzem?
Nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, bo u mnie nie było tak, że od zawsze marzyłem być chirurgiem. Prawdę powiedziawszy, wahałem się do samego momentu składania dokumentów na studia. Zastanawiałem się nad politechniką czy jakimś biologicznym kierunkiem, ale w pewnym momencie, nie wiem dlaczego, złożyłem papiery na Akademię Medyczną w Lublinie. Wraz z nabywaniem wiedzy i kolejnymi latami studiów, medycyna coraz bardzo mnie wciągała.
Początkowo bardziej imponowały mi np. kardiologia czy nefrologia, ale już od czwartego roku studiów wiedziałem, że chcę robić specjalizację z medycyny zabiegowej. Swoją karierę zaczynałem od urologii, ale w pierwszym okresie wydawała mi się zbyt wąską dyscypliną. Brakowało mi takiego ogólnego wyszkolenia. Interesowało mnie szersze spojrzenie. Stąd chirurgia ogólna.
Czy to oznacza, że nie pochodzi Pan z rodziny lekarskiej?
Zgadza się. Jestem pierwszym lekarzem w rodzinie. Myślę, że rodzice byli zadowoleni, chociaż w domu mój wybór nie był jakimś szczególnym przedmiotem do dyskusji. To samo się zadziało, nie miałem takich górnolotnych planów, że koniecznie muszę zostać lekarzem. Niewątpliwie bardzo pomagał mi w tym sport. Od najmłodszych lat uprawiałem koszykówkę. W zawodzie lekarza, jak również u sportowca ważny jest element rywalizacji, dążenia do osiągnięcia celu.
Sport przydał mi się także w kwestii podejmowania decyzji, współpracy zespołowej, nauczył pełnej dyspozycyjności, rozwinął cechy przywódcze, umiejętności kierowania grupą. Można powiedzieć, że na moją decyzję o wyborze chirurgii miał wpływ również pierwszy trener dr n. med. Stanisław Dzierżak, świetny urolog, a przy tym doskonały pedagog. Był takim duchowym ojcem, miał duży wpływ na mnie i kształtowanie moich postaw.
Czy chirurg powinien przeżywać każdą operację?
Zdecydowanie tak. Tutaj nie ma miejsca na rutynę, arogancję czy bezkrytyczne poczucie bycia pewnym. Ogólne nastawienie chirurgów można wytłumaczyć w ten sposób: jaka jest różnica między chirurgiem a Panem Bogiem? Bogu nie wydaje się, że jest chirurgiem. Natomiast chirurgowi na pewnym etapie wydaje się, że jest panem życia i śmierci, czyli Panem Bogiem. I to jest największy błąd, gdy lekarz zaczyna wpadać w rutynę. Każdy przypadek jest inny, indywidualny. Nie ma dwóch takich samych operacji, pacjentów czy chorób.
Chirurgia niestety bardzo szybko uczy pokory, bo nawet jeśli wszystko wykonaliśmy prawidłowo, to za moment może się okazać, że wystąpiły niespodziewane powikłania. W tym zawodzie nie ma również miejsca na ukrywanie prawdy, bo za chwilę ktoś może zweryfikować to, co zrobiliśmy. Lekarza, w tym również chirurga, obowiązuje zasada, aby stale podnosić wiedzę, doskonalić umiejętności praktyczne i wykonywać z zaangażowaniem pracę, na najlepszym poziomie, z uwzględnieniem postępu i wszystkich zasad, które obowiązują.