dziennikarz porwany i uwolniony w syrii,
nz marcin mamon, dziennikarz, dokumentalista,
fot. andrzej banas / polska press
Józef Piłsudski zwykł mawiać, że "nigdy nie jesteśmy po wojnie, ale zawsze przed". Klęska Amerykanów w Afganistanie, oddanie Rosji Syrii, a ostatnio zgoda Waszyngtonu na dokończenie Nord Stream 2 mogą sprowokować Rosję do bardziej aktywnych działań przeciwko jej głównemu wrogowi – Zachodowi.
Na Kremlu uwierzono, że Zachód otrzymał ostatnio w Afganistanie cios, po którym długo się nie podniesie. To dobry czas, aby upomnieć się o “swoje”. Eskalacja agresji na obszarze postsowieckim to część rosyjskiej strategii podporządkowania sobie sąsiadów i odzyskania statusu mocarstwa. Ukraina jest kluczem do tej strategii.
Putin wie, że jeśli nie odzyska Ukrainy to jego historyczna misja zakończy się fiaskiem. Kompromitujący upadek afgańskiego państwa budowanego przez dwie dekady przez Amerykanów dodaje Kremlowi skrzydeł, aby przyspieszyć realizację imperialnej strategii. W mediach rosyjskich wyraźnie narasta histeria wojenna. Ostatnio W. Putin opublikował tekst pt. “O historycznej jedności Rosjan i Ukraińców”. Przekonuje w nim nie tylko o “bractwie” obu narodów, ale, że Kijów nie potrzebuje Donbasu a mieszkańcy tych regionów nigdy nie zaakceptują zachodniego porządku.
Czy zatem jesteśmy u progu nowej wojny? To możliwe. W kwietniu Rosjanie zgromadzili przy wschodniej granicy Ukrainy blisko 100 tys., żołnierzy. Moskwa udowodniła, że w krótkim czasie może zmobilizować swoje siły a Zachód najwyżej wyrazić swoje zaniepokojenie. Wczoraj, w Waszyngtonie prezydent USA spotkał się z prezydentem Zeleńskim i zapewnił go o wsparciu dla Ukrainy w obliczu konfliktu z Moskwą. Zeleński zabiegał o to spotkanie od wielu miesięcy. Po powrocie do domu może włączyć rosyjską telewizję by od jej korespondentów w Kabulu dowiedzieć się, ile warte są amerykańskie obietnice.
Jak zareaguje Polska, jeśli rosyjskie czołgi ruszą na Kijów? Czy jesteśmy przygotowani na taki scenariusz? Nie znamy odpowiedzi na to pytanie tak, jak nie potrafimy wciąż zdefiniować naszej polityki wschodniej, szczególnie tej wobec Ukrainy. Czy w ogóle ona istnieje?