Chcę wiedzieć. Strach (nie tylko) wakacyjny
W Bieszczadach turystów znacznie mniej niż w czasach przedcowidowych. Nie chodzi już o kolejne - któż to zliczy - mutacje chińskiego wirusa, ale o wojnę. Turyści chcąc zarezerwować noclegi dzwonią i na dzień dobry pytają: - Czy rosyjskie rakiety mogą dolecieć w Bieszczady?
Co odpowiedzieć? Zgodnie z prawdą - mogą, bo ich zasięg to tysiące kilometrów, ale nasze połoniny to też najbezpieczniejsze miejsce w Polsce. Leżą przecież blisko głównej bazy przerzutu broni dla Ukrainy chronionej przez amerykańskie systemy przeciwrakietowe Patriot - rzeszowskiego lotniska Jasionka.
Polacy boją się też wakacjować w gruzińskim lunaparku. Martwią się, że samolot lecący do Gruzji zestrzelą Rosjanie. Tłumaczenia miejscowych właścicieli biur, że samoloty rejsowe nie latają nad Ukrainą na nic się nie zdają. Sami Gruzini panikują, że rosyjski niedźwiedź połknie ich zanim nasyci się Ukrainą. Nie mają armii ani ducha do walki. Najciszej, jak tylko można, by nie prowokować wielkiego brata, obchodzą kolejne rocznice haniebnej wojny z Rosją - najkrótszej chyba w historii ludzkości. W podręcznikach piszą, że trwała 5 dni, ale tak naprawdę Gruzini dali ciała już po 3 dobach.
Od tamtego czasu głosują w większości na rządzącą partię Gruzińskie Marzenie, której przywódcy dorobili się wielkich majątków w Rosji, a związki z Kremlem pielęgnują do dziś. Wolność mają na ustach, ale nie przeszkadza im, że b. prezydent M. Saakaszwili, który – w co wierzą – sprowokował w 2008 r. Rosję do wojny, siedzi w więzieniu. Nieliczni bronią honoru Gruzji walcząc na Ukrainie. Pozostali z dumą pokazują mi w sklepie paragon fiskalny z napisem po angielsku: „Dziękujemy ci za wizytę. 20 % gruzińskiego terytorium jest zagarnięte przez Rosję! Chwała Ukrainie!”
To bardzo gruzińskie. Wszystko jest na sprzedaż – jak w sklepie - i owa pielęgnowana kiedyś gościnność i rzekoma antyrosyjskość. Ostatnio Gruzja przyjęła prawie 100 tysięcy emigrantów z Rosji. W większości to wielkomiejscy oportuniści, dla których wojna to kłopot i pogorszenie jakości życia. Wśród nich wielu agentów FSB. Najgorzej mają rosyjscy aktywiści uciekający przed systemem Putina albo urodzeni na północnym Kaukazie Czeczeni, Ingusze i Dagestańczycy. Tutaj gruzińska gościnność się kończy. Bez podania przyczyny nie są wpuszczani do kraju dżygitów miłujących wolność, bo niechciani przybysze mogliby, nie daj Bóg, zacząć knuć albo bić się z Rosją choćby nawet o te 20 % gruzińskiej ziemi.