Przepis na dobry film to pomysł i jeszcze lepszy reżyser. Wchodzący na ekrany - obraz Ryszarda Brylskiego reżysera serialu Plebania zweryfikują wkrótce widzowie, choć jeśli do kin na „Śmierć Zygelbojma” nie pójdzie ich wielu to zawsze będzie można to wytłumaczyć kolejną falą epidemii.
Wg jednego z recenzentów powstał szaro-bury film z pokraczną narracją, o łopatologicznym przesłaniu i z podobnym pomysłem (lub brakiem pomysłu) na opowiedzenie historii jak w Obywatelu Jones’ie Agnieszki Holland. Film Brylskiego złośliwie dodaje recenzent „posiada jedną „niezaprzeczalną zaletę [nad Obywatelem Jones’em] - jest o wiele krótszy”.
Może więc niepotrzebnie oburza się reżyser, że prof. Piotr Gliński przypisał sobie (albo mu przypisano) pomysł na film. Jeśli opowieść o Zygelbojmie nie znajdzie zrozumienia wśród widzów, to reżyser przynajmniej będzie miał z kim podzielić się goryczą porażki.
Kilka lat temu ani Ministerstwo Kultury ani TVP nie doceniły pomysłu na film historyczny, którego reżyserii podjął się Roman Polański i odmówiły wsparcia dla produkcji „Oficera i szpiega” opowiadającego o francuskim antysemityzmie. Najwybitniejszy i najbardziej znany na świecie polski reżyser miał być tym mocno rozczarowany. Nie chciał już rozmawiać o kolejnym pomyśle na czysto polską produkcję. Chodziło o opowieść o rejsie statku St. Luis z Hamburga do Hawany w 1939 roku, na którego pokładzie znajdowało się blisko tysiąc Żydów uciekających z hitlerowskich Niemiec przed prześladowaniami. Gdy statek dopłynął do wybrzeży USA został ostrzelany przez Straż Przybrzeżną i zmuszony do powrotu do Europy. Większość pasażerów zginęła później w niemieckich obozach zagłady.
Polański miałby osobiste powody by wyreżyserować taki film. Ameryka, która kiedyś nie udzieliła pomocy prześladowanym Żydom, do dzisiaj domaga się ekstradycji reżysera i osądzenia go za grzechy młodości.
Film wybitnego reżysera żydowskiego pochodzenia mógł stać się polskim „soft power” - odpowiedzią na działania m.in. amerykańskich Żydów domagających się oddania przez Polskę majątków po ofiarach holocaustu i argumentem w żywym ostatnio konflikcie Polska vs. Izrael. Niestety na ten pomysł nie wpadł wtedy Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego. A szkoda.