Chcę wiedzieć. Czeczenia. Za wolność naszą i waszą!
Nasyp kolejowy, sucha pożółkła, zeszłoroczna trawa i tuman pyłu pojawiający się dokładnie tam gdzie trafiają pociski. Strzelanina. Jeden z żołnierzy wyłania się nagle z chmury kurzu i wbiega wprost na kamerę. Nie ma hełmu, w ręce stary rosyjski granatnik przeciwpancerny. Nie zatrzymuje się. W biegu przejmuje od towarzysza broni rejestrującego walkę, kolejny pocisk. Kilkanaście sekund później jest już na nasypie - otwartej przestrzeni widocznej dla wroga. Spokojnie wkłada pocisk do wyrzutni. Mierzy, strzela i wraca. Chwyta kolejny pocisk. Znów wbiega na nasyp. Sytuacja się powtarza. Raz, dwa, trzy… Przed każdym wystrzałem bojowy okrzyk: Allahu Akbar! Bóg jest wielki!
Ukraina. Wojna. W krótkim filmie to nie Ukraińcy strzelają lecz szaleńczo odważni bojownicy czeczeńscy z batalionu im Szejha Mansura. Znają się na walce jak mało kto. Nie marnują czasu ani nabojów. Z innego, nieopublikowanego nagrania (dron) z tego miejsca widać, że zniszczyli dwa rosyjskie czołgi.
Film dostaje od strzelca z granatnikiem. Znamy się doskonale. 13 lat spędził w lesie. Bił Rosjan w Czeczenii a potem na chwilę trafił do Syrii. Pojechał tam z tych samych powodów - walczyć o utraconą ojczyznę.
Następnego dnia video z czeczeńskiej combat kamery trafia do największych kanałów informacyjnych m.in. Sky News czy France24 itd. Pojawia się również m.in. na portalu Onet. Zainteresował się nim Witold Jurasz, uchodzący za eksperta, publicysta Onetu. W tekście pod znamiennym tytułem „Czy Zachód powinien podpalić rosyjski Kaukaz?” (pożar zawsze kojarzy się źle) autor wpisuje się w moskiewską propagandę suflowaną od dekad tzw. ekspertom, a za ich pośrednictwem opinii publicznej.
Jurasz sugeruje, że choć można wykorzystać Czeczenów do dywersji przeciw Rosji to jest to obarczone poważnym ryzykiem. Tego samego zdania jest jego rozmówca - dr Witold Sokała, kolejny analityk czy ekspert – jak ktoś woli. Przestrzega przed „radykalnymi islamistami różnej maści” bo jego „nie zdziwiłby nagły renesans Emiratu Północnego Kaukazu, a nawet powstanie nowych dużo groźniejszych tworów z emiratem newskim i moskiewskim łącznie". Wniosek, dla czytelnika jest prosty. Pomagając Czeczenom zbudujemy kolejne państwo islamskie, którego fanatyczni zwolennicy będą wysadzać się w powietrze, rozjeżdżać przechodniów na jarmarkach świątecznych bądź obcinać głowy niewiernym.
Wahabitów a potem czeczeńskich terrorystów wymyślili jeszcze w latach 90. gejmczendżerzy z FSB, którzy do perfekcji opanowali posługiwanie się atrakcyjnym, nie tylko dla własnej ale i światowej opinii publicznej, pomówieniem i kłamstwem. Potem sprowokowana przez Rosję tzw. operacja antyterrorystyczna w Czeczenii - morze ofiar i zbrodni wyniosły Władimira Putina do władzy.
Zwalczani od lat przez Kreml Czeczeni, Tatarzy Krymscy i inni rebelianci walczą wcale nie o islamską Ukrainę. Chcą jednego: odzyskać swoją ziemię zabraną im siłą przez Moskwę. Dlatego jeszcze niedawno walczyli w Syrii za tak bardzo polską „wolność naszą i waszą!”, choć dzisiaj przyznają, że popełnili wtedy błąd. Moskwa wykorzystała to, by utwierdzić świat, że wszyscy Czeczeni to terroryści z ISIS.
Mam wciąż nadzieję, że rozumieją to ci, w których rękach są dzisiaj możliwości i narzędzia by pomóc naszym sojusznikom z Krymu i Kaukazu. Bo nie o podpalanie miejsc, gdzie pozostały groby ich przodków, braci i sióstr wymordowanych przez Rosjan tu chodzi, ale o sprawiedliwą walkę o wolność i niepodległość. Cóż złego że z imieniem Allaha (Boga) na ustach.