Władysław Dajczak odebrał we wtorek, 8 grudnia od premier Beaty Szydło nominację na wojewodę lubuskiego. Co mówił nam parę chwil po uroczystości?
- Bycie wojewodą zmieni pańskie życie?
- Myślę, że dosyć mocno. To jest trochę wywrócenie życia do góry nogami i przerwanie stabilnej sytuacji. Od 30 lat swoją pracę zawodową kontynuowałem przecież w Strzelcach Krajeńskich - w Przedsiębiorstwie Gospodarki Komunalnej, gdzie przez 25 lat stałem na czele zarządu. W życiu podejmuje się jednak różne wyzwania, więc skoro się zdecydowałem, to musiałem być na to przygotowany.
- Katarzyna Osos, pana poprzedniczka na stanowisku wojewody, zdecydowała się na okres pracy przenieść z Łagowa do Gorzowa. Pan też postanowi zaoszczędzić czas na dojazdach?
- Ja jestem mieszkańcem Strzelec. To jest moje miasto od ponad 30 lat, więc w związku z tym zostaję tutaj. Tu jest moja rodzina. Tu są moje wnuki, które są dla mnie istotnym elementem dnia codziennego, więc na pewno takiej decyzji nie rozważam.
- Premier Beata Szydło, nominując wojewodów, mówiła do was: „Urzędy wojewódzkie muszą być otwarte na obywateli”. Ma pan już swoją wizję Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego?
- Trudno godzinę po nominacji mówić o szczegółach, skoro dopiero od jutra (z nowym wojewodą rozmawialiśmy we wtorek tuż po 12.00 - dop. red.) ta nominacja wchodzi w życie. Chcę spokojnie zapoznać się z sytuacją urzędu wojewódzkiego. Myślę, że z wicewojewodą Janem Świrepą będę miał okazję spokojnie porozmawiać. No i przez najbliższe dni spokojnie się przyjrzeć temu, co się w urzędzie wojewódzkim aktualnie dzieje, jakie są ważne sprawy, jaki jest stan administracji. To, o czym pani premier powiedziała, ja już dawno mówiłem. Wyobrażałem sobie, że jeśli pełni się taką funkcję publiczną, to jest ona zdecydowanie służbą, a nie zaszczytem. Że trzeba ją wykonywać z pełną pokorą. Że trzeba przyjmować wszystkie wyzwania oraz wszystkie uwagi, które Lubuszanie będą zgłaszali i będą chcieli je z wojewodą przedyskutować. Ja na takie spotkania będę otwarty. Chcę spełniać ten urząd w bardzo dużym otwarciu na różne środowiska. Chcę rozmawiać z nimi o problemach województwa lubuskiego i podejmować te problemy, przenosząc na grunt rządu. Oczywiście, pamiętając o tym - jak mówiła pani premier - że wojewoda jest reprezentantem rządu w terenie i dopowiada za sprawne wdrażanie programu, czyli expose.
Będę otwarty na wysłuchanie wszystkich ludzi
- Premier prosiła was też, byście nie zapominali, że macie być wśród ludzi. Będzie pana można zatem częściej spotkać w terenie niż w biurze?
- Ja z natury jestem człowiekiem, który nie za bardzo lubi siedzieć za biurkiem. Zdecydowanie chcę być wśród ludzi, spotykać się z nimi, słuchać ich. Tylko w rozmowach bezpośrednich można poznać faktyczne problemy. Najgorsze jest zamknąć się w gabinecie, sprawować urząd i oderwać się od rzeczywistości. Absolutnie sobie tego nie wyobrażam, aby funkcja wojewody była sprawowana jako wielki urząd. To ma być normalna służba ludziom, tylko akurat na tym stanowisku. Będę otwarty na wysłuchanie wszystkich ludzi - tych z problemami, tych, którzy czują się oszukani, wykluczeni. Od razu to chcę zadeklarować Lubuszanom, że dostęp do urzędu wojewody będą mieli zawsze, gdy będą mieli takie życzenie.
- Czym zajmie się pan na wstępie?
Zależy mi na samorządach, na środowiskach gospodarczych, akademickich. Przyjdzie na to czas, aby rozmawiać o szczegółach. To jeszcze nie jest ten moment.
- Zadba pan o pogodzenie północy z południem?
Tu będę konsekwentny. I wcześniej jako radny sejmiku, i później jako senator, przy każdej okazji zawsze mówiłem, że Lubuskie jest wynikiem porozumienia wszystkich, którzy tego województwa chcieli. Ono jest wielką dla nas zdobyczą. Dbajmy zatem o to, aby to było województwo nasze wspólne. Aby się równomiernie rozwijało.