Ceny mieszkań w Polsce rosną wolniej niż w Unii

Czytaj dalej
Fot. Fot. Wojciech Matusik
(KS)

Ceny mieszkań w Polsce rosną wolniej niż w Unii

(KS)

Popyt na lokale mieszkalne jest w naszym kraju od lat w miarę stabilny.

Z czego wynika stabilność cen mieszkań w naszym kraju oraz czego możemy się spodziewać w najbliższej przyszłości?

Daleko nam nawet do średniactwa

Z danych Eurostatu wynika, że Polska jest na ósmym miejscu od końca pod względem zmian cen mieszkań w porównaniu z danymi za 2010 rok. Od tego czasu do 2014 roku koszty nabycia nieruchomości w naszym kraju spadły aż o 8 procent. Później zaczęły rosnąć, ale znacznie wolniej niż w innych państwach.

Podczas gdy średnio w Unii Europejskiej wzrosły - od 2010 roku - o nieco ponad 5 procent, u nas wciąż są o 4,5 procenta niższe. W rezultacie mieszkanie, które wówczas kosztowało 300 tysięcy złotych, dziś jest warte 286 tysięcy złotych. Gdybyśmy natomiast byli europejskim średniakiem, to jego wartość wynosiłaby 316 tysięcy złotych.

To jednak nic w porównaniu z tym, co dzieje się w Estonii czy Danii. W pierwszym z wymienionych krajów ceny średnio wzrosły o 62 procent, a nowych mieszkań aż o 80 procent. To nie wyjątek. Na Łotwie nowe lokale zdrożały aż o 86 procent, zaś w Danii o 145 procent. Ta ostatnia wartość oznacza, że za nieruchomość z rynku pierwotnego trzeba zapłacić na przykład 736 tysięcy złotych, mimo że w 2010 roku podobne lokale były sprzedawane za 300 tysięcy złotych.

Stabilność cen mieszkań w naszym kraju jest o tyle nietypowa, że mamy obecnie rekordowo niskie stopy procentowe, a więc kredyty hipoteczne są dość tanie oraz stosunkowo łatwo dostępne. Poza tym obecnie jest też bardzo małe bezrobocie, co zwykle powoduje, że ludzie nie boją się zaciągać długoterminowych zobowiązań. Mimo tych sprzyjających warunków, ceny zmieniają się nieznacznie. W dużej mierze odpowiada za to łatwa dostępność mieszkań. Dewelo-perzy budowali w ostatnim czasie rekordowe liczby nieruchomości, zaspokajając popyt.

Wzrostowi cen nie sprzyja demografia

Nic nie wskazuje na to, aby w bliższej przyszłości poziom cen miał się istotnie zmienić. Co prawda, w przyszłym roku ma powrócić inflacja. Może ona spowodować, że mieszkania zdrożeją, aby utrzymać ich realną wartość w porównaniu z cenami innych dóbr. Z drugiej jednak strony inflacja oznacza podwyżki stóp procentowych. Te przyczynią się do spadku opłacalności inwestycji w mieszkania w porównaniu np. z lokatami bankowymi. Poza tym spowoduje ona, że droższe i trudniej dostępne staną się kredyty hipoteczne.

Nie bez znaczenia jest też sytuacja demograficzna. Osoby urodzone w okresie ostatniego wyżu (początek lat osiemdziesiątych), w większości już zdążyły kupić mieszkanie. To one oraz inwestorzy zagraniczni są w dużej mierze odpowiedzialni za ogromne wzrosty cen, jakie obserwowaliśmy w czasie ostatniego boomu (lata 2006-2007). W latach 90. XX wieku i później urodzeń było już mniej.

Dla przykładu, w 1980 roku urodziło się około 700 tysięcy dzieci, w 1990 roku już tylko 550 tysięcy, a później jedynie około 400 tysięcy dzieci rocznie i mniej więcej taki poziom utrzymuje się do dziś. W rezultacie popyt na mieszkania (patrząc w skali kraju) w kolejnych latach prawdopodobnie będzie w miarę stabilny i nie powinien powodować znaczących wzrostów cen.

(KS)

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.