Cały naród gada o reparacjach. Komu wystawić rachunki za naszą krzywdę
Ni stąd, ni zowąd okazało się, że Niemcy są nam winni jakieś pieniądze za II wojnę światową. Nic dziwnego, że Polacy żyli w błogiej nieświadomości, nie przychodziło im do głowy, że rachunki nie zostały jeszcze całkowicie wyrównane, skoro od podpisania kapitulacji przez feldmarszałka Wilhelma Keitla minęło 72 lata. Lecz co się odwlecze, to nie uciecze.…
Na pytanie zadane przez jednego z posłów, sejmowi urzędnicy odpowiedzieli, że tak zwane reparacje nam się należą jak psu zupa. Co prawda, niemieccy urzędnicy żachnęli się, że jest inaczej, ale trudno przecież przypuszczać, że będzie odwrotnie, to znaczy: nasi stwierdzą, że się nie należą, a tamci - że jak najbardziej. Niestety, w tym stanie rzeczy, jeśli na horyzoncie nie rysuje się zgoda, do akcji musiałaby wkroczyć jakaś instytucja międzynarodowa. A z tym może być kłopot po tym, jak minister Jan Szyszko ogłosił, że orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości (w sprawie wycinki Puszczy Białowieskiej) nas nie obowiązują.
Swoją drogą, moglibyśmy argumentować w Brukseli, że gdyby Niemcy nam zapłacili, to i tak wszystko zostanie w rodzinie, czyli w Unii Europejskiej. To jakby przesunięcie w rodzinnym budżecie - zamiast kupować sobie więcej kredek, można zafundować tornister ubogiemu kuzynowi.
Załóżmy na chwilę, że kanclerz Angela Merkel otworzyłaby dla nas swoje serce równie szeroko, jak dla islamskich uchodźców i byłaby skłonna nam ten tornister kupić... Niestety, mogą być problemy z wyborem modelu. Jest oczywiste, że tak dumny naród jak Polacy nie zadowoli się ochłapem. Nie wystarczy, że dostaniemy tani egzemplarz z tektury. To musi być najbardziej wypasiona wersja - z fajną muzyczką, światełkami i mrugającym z kieszonki smartfonem.
Warto się zastanowić, w jakiej sytuacji się znajdziemy, jeżeli oficjalnie zażądamy forsy i to dużej, bo wojna była długa i straszna, a Niemcy powiedzą: nie! Bo przecież chyba nie machniemy ręką: nie to nie, obejdzie się... Trzeba by wtedy jakimś sposobem wydębić kasę, bo Polacy gotowi są pomyśleć, że rząd jest słabiutki. Na to jest praktycznie jedna metoda - zabrać Niemcom fabryki, które dotychczas u nas zbudowali. I te, które w międzyczasie zbudują, jak na przykład zakład Mercedesa w Jaworze. A potem wystarczy na granicy wykopać głębokie rowy i rozciągnąć zasieki z drutu kolczastego.
Jestem zresztą przekonany, że za nasze krzywdy powinni zapłacić wszyscy sąsiedzi. Rosjanie łupili nas niemiłosiernie, właściwie zaczęło się to już za caratu (nie wspominając o nieoddanym samolocie). Bez wątpienia Szwedzi powinni wypłacić sowite odszkodowanie za potop. Czesi cieszą się od 1945 roku z zagarnięcia części Zaolzia, które słusznie im skubnęliśmy siedem lat wcześniej. Słabiej kojarzę niezałatwione rozliczenia ze Słowakami, ale jakiś czas temu nie zgodzili się, byśmy sobie ciągnęli od nich podziemną wodę Muszynianka, a to już jakiś punkt zaczepienia. Natomiast z Ukrainą i Litwą sprawa jest prosta, wręcz bezdyskusyjna - niech nam zapłacą za przejęte Lwów i Wilno. Zaraz... Chwileczkę... O co pytacie? Co w takim razie z Wrocławiem? No nie... To chyba żart. Kupa kamieni po Festung Breslau może być warta co najwyżej parę groszy.