Bywało, że derby były wojną, w trakcie której lała się krew
O kibicach Cash Broker Stali Gorzów i Ekantor.pl Falubazu Zielona Góra oraz o derbach porozmawialiśmy z gorzowia¬ninem Markiem Towalskim
Są takie pytania o derby, na które nie lubi pan odpowiadać?
Zawsze niezręcznym tematem jest ten o kibolach. Zwłaszcza jeśli wywołują oni burdy. I w tamtych latach, i w tych zawodnicy mają do siebie szacunek. Oczywiście, nie muszą być ze sobą zaprzyjaźnieni, nie muszą się kochać. Wystarczy, że są kolegami. Szanują się wzajemnie, spotykają się prywatnie. Kibole w derbach szukają podtekstów i znajdują je, zamiast cieszyć się wspaniałą imprezą. Niech wygra w nich lepszy. Niech kibice dopingują swojej drużynie, a nie wygranej. Wówczas będą odczuwali satysfakcję. Czasami też trzeba pochylić głowę i z pokorą przyjąć porażkę. A na końcu należy pójść razem do baru, wypić wspólne piwo i pogratulować zespołowi, który był górą.
Kiedyś część kibiców też była tak agresywna jak dziś?
Tak, z zastrzeżeniem, że to się zmieniało na przestrzeni lat. Pamiętam, jak mój brat był ze Zbigniewem Bodnarem, dziś dziennikarzem Radia Zachód, w Zielonej Górze. Tego roku była bardzo duża zadyma, wiele walk, polała się krew. Pan Zbyszek, ubrany w skórzaną kurtkę, dostał ostrym nożem gdzieś po plecach. To widział mój brat i zareagował na to, rzucając się na napastnika. To była wojna. Kto wie, czy mój brat nie uratował Zbyszkowi życia. Takie derby też bywały, ale później to minęło. Dziś to w miarę się odbywa. Zostało jedynie kilku chuliganów, którzy nie rozumieją walki sportowej.
Gdyby część kibiców jednych nie nazywała drugich wrogami, derby straciłyby na znaczeniu?
Te derby zawsze będą miały znaczenie, bo jesteśmy porównywalnymi miastami. Między nami była rywalizacja od zawsze. Wydaję mi się, że w kulturalny sposób też mogłoby się to odbywać. Może nawet byłoby lepiej? Derby to jest święto żużla. Trzeba wyjść na ulicę i głośno krzyczeć. Trzeba kibicować, ale w ramach zdrowego rozsądku. Nie można przesadzać.
Mówi się, że derby rządzą się swoimi prawami. Co to znaczy?
Jest takie powiedzonko w naszym gorzowskim światku żużlowym, że można wszystkie mecze przegrać, ale z Zieloną Górą trzeba wygrać.
Triumf w derbach jest ważniejsze niż tytuł mistrzowski?
To jest pokazanie, jak ważne są dla nas derby, choć wiadomo, że jedno spotkanie nie zadecyduje o mistrzostwo Polski. Gdyby nawet Stal przegrała, to sprawa tytułu cały czas jest otwarta. Poza tym, mistrzostwo kraju, to mistrzostwo, ono jest najistotniejsze.
Nie ma Pan żadnych obaw przed niedzielnymi derbami? Stal pojedzie w nich bez Krzysztofa Kasprzaka i Huberta Czerniawskiego, ale z innymi...
Decyzja całego sztabu szkoleniowego ze sprowadzeniem Linusa Sundstroema za Kasprzaka była jak najbardziej trafiona. Musieliśmy mieć zawodnika, który liznął ekstraligę. Jest elastyczny i młody, więc można go dopasować. Z Lesznem zrobił rewelacyjne sześć punktów plus bonus. Co prawda trafiło mu się olimpijskie kółko, ale to może się trafić każdemu. Ta liga jest bardzo silna.
Ten optymizm bierz się też stąd, że Falubaz jest siódmy w tabeli?
Oni mają więcej zawodników, którzy jeżdżą w kratkę. My mamy czwórkę praktycznie zawsze punktującą. Mamy równiejszy skład, jeśli chodzi o seniorów. A juniorzy z Falubazu nie są wielkimi asami. Są bardziej doświadczeni niż nasi zawodnicy, ale można z nimi powalczyć. Ich umiejętności są zbliżone.
To jakie będą to derby?
Jestem bardzo spokojny o Stal w derbach. Jestem przekonany, że zwyciężymy, ale to nie znaczy, że to będą derby do jednej bramki. Wtedy bym przesadził. Stal jest w tym roku bardzo mocną drużyną. Nie przeszkadza w tym to, że mamy świeżo po licencjach młodych zawodników, którym naprawdę jeszcze dużo brakuje, bo i tak ciężko będzie nas pokonać i u nas, i na wyjeździe. Przewiduję, że w zasadniczej rundzie nie powinniśmy nigdzie przegrać. Play offy to nowe rozgrywki.