Były poseł PiS Tomasz G. ma proces o wyłudzanie kredytów
W środę w poznańskim sądzie ma rozpocząć się proces Tomasza G. Były poseł PiS jest oskarżany o wyłudzanie kredytów w rodzinnych sklepach meblowych. Z różnymi osobami, w tym z bezdomnym i bezrobotnym, miały być zawarte fikcyjne umowy na zakup mebli na raty.
- Sprawa wypłynęła w związku z moją aktywnością polityczną. Chodzi o kwotę kilku tysięcy zł. Gdzieś, na jakiejś umowie, z boku pojawił się mój podpis. To śmieszne i absurdalne, że mam usłyszeć zarzuty - tak były poseł PiS zareagował na informację, że ma otrzymać zarzuty za oszustwa sprzed lat.
W marcu tego roku prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia, a w środę ma ruszyć proces Tomasza G. Były polityk PiS nie ma zarzutów za „kilka tysięcy złotych”. Są znacznie poważniejsze. Prokuratura Okręgowa uważa, że w latach 1996-1999 wyłudził 87,9 tys. zł.
Sprawa trafiła do sądu po tak długim czasie, bo najpierw została umorzona. Potem, gdy została wznowiona po artykule w „Głosie Wielkopolskim”, Tomasza G. chronił immunitet.
Pomocna dłoń PiS-u
Były parlamentarzysta do Sejmu po raz pierwszy trafił w 2005 roku. Posłem był przez 10 lat. Należał do PiS-u i z list tej partii trzykrotnie zostawał posłem. Prezes PiS Jarosław Kaczyński za każdym razem pozwalał na jego start, mimo że o podejrzanej działalności ówczesnego posła po raz pierwszy pisaliśmy już w 2006 roku.
W 2011 roku poznańska prokuratura, pięć lat po wznowieniu śledztwa, domagała się, by Sejm uchylił immunitet Tomasza G. Polityka bronił wtedy ówczesny poseł PiS Andrzej Dera, obecnie minister w kancelarii prezydenta Andrzeja Dudy. Dera był skuteczny, bo posłowie nie przegłosowali zgody na pociągnięcie G. do odpowiedzialności karnej. Zabrakło 14 głosów.
Prokuratura musiała więc umorzyć sprawę. Okazja do wznowienia śledztwa pojawiła się, gdy stracił mandat posła.
Najpierw, w 2012 roku, opuścił PiS i przeszedł do Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry. Rozłamowcy pojednali się potem z prezesem PiS i znaleźli miejsca na listach wyborczych w 2015 r. Tomasz G. szukał z kolei szczęścia... na liście komitetu Korwin. Komitet nie przekroczył progu wyborczego, Tomasz G. pożegnał się z Sejmem, a prokuratura wróciła do starej sprawy.
Niejasne kampanie
Osiemnaście zarzutów, które ciążą na Tomaszu G., dotyczą wyłudzania kredytów na tzw. „słupy”. Miejscem rzekomych przestępstw były sklepy meblowe należące do rodziny G. Polityk przed laty był ich pełnomocnikiem. Sklepy miały kłopoty finansowe. Tomasz G. podobno szukał wśród znajomych chętnych na fikcyjny zakup mebli na raty. W taki sposób zawarto umowy np. na bezdomnego, na bezrobotnego, na osobę z zaburzeniami psychicznymi. Meble nie opuszczały magazynu.
Sklepy zarabiały, bo nieświadome banki i firmy obsługujące zakupy ratalne przekazały im pieniądze. Kłopoty zaczęły się, gdy „słupy” nie spłacały kredytów.
Proces, który w środę ma się rozpocząć, będzie pierwszym „w karierze” Tomasza G. W przeszłości groziły mu sprawy sądowe za podejrzenia nielegalnego prowadzenia dwóch kampanii wyborczych. Pojawiały się doniesienia, że polityk znacznie przekraczał limit wydatków. Poznańska policja dwukrotnie długo prowadziła postępowania, a polityk nie stawiał się na wezwania. Obie sprawy w końcu się przedawniły.
Tomasz G. po odejściu z polityki wrócił do biznesu. Zajmuje się prowadzeniem jednej z uczelni wyższych w Poznaniu. Nie chce, by w kontekście trwającej sprawy karnej podawać jego pełne dane osobowe.
Ukrainiec „Wowa”
Tomasz G. miał również utrzymywać bliskie relacje z ukraińskim przestępcą Wołodymyrem P., ps. „Wowa”.
Artykuły na ten temat pojawiały się w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Ukrainiec Wołodymr P. pomagał politykowi wieszać plakaty podczas jednej z jego kampanii wyborczych. Mieli także prowadzić wspólne interesy. „Wowa” miał procesy za wyłudzenia odszkodowań za fikcyjne stłuczki, posiadanie broni, korumpowanie policjantów, pobicia i kierowanie grupą przestępczą.
„Newsweek” opisał jedną ze spraw karnych „Wowy”. Jest bliźniaczo podobna do oskarżeń pod adresem byłego posła PiS. Ukrainiec wystawiał zaświadczenia o zarobkach na „lewe” dokumenty. Podstawieni ludzie szli z nimi do sklepu rodziny G., żeby kupić meble na kredyt. Potem „słupy” znikały, a pieniądze z firmy kredytowej trafiały do sklepu rodziny G.
Krewni eksposła, podczas procesu „Wowy”, dystansowali się od znajomości z Ukraińcem. Jednak sąd, jak podkreślił tygodnik, wskazał, że świadkowie chcieli uniknąć odpowiedzialności karnej oraz ochronić dobre imię swojej rodziny i dlatego za wszelką starali się uniknąć powiązania z „Wową”.